28.05.2019
𝙚𝙡𝙞𝙯𝙖𝙗𝙚𝙩𝙝
— Cholera! — krzyknął blondyn, gwałtownym ruchem oglądając się za siebie. Przyspieszył, obawiając się konsekwencji, które z każdą długą sekundą stawały się coraz bardziej realne. Zmierzyłam go niedbale wzrokiem, biedaczek był wręcz przerażony. Mi również zdarzało się czuć lepiej, szczególnie wtedy, kiedy nie urządzałam sobie całonocnych rajdów po szkolnych korytarzach. — Teraz na pewno nas złapią, na Archimedesa! — wysapał mój towarzysz, minimalnie zwalniając kroku, by nie wylądować na podłodze podczas skrętu w lewo, w kierunku stołówki. Tak jak w planie.
— Nie złapią. — wydyszałam, próbując dotrzymać mu kroku. Gdyby nie ta akcja w życiu bym nie pomyślała, że chucherko ma takie tempo. — I ciszej, błagam. — zganiłam go zachrypłym szeptem. Po wczorajszym wieczorze praktycznie straciłam głos, a każdy mięsień palił mnie bólem.
Tak, marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do łóżka.
Minęliśmy stołówkę, kantorek wuefistów, następnie sprintem przemknęliśmy pod arkadami mając wielką nadzieję, że u reszty również wszystko idzie zgodnie z założeniami. Bo jeśli jest coś, czego nie zdołaliśmy przewidzieć, już dawno po nas.
Wpadliśmy w obiecany zaułek i oparliśmy się ciężko o ścianę. Pochyliłam się do przodu, opierając dłonie na kolanach. W głowie szumiała mi krew, lodowate nocne powietrze cięło moje zbrukane gardło jak sztylet, a przed oczami miałam tylko mroczki. Blade, kościste palce chłopaka musnęły moje zgarbione od niezliczonych godzin siedzenia przy biurku plecy. Wzdrygnęłam się odruchowo, natychmiastowo się wyprostowałam. Teraz nie było czasu na... cokolwiek to miało znaczyć. Nieważne. Najpewniej zupełny przypadek.
Księżyc mocno oświetlał nasze twarze, a my nadal próbowaliśmy łapać oddech po długim biegu. Zdecydowanie, oboje musimy popracować nad kondycją.
Trenowaliśmy i analizowaliśmy tę noc tyle razy... odgrywaliśmy scenki, powtarzaliśmy kwestie... zupełnie jakby to było końcowe przedstawienie koła teatralnego, ewentualnie zdjęcia do jakiegoś naprawdę tandetnego filmu akcji. Każdy z nas świetnie pamiętał swoją rolę. Każdy idealnie ją odgrywał. Każda rola była niczym główna, bowiem jeżeli którekolwiek z nas by zawiodło, cały misterny plan właściwie ległby w gruzach.
— Ja pierdole... — przeklął cicho chłopak obok, a mnie aż włosy na karku stanęły dęba. Złe przeczucia w środku zaczęły się kumulować. Co spektakularnego musiało się stać, żeby Valerian Thornton użył t a k i e g o słowa?
Spojrzałam w jego pociemniałe, lśniące od gromadzących się w kącikach łez oczy i podążyłam wzrokiem tam, gdzie zawiesił swoje spojrzenie, przygotowana ujrzeć conajmniej ducha.
I wtedy zrozumiałam.
W oknie skrzydła wschodniego, do którego byliśmy teraz odwróceni stał nikt inny jak Jej Ekscelencja, dyrektor Pratchett we własnej osobie. Patrzyła prosto na nas.
Zdecydowanie wolałabym ujrzeć ducha.
Fakt, że było grubo po północy, a my mieliśmy ze sobą torbę o oczywistej zawartości zdecydowanie działał na naszą niekorzyść, tudzież fakt, że w tym momencie byliśmy naprawdę o s t a t n i m i osobami, które spodziewałaby się tutaj dzisiaj zobaczyć.
Nie wyglądała jednak na zdziwioną.
Sparaliżowało nas oboje. Bylibyśmy przygotowani, ale nie na dyrektor Pratchett. Nie mieliśmy pojęcia co zrobić, jak zadziałać. Uciekać? Zakrywać twarze? Cokolwiek, jakkolwiek genialni byśmy nie byli, teraz już za późno. Wszystko, mozolnie planowane przez ubiegłe tygodnie, schematy, ewentualności, lista potencjalnych osób, które moglibyśmy napotkać po drodze — wszystko to właśnie stało się zupełnie nieprzydatne, bo nikt z nas nie przewidział dyrektorki w oknie remontowanego skrzydła o pierwszej nad ranem w środę, dwudziestego ósmego maja, w dzień rozpoczęcia gimnazjalnych końcowych egzaminów.
Ta cała sytuacja przyprawiała mnie o mdłości. Przytrzymałam się marmurowej płaskorzeźby na ścianie, żeby nie runąć bezwładnie na bruk. W ustach czułam słodki, dławiący posmak. Serce waliło mi jak nigdy przedtem.
To koniec. Naprawdę koniec.
Wychodzi na to, że kiepscy z nas aktorzy. I w dodatku beznadziejni szpiedzy.
•••by sheesh•••
CZYTASZ
𝐤𝐞𝐞𝐩 𝐲𝐨𝐮𝐫𝐬𝐞𝐥𝐟 𝐚𝐥𝐢𝐯𝐞 | 𝐨𝐫𝐢𝐠𝐢𝐧𝐚𝐥 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲
Novela Juvenil𝙠𝙚𝙚𝙥 𝙮𝙤𝙪𝙧𝙨𝙚𝙡𝙛 𝙖𝙡𝙞𝙫𝙚, 𝙮𝙚𝙖𝙝! 𝙠𝙚𝙚𝙥 𝙮𝙤𝙪𝙧𝙨𝙚𝙡𝙛 𝙖𝙡𝙞𝙫𝙚 𝙤𝙤𝙝! w dzisiejszych czasach, żeby zostać docenionym przez rówieśników i dobrze czuć się we własnej skórze, trzeba nie lada zacięcia, mocnego kręgosłupa moralnego...