– I jak?- zapytał Aominecchi na wstępie, kiedy wszedłem do mieszkania.
– Hm?- mruknąłem, patrząc na niego niezbyt przytomnie.
– Odprowadziłeś go? Posadziłeś w foteliku i zapiąłeś mu pasy?
– O co ci chodzi?- burknąłem, marszcząc brwi i zdejmując płaszcz. Buty zrzuciłem ze stóp i pozostawiłem w nieładzie na wycieraczce. Ruszyłem w stronę stojącego w wąskim korytarzu Aominecchiego, przeczesując palcami włosy i zgarniając je do tyłu.- Idę się wyką-...
– Czekaj.- Daiki zatrzymał mnie, opierając dłoń o ścianę i blokując mi przejście. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.- Jesteś pewien, że tego chcesz, Kise?
– Ech?- Nie rozumiałem.- Czego chcę...?
– No tego Kuroko – odparł Daiki.- Mam na myśli: tutaj, w naszym mieszkaniu.
– Oczywiście – odparłem z wahaniem.- Czemu miałbym nie chcieć?
– Spójrz na siebie – westchnął Aomine, krzywiąc się lekko.- Odkąd koleś się pojawił, albo jesteś cały w skowronkach, albo cały zestresowany. W dodatku jak jest obok ciebie, to robisz się czerwony jak burak. Rozumiem, dawna miłość, a na dodatek facet pochłaniał cię wzrokiem, ale...
– C-c-co robił?!- wykrzyknąłem, czerwieniąc się po same uszy.
– Hm? Nie zauważyłeś?- Aomine uniósł sceptycznie brew.- Jak już raz na ciebie spojrzał, to zaczynał pożerać cię wzrokiem, a robił to za każdym razem, gdy się odezwałeś. Dziwne, że jeszcze coś z ciebie zostało...
– N-nie wiem o czym mówisz, Ahominecchi!- burknąłem, zaciskając dłonie w pięści.- Opacznie to rozumiesz! Ja i Kurokocchi po prostu wciąż nie możemy przywyknąć do widoku siebie wzajemnie, po dwunastu latach rozłąki! J-ja sam nie mogę się na niego napatrzeć, tak się z-zmienił...
Sam nie wiedziałem, kogo próbowałem oszukać. Wiedziałem przecież, że Kurokocchi wcale się tak dużo nie zmienił, a jednak powiedziałem coś takiego Aominecchiemu; zupełnie jakbym próbował usprawiedliwić własne zachowanie.
Ale że Kurokocchi „pochłaniał mnie" wzrokiem..? Niczego takiego nie zauważyłem. A jeśli nawet coś takiego robił, to pewnie z czystej ciekawości, tak jak powiedziałem przed chwilą (tyle że od dupy strony).
– A tak właściwie, to czemu się rozstaliście?- zapytał Aomine, odsuwając rękę i patrząc na mnie z góry. Nie był dużo wyższy ode mnie, ale czasami czułem się przy nim naprawdę mały.- Poszliście do innych szkół i kontakt się urwał, czy co?
Zacisnąłem lekko wargi, odwracając wzrok na bok. Nie bardzo miałem ochotę pogrążać się we wspomnieniach i przywoływać niechciane obrazy z mojej przeszłości. Nie chciałem otwierać zasklepionych już przecież ran i sypać na nie soli. Sporo czasu zajęło mi pozbieranie się po tamtych wydarzeniach i przywrócenie sobie samemu uśmiechu na twarz, tak jak i ułożenie sobie życia jako nowy Kise Ryouta.
Nawet jeśli to Aominecchi – czasem złośliwy, czasem drażniący, ale jedyny, który naprawdę nigdy mnie nie oceniał – chyba wciąż nie byłem gotów, by otworzyć się przed nim tak bardzo.
– Nie chcesz mówić – stwierdził Daiki, przyglądając mi się.- Czyli co? Odkrył, że lubisz się przebierać za dziewczynę i wygadał to w szkole?- zarumieniłem się i spojrzałem na niego ze złością.- Nie? To może tańczyłeś w klubie go-go, w obcisłym lateksowym stroju?
– Aominecchi...- zacząłem ostrzegawczym tonem.
– Aaah, czyli tańczyłeś w klubie go-go, przebrany za dziewczynę!
YOU ARE READING
Piąta pora roku
FanfictionSzukając dla siebie współlokatora Kise Ryouta i Aomine Daiki spotykali wielu ludzi; od grubych mafiozów począwszy po nawiedzonych satanistów kończąc, wobec czego nic nie mogło ich zdziwić, kiedy ponownie zaczęli szukać kumpla do płacenia rachunków...