Rozdział czwarty

267 32 20
                                    

– Achh...~ Oo... Aaach!... U-uhh...- jęczałem głośno, wyginając kręgosłup przy spazmatycznych wdechach, wiercąc się na swoim łóżku i kurczowo zaciskając palce na kołdrze.

– Kise...

– Aaach~!

Aominecchi wydał z siebie ciężkie westchnienie. Widziałem, że przygląda mi się zmrużonymi oczami, a ja tonąłem w ich granatowej głębi, błagając niemo, by skrócił moje męki i cierpienia i...

– Rośnie w oczach – mruknął.

– A... Aominecchi?

– Trzydzieści osiem i pół – wyjaśnił, wbijając wzrok w trzymany w dłoniach termometr, który dopiero co wyjął spod mojej pachy.

– Wiedziałem...- westchnąłem z jękiem.- Umieram, Aominecchi~! Ja umieram!

– Będziesz umierał, jak ci powiem – burknął, odkładając termometr na szafkę nocną.- Poszukam jakichś innych leków na zbicie gorączki i zrobię ci herbatę...

– Gardło mnie boli – jęknąłem, rzucając głową na prawo i lewo.- Czuję się taki do dupy! Czuję, że umieram! Nie mam na nic sił! Nienawidzę być chory!

Zamknąłem jadaczkę, kiedy w moim pokoju rozległo się ciche, jakby nieśmiałe pukanie. Wraz z Aominecchim spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zobaczyliśmy Kurokocchiego, który zaglądał niepewnie do środka.

– Uhm, słyszałem jakieś dziwne jęki...

– Och, Kurokocchi, ty nie w pracy?- zapytałem, topiąc się we własnych smarkach.

– W firmie nie ma prądu, więc puścili wszystkich do domu – odparł Kurokocchi, wchodząc do środka.- Nie wyglądasz za dobrze, Kise-kun...

– Ma prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki – powiedział Aominecchi, podpierając się lewą ręką o biodro i patrząc na mnie niemalże karcąco.- Wyłazi to twoje zasypianie w salonie przed telewizorem!

– Nad pracą, chciałeś powiedzieć!- Rozkaszlałem się z oburzeniem.

– Mamy coś na zbicie gorączki?- zapytał Tetsuya.

– Łyknął ostatnią pigułkę, ale powinny być jeszcze jakieś inne tabletki – mruknął w zastanowieniu Aominecchi, drapiąc się po brodzie.- Choć nie gwarantuję, że nie są przeterminowane...

– Widziałem aptekę po drodze, podjadę po jakieś leki – stwierdził Kurokocchi.

– Nie musisz się fatygować, Kurokocchi...!

– A ja chcę, żeby się pofatygował, bo nie mam zamiaru cały dzień wysłuchiwać twoich jęków – odparł rzeczowym tonem Aomine, krzyżując silne ramiona na klatce piersiowej.

– Znowu nie idziesz do pracy?- burknąłem obrażonym tonem.

– Mam urlop.

– U...?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

– Bo nie pytałeś.

– Uuugh...!

– Za dziesięć minut będę z powrotem – wtrącił Kurokocchi, posyłając mi lekki uśmiech.- Potrzebujesz czegoś jeszcze, Kise-kun?

– Ze sklepu nie, ale otwórzcie mi okno~ - jęknąłem przeciągle, znów zaczynając rzucać się po łóżku.- Duszno tu jak w...!

– Zapomnij – uciął Aominecchi.- Masz się wygrzać i wypocić. Poza tym myśl też o nas! Chyba nie chcesz, żebyśmy się z Kuroko też pochorowali, prawda?

Piąta pora rokuWhere stories live. Discover now