💌

249 41 17
                                    

        Czasami bała się, że list nie dotarł. Mijało kilka dni, czasami nawet tygodni, a Marie dalej nie dostawała odpowiedzi, co nierzadko wytrącało ją z typowego dla niej spokojnego, stonowanego stylu bycia. Stawała się wtedy niezwykle nerwowa i małostkowa, tak jak teraz; widać to było po spojrzeniu, jakie posyłała każdemu przechodniowi, ilekroć opuszczała swój zaciszny pokój — swoją, mimo wszystko, oazę spokoju — oraz po osobliwych burknięciach, które dało się słyszeć, ilekroć ktoś wspomniał w rozmowie Anję.

Wciąż powtarzała sobie, iż ma do tego pełne prawo, w końcu nie złości się na kochaną Anję, lecz zwyczajnie się martwi, a powodów do zmartwień Marie miała jak zawsze wiele. Nie mogła oprzeć się natrętnej myśli, jakoby coś nieprzyjemnego spotkało tą bliską jej dziewczynę lub wręcz przeciwnie — że spotkała ona kogoś przyjemnego, przyjemniejszego od niej. Co było wyjątkowo trudne, ale nie niemożliwe.

Nakazywała sobie wtedy uspokoić zatroskane kołatanie serca i zwyczajnie czekać, co było, nie ukrywała, jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie przyszło jej robić; nie mogła się bowiem doczekać słodkich słów, jakie odpisze jej Anja, za każdym razem innych, ale zawsze wyrażających to samo, proste kocham cię.

Tak było jej tęskno do ukochanej blondynki, a spotkać się miały dopiero za dwa tygodnie, wraz z rozpoczęciem lata, i razem miały opuścić Niemcy, by udać się do Austrii, gdzie, jak obie wspólnie uznały, będzie żyło się im dużo lepiej — bez podejrzliwych znajomych, bez ciągnących do nich amantów, którzy, choć wcale nie oferowali wiele, pochodzili z wpływowych rodzin, przez co rodzina Marie gotowa była oddać ją w ich łapska bez przymrużenia oka. Z listów dowiedziała się, iż Anja ma ten sam problem, dlatego zdecydowały się na ten radykalny, aczkolwiek konieczny krok. Szczegóły ustaliły już dawno, podobnie jak termin, Marie nie mogła jednak wyzbyć się uczucia, że coś pójdzie nie tak. Potrzebowała tych kilku krótkich słów wsparcia, wypisanych na ozdobnej papeterii tym zakręconym pismem Anji, uroczo niechlujnym, a jednak z zauważalnymi ozdobnikami, jakby dziewczyna starała się pisać elegancko tylko listy do tej jednej, jedynej osoby.

Następnego dnia, tuż po śniadaniu, ruszyła sprawdzić, czy wyczekiwany list w końcu do niej dotarł. Prawie uroniła kilka łez szczęścia i ulgi, gdy w końcu zobaczyła śnieżnobiałą kopertę z lekko rozmazanym tuszem, zaadresowaną do niej, do Marie. Wzięła głęboki wdech i, opanowawszy rozgorzałe w niej emocje, udała się do swojego pokoju, usiadła na zasłanym wcześniej łóżku, po czym trzęsącymi się dłońmi rozerwała kopertę.

Naumburg, 22.06.1821r.

Najdroższa Marie,

musimy jechać jutro. Wybacz, że piszę Ci dopiero teraz, wiesz, że gdybym tylko mogła, nie odstępywałabym mego biurka na krok, aż pióro, którym piszę, nie złączyło mi się z dłonią w jedno, a słowa, które spływają mi potokiem w głowie, nie zostałyby przelane na papier co do kropli. Tak więc wybacz za niespodziewaną przerwę w listach, ale proszę, czekaj na mnie jutro o świcie na stacji kolejowej, tak jak było umówione. Wiem, że to jeszcze nie czas, ale nie mam wyboru; jeśli nie wyruszymy jutro, możliwe że nie nadarzy się już ku temu okazja, rodzina natarczywie nalega bowiem, bym wyszła za mąż za mężczyznę, którego chcą mi pojutrze przedstawić. Czego, oczywiście, nie chcę, i domyślałam się, że Ty również.
      Zapewne nie zdążysz odpisać na ten skromny list, ale jeśli uda Ci się jutro stawić na stacji, rozpoznasz mnie po kapeluszu, który będę na sobie miała, tym aksamitnym, który dostałam od Ciebie w prezencie.

Kocham,
Anja

Marie odetchnęła głęboko, składając list na pół i jeszcze raz na pół, po czym schowała go za ciasny gorset. Nie mogła się doczekać, aż wyrzuci ten diabelski wynalazek, przez który ledwo mogła się poruszać, a który wcale nie sprawiał, że wyglądała zjawiskowo, jak zapewniała ją matka. Odgarnęła ciemne loki z twarzy, nie dowierzając, że naprawdę to zrobią, ona i Anja, i to już jutro, z samego rana. W końcu zostawi za sobą ten brudny świat, w którym zmuszona była żyć tak długo, i w końcu nie będzie musiała siedzieć na każdym przyjęciu herbacianym w irytująco ciasnym gorsecie i niewygodnej sukni.

Przypomniała sobie, jak kiedyś spotykały się z Anją niemal codziennie — mieszkała w końcu po drugiej stronie miasta. Przywodziła na myśl te słodkie chwile, które spędziły razem, jak wspaniale się czuła, gdy mogła dotknąć jej miękkiej dłoni, rumianego policzka, gdy ich usta dopełniały się idealnie w nieśmiałych pocałunkach, by zaraz potem to wszystko zniknęło wraz z chwilą, kiedy matka Anji o wszystkim się dowiedziała i zagroziła, że wyda je milicji. Do serca Marie wdarł się gorzki smutek, który zaraz wypłynął wraz ze łzami, kapiącymi powoli na błyszczący materiał jej sukienki.

Przetarła oczy, niechcący ścierając ze łzami również puder, czym jednak się nie przejęła. Nie była pewna, czy sobie poradzą, obie miały w końcu nie więcej niż dwadzieścia larę lat, ale czy można być pewnym przyszłości? Marie czuła, że tak długo, jak będzie mogła bezkarnie słuchać słodkiego głosu Anji, budzić się przy niej co rano i pleść warkocze z jej pięknych, złotych włosów, będzie szczęśliwa.

Słabe światło jutrzenki oświetlało bladą twarz Marie, a poranna szarzyzna miasta wprawiała ją w ponury nastrój. Nadal była niepewna swojej decyzji; serce łomotało jej jak szalone, kiedy niosła walizkę wypełnioną najpotrzebniejszymi rzeczami i biżuterią, którą planowała potem sprzedać. Za matką i ojcem nie będzie tęsknić, nie byli kochającymi rodzicami. Miasta też nie było jej szkoda, bo choć było ładne, jedyne, na czym jej zależało to Anja. Nie wiedziała właściwie czego się bała, choć zdawało jej się, że to strach przed nieznanym, coś, czego lęka się każdy człowiek.

Cały strach zdawał się jednak rozpływać, gdy na stacji dostrzegła kobietę w aksamitnym kapeluszu.










/a.n./ such_a_sad_boy yo, zrobiłam to

liebe AnjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz