W noc przed operacją odzyskania muru(Mobuhan)

2.3K 35 13
                                    

  Świat na coś oczekiwał.

  I świat miał swoje oczekiwania.

  I siedząc pod gwiazdami Hanji miała wrażenie, że te oczekiwania są skierowane dokładnie w jej stronę. Że wszystkie ciała niebieskie mrugają właśnie do niej, dając znaki, że pora na wyciągnięcie w górę dłoni zaciśniętej na rękojeści ostrza.

  Noc była piękna i noc była dobra, bo wtedy niebezpieczeństwo cichło. Ciemność ciągnęła się w nieskończoność dając pozorne poczucie oddalenia od siebie tego, co już zostało postanowione. Bo przecież miała jeszcze dużo czasu. Przecież jeszcze była cała noc, ranek, droga do bramy...

  Tak, jeszcze ogrom czasu w kojącej, lepkiej nocy. I tylko czasem słyszała w uszach krzyki tych, którzy nocy nie doczekali, bo przeszkodziło im w tym niebezpieczeństwo jasnego, ciepłego dnia.

  I w takich chwilach jak ta czuła niepokój. Nogi do tej pory beztrosko majtające nad przepaścią zamarły. Palce, które do tej pory spokojnie spoczywały na powierzchni szarego kamienia kryjącego pod sobą setki sekretów, zacisnęły się w pięści konwulsyjnie, próbując sprowadzić kobietę do świata żywych. Wargi zamieniły się w wąską kreskę, a oczy nieskryte za okularami zbyt intensywnie odbiły blask księżyca, który zamieniał się w rogalik, by jutro już go nie było widać.

  Jej oddech przyspieszył, gdy poczuła, jak świat pełen oczekiwań zaczął na nią napierać, a krew zaczęła szumieć w uszach ale gdzieś, ostatkami świadomości usłyszała w ciemności szczęk metalu i ciężkich mechanizmów ruchomej platformy. Winda zatrzymała się tuż obok tej, którą przyjechała na szczyt muru.

  - Hanji. - Ciepły dotyk na jej dłoni sprowadził ją na ziemię, a ten głos, którego nie można było pomylić z żadnym innym sprawił, że mogła odetchnąć głęboko, a jej serce ponownie zaczęło bić spokojnym, regularnym rytmem. Uczucie gorąca, z którego sobie nie zdawała sprawy aż do teraz, zniknęło.

  Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła łagodnie. Zawsze dzięki niemu na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Jego obecność była wszystkim, czego potrzebowała. Moblit usiadł obok kobiety cały czas dotykając jej dłoni, ale nie zdecydował się na opuszczenie nóg przez krawędź muru. Zdecydowanie wolał tego nie robić.

  ,,Gdybym o tym decydował, na co dzień kazałbym ci jeść wszystko łyżką i nosiłbym cię na rękach, żebyś za bardzo nie ryzykowała. Wystarczająco wiele złego czeka cię z murami, a tutaj chociaż mogę cię pilnować. " 

  Tak jej kiedyś powiedział.

  - A może powinienem powiedzieć pani generał? - Uśmiechnął się, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni.

  - Już nie. - Machnęła wolną ręką i obdarowała go jeszcze szerszym uśmiechem. - I całe szczęście!

  - Ja uważam, że była byś w tym świetna. - Wzruszył ramionami, patrząc jak łagodne światło księżyca otula twarz kobiety.

  - Ty uważasz, że ja we wszystkim bym była świetna. - Kąciki ust cały czas miała uniesione. Gdy patrzyła na spokojnego Moblita, pomyślała, że może znów się uda. Jutrzejsza wyprawa. Że wszystko będzie dobrze. Bo on był z nią cały czas. A skoro był, to nic złego nie miało prawa się stać.

  - Ależ nie. - Potrząsnął stanowczo głową. - Jesteś beznadziejna w unikaniu niebezpieczeństw.

  Jej śmiech uleciał w górę, do gwiazd, rozłożyła ramiona, jakby chciała objąć cały świat i kładąc stopy na powierzchni muru odwróciła się plecami do Moblita i wpadła wprost w jego klatkę piersiową. Mężczyzna bezzwłocznie otoczył ją swoimi ramionami i mocniej zaciągnął na nich swoją opończę, by wieczorny chłód nie przedostał się bezpośrednio do ich ciał.

  Hanji sięgnęła dłonią do męskich palców spoczywających na jej talii. Pogładziła szorstką skórę dłoni i każdą kosteczkę u paliczków. Głęboko wciągnęła znajomy jej zapach, surowy, ale przyjemny dla jej nozdrzy. Było jej tak ciepło i spokojnie, a przede wszystkim wygodnie. Wcale nie miała ochoty się ruszać ze szczytu muru, właściwie to mogłaby tkwić tak w tej pozycji całą noc. Ostatnią.

  Aż potrząsnęła głową na te myśli. Nie, nie ostatnią. Pierwszą noc ich nowego życia.

  - Co się dzieje? - Zadrżała, gdy poczuła usta Moblita na czubku swojej głowy. Nigdy nie zadrżała jej ręka, gdy była w obecności tytanów, nigdy nie zatrzęsła się, widząc ich hordy na horyzoncie, a jeden pocałunek doprowadzał ją do takiej ekscytacji, której nigdy nie miała prawa poczuć przy tych kreaturach.

  - Nic... Teraz już nic. Jeszcze raz - wyszeptała i z lubością przyjęła kolejny pocałunek, tym razem gdzieś obok jej ucha. Przeszył ją kolejny przyjemny dreszcz, gdy jego oddech owionął jej skórę na szyi. Chcąc więcej, przekrzywiła głowę w bok, dając Bernerowi do zrozumienia, czego potrzebowała.

  Nie musiała dłużej czekać na pieszczotę, bo jego wargi natychmiast odnalazły drogę do niewielkiego kawałka jej nagiej skóry i bardzo delikatnie zaczęły ocierać się o ciało, przyprawiając Zoe o rumieńce od policzków w dół. Po krótkiej chwili Moblit zdecydował się pójść o krok dalej i mocniej przyciskając kobietę do siebie, zaczął obdarowywać ją mokrymi pocałunkami gdzieś w okolicy żuchwy. Nie mogła powstrzymać się od błogiego westchnięcia. Kilka chwil zapomnienia przed piekłem.

  Wcześniej bezwiednie zamknięte oczy otworzyła, ale nie całkowicie. Spod przymkniętych powiek patrzyła na zatarty w konturach pejzaż gwiazd. Jej oddech się pogłębił i słyszała, że u Moblita działo się to samo. Zacisnęła zimne palce na jego dłoniach, nie wiedząc, czego się złapać i wygięła się w łuk pod wpływem nagłej fali gorąca przechodzącej przez jej ciało.

  - Moblit... - Gdy otworzyła usta, jej głos okazał się głęboki i ochrypnięty. - Kocham cię.

  Zatrzymał się na sekundę w swoich działaniach i wrócił, by czubkiem nosa delikatnie odrysować owal jej twarzy. Podążył do ucha, trącając płatek a następnie go całując.

  - Ja ciebie też - szepnął, malując na jej twarzy szeroki uśmiech.

 Hanji gwałtownie się uniosła i odwróciła twarzą do mężczyzny, by móc spojrzeć w jego błyszczące oczy. Jego oblicze oblało się lekkim rumieńcem i na ten widok aż jej się serce ścisnęło. Bardzo powoli zbliżyła się do niego i musnęła jego usta swoimi. Przeciągając napięcie między nimi, nie pogłębiała pocałunku, oczekując, aż on poczyni pierwszy krok.

  Nie zawiodła się. Złapał ją stanowczo i przyciągnął do siebie, wplatając w jej włosy palce jednej dłoni. Wpił się w jej wargi, jakby miał być to ich ostatni pocałunek i nie bawiąc się w uprzejmości, wdarł się językiem do wnętrza jej ust, rozkoszując się ich smakiem. Jego gwałtowność zaskoczyła Hanji, ale przywarła do niego, ściskając w garściach poły jego kurtki, zatracała się w uczuciu radosnego podniecenia. Gdy zabrakło jej tchu, jeszcze bardziej pogłębiła pocałunek, chcąc wyczerpać z niego tyle, ile się da, po czym w ostatniej chwili oderwała się od ukochanych ust, łapiąc gwałtownie powietrze. Czuła jak jej gorąco i nawet chłodny wiatr nie mógł ostudzić jej ciała. Tylko te oczy i dotyk, tylko tyle się dla niej liczyło.

  - Chodź. - Wstał i podał jej rękę, by podciągnąć ją jednym ruchem w górę. Wpadła na niego i oparła mu dłonie na szybko wznoszącej i opadającej klatce piersiowej. Nie pytała gdzie ma iść i po co, postanowiła choć raz być prowadzoną. Na jutro zostawi strategie, plany, decyzje, a dzisiaj będzie bierna.

  Moblit obdarzył ją przelotnym pocałunkiem i nagle chwycił ją pod kolanami i wziął na ręce. Sapnęła z zdziwienia, ale zaraz uśmiech powrócił na jej twarz. Objęła jego szyję rękoma i pocałowała go w policzek, śmiejąc się cicho.

  - Wiesz, że przyjechałeś tu windą?

  Pokiwał głową, ale był wyraźnie zawstydzony.

  - Właśnie sobie przypomniałem. - Zaśmiali się. - A miało być romantycznie...

  - Ależ jest! - Pogłaskała jego włosy na karku i wsunęła palce za skraj jego koszuli. - Jest... - Wtuliła głowę w zagłębienie jego ramienia i jakby mocniej się do niego przycisnęła. - Bo jesteś ze mną.



One shot's || SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz