#17

240 40 8
                                    

Dłoń błądziła po świecącej przez nawilżenie skórze, muskając delikatnie mojego syreniego przyjaciela

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dłoń błądziła po świecącej przez nawilżenie skórze, muskając delikatnie mojego syreniego przyjaciela.

Słońce ze słodką nieśmiałością odsłaniało swe atuty, a falujące odmęty morskiej wody, połyskiwały pomarańczem, różem oraz żółcią.

Na niebie szybowało setki latających małych ,,aniołów". Obłoki przypominały rozmaite kształty, a niebo rozjaśniało z każdą minioną sekundą.

Nadal nie wiem, jakim cudem miałem w swoich objęciach tą cudowną istotę w tą wyjątkowo piękną noc. Tak piękną, że sam poranek nie miał z nią szans. Nawet nie zmrużyłem oka, wypatrując możliwego niebezpieczeństwa, które mogłoby na nas czyhać. Pomimo zmęczenia i zamykających się samowolnie oczu, czułem się wspaniale. Jakby tylko myśl o Taehyungie i jego bliskości wobec mnie, trzymała mnie w realiach, nie pozwalając uciec do Krainy Morfeusza.

Czując poruszenie na torsie zakrytym cienkim, przemoczonym materiałem, od razu uśmiechnąłem się rozczulony. Srebrnowłosy odchylił się przeciągając uroczo i ziewając. Opadł bez namysłu zpowrotem na moją klatkę piersiową, po odpowiednim rozciągnięciu.

-Dzień dobry Taehyungie.

Wyszeptałem, gdyż brałem pod uwagę, to że pewnie jeszcze nie do końca kontaktuje i jest zmęczony.

-Dzień dobry książę.

Mruknął cichutko, a ja miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego, ten drobny chłopak przyśpieszał rytm mojej życiodajnej melodii płynącej wprost z klatki piersiowej.

-K-książę?!

Odskoczył zszokowany i zarazem przerażony, niemal spadając z moich ud. Jednak nie miał prawa, gdyż chwyciłem go mocno w obszarach talii, by nie zrobił sobie żadnej krzywdy.

-C-co się...

-Spokojnie Taehyungie. Już wszystko dobrze. Nic ci nie grozi.

-N-nie grozi? Skąd mam mieć pewność.

Przełknął głośno ślinę, po czym spuścił wzrok.

-Ze mną nigdy nie będzie ci nic grozić... Obiecuję.

-Nie musisz obiecywać. Obietnicę składa się osobie, której naprawdę się ufa i jest dla ciebie ważna.

-Nie uważasz się za taką osobę?

-Nie, ponieważ mnie nie znasz, a ja nie znam ciebie.

Powiedział z dziwnym przekonaniem, jakby wręcz wypierając się czegoś, czego nie potrafię wytłumaczyć logicznie. Skłamałbym gdybym powiedział, że mnie to nie ruszyło. Bo ruszyło i to niezmiernie. Tak więc, mimo wszystko ścisnąłem pięść pod powierzchnią wody.

-W takim razie, ta relacja jest jednostronna, gdyż ja bardzo cię lubię. Nawet po tak specyficznej znajomości, wręcz bezpośredniej, zaufałem ci na tyle by za tobą podążać. Dlatego cieszę się niezmiernie, że mogłem cię uratować w razie zagrożenia. W końcu miałem możliwość cię ujrzeć na własne oczy. Mimo że, nie w całej swojej odsłonie, która na pewno jest jeszcze bardziej czarująca.

Przejechałem wierzchem dłoni, po jego przedramieniu, na co przeszedł go dreszcz.

-Masz omamy. Co ty w ogóle pleciesz? Nie możesz mnie lubić. Jestem trytonem, a ty człowiekiem. Taka przyjaźń nie ma prawa istnieć.

Przez chwilę nastała delikatnie niezręczna cisza, którą przerywały śpiewy rannych ptaków.

-Odpowiedz mi tylko, jak się czujesz.

Zapytałem troskliwie, bardziej przysuwając go na uda, gdyż zdążył mi się już trochę zsunąć. Pomimo lekkiego nadąsania, nie wyrywał się, co mnie niezmiernie cieszyło.

-W aktualnej sytuacji? Czy chodzi o samopoczucie?

Pomimo niesamowicie chłodnej wody i temperatury ciała, czułem rozlewające ciepło na twarzy.

-To i to.

Zaśmiałem się cicho, nadal gładząc jego ramię.

-Czuję lekkie osłabienie i bóle głowy, ale nic prócz tych niedogodności.

Powiedział, zaczynając bawić się swoimi dłońmi.

-A jeśli chodzi o drugie pytanie, to... chyba dobrze... W sensie... Em... Myślałem, że...

-Nie musisz dokańczać. Nie będę ukrywał, że cieszę się z twoich słów.

-Przecież nic takiego nie powiedziałem, ja-

-To nie istotne. Posiedźmy jeszcze chwilę. Podziwiajmy wspólnie wschód słońca.

Ułożyłem brodę na jego kościstym barku, przez co od razu spanikował.

-M-musisz wracać do pałacu. N-na pewno cię szukają... I tak za długo to wszystko trwało. D-do zobaczenia Seokjinie.

Odepchnął się ode mnie i już chciał odpłynąć, jednak żelaznym uściskiem tej delikatnej, bladej dłoni, go zatrzymałem. Odwrócił się w moją stronę.

-Trzymam za słowo mój trytonie.

Uśmiechnąłem się do niego pełen uznania, po czym w mgnieniu oka zniknął w burzy loków morskich, które przez jego nagły ruch stworzyły krąg. Westchnąłem przeciągle, a uśmiech nadal nie bledł. Uniosłem się na równe nogi, a woda ciurkiem ociekała z moich przemoczonych ubrań.

-Nie mogę się doczekać następnego spotkania... przyjacielu.

***

Siren singing «~TAEJIN~»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz