1. "Na co się gapisz..."

54 0 0
                                    


-Jane!!!- zrywam się z łóżka na dźwięk mojego imienia rozchodzącego się po mojej celi.
Otwieram oczy i ukazuje się im drobna kobieta.

-Madeline....- mówię zaspanym głosem, próbując ukryć moje niezadowolenie spowodowane pobudką.

-Jane na co czekasz?!?! Za 15 minut masz być gotowa żeby zdążyć.

Słysząc te słowa staję na równe nogi i uświadamiam sobię że jest piątek. Dzień moich co tygodniowych wizyt u doktora Smitha, mojego psychologa. Niestety nie może on prowadzić wizyt "domowych", więc muszę sama wybierać się do jego gabinetu w pobliskim szpitalu.

Niewiele myśląc wyganiam Madeline aby móc w ciszy się ubrać w mój habit a brązowe włosy do ramion skryć pod welonem. Gotowa schodzę piętro niżej gdzie znajduję się nasza stołówka i po wybraniu jedzenia siadam z Madeline i odmawiamy poranną modlitwę przed jedzeniem.

-Jane, powinnaś zjeść to szybciej jeśli nie chcesz się spóźnić- ponagla mnie koleżanka, a ja uświadamiam sobię że wyrwała mnie właśnie z zamyślenia i bezczynnego jeżdżenia widelcem po talerzu.

-Masz rację. Niestety nie jestem głodna- uśmiecham się szczerze do towarzyszki i wstaje z zamiarem odniesienia jedzenia a jej rzucam krótkie " Z Bogiem".

Madeline różni się od reszty poznanych tutaj sióstr, pewnie dlatego ją od razu polubiłam. Jest zawsze uśmiechnięta i pozytywnie nastawia innych, a nie jak większość, chodzi zadufana w sobie z głową w górze nie zwracając uwagi na innych i prawie z nimi nie rozmawiając. Bardzo się o mnie martwi i się troszczy, bo jej jako jednej z niewielu tutaj zaufałam i powiedziałam prawdę o sobię. Madeline jako jedyna wie gdzie jeżdżę i po co. Owszem większość wie, że udaje się do lekarza ale nie wiedzą jakiego i nie znają powodu, a dla mnie to lepiej. Atmosfera panująca tutaj jest dosyć napięta jak na zakon, gdzie każdy powinien się miłować.

~***~

Idę spacerkiem przez parkowe alejki z racji że to najkrótsza i najprzyjemniejsza droga do szpitala. Zatrzymuję się przed dosyć dużym, ale nieprzyjaźnie wyglądającym budynkiem. Kiedy idę korytarzem starając się dostać do windy, mijam przyjazne spojrzenia uśmiechniętych pielęgniarek i nieco zdziwione spojrzenia innych pacjentów, jednak się tym nie przejmuje. Normalnym dla mnie stało się, że czuję na sobie wzrok innych, w końcu nie codziennie widzi się zakonnicę w szpitalu. Na myśl o tym stwierdzeniu kąciki moich ust drgnęły ku górze a w mojej głowie rozbrzmiał cichy śmiech. Sprawnie wymijając innych dążę do windy a z niej pod gabinet, na którym widnieje napis dr. Simon Smith. Zauważyłam, że korytarz jest pusty. Lekko zapukałam w drzwi z jasnego drewna a po usłyszeniu cichego " proszę" weszłam do gabinetu.

Za biurkiem siedział facet koło czterdziestki, przyjemny wyraz twarzy, włosy czarne w lekkim nieładzie, ubrany w czarną koszulę, a na to zarzucony lekarki kitel, w powietrzu unosiła się woń charakterystyczna dla pomieszczeń lekarskich połączona z męskimi perfumami. Wiedziałam, że nie rozmawiam z tym człowiekiem jak z lekarzem tylko z przyjacielem.

- Siostra Jane!- powiedziała gdy podniósł wzrok, który wcześniej błądził po zapisanych kartkach.

- Witam doktorze - powiedziałam lekko się przy tym uśmiechając.

Po krótkiej wymianie zdań o niczym przeszliśmy do co tygodniowej rutyny wizyty. Zazwyczaj te wizyty różniły się od siebie od względem tematów itd. ale sam pobyt w gabinecie był identyczny do tego z poprzedniego tygodnia.
Ale nie tym razem.
Minęło około dwudziestu minut mojej godzinnej "sesji" z psychologiem. Nagle do gabinetu wkroczył on. Chłopak od drzwi zaczął głośno i nerwowo krzyczeć.

- Kurwa masz mi pomóc!!! Te debile chcą mnie wsadzić!- zdążył wykrzyczeć tylko te dwa zdania kiedy zorientował się, że jestem obecna. Jednak nic sobię z tego nie robił i jeszcze większą złością rzucił w moją stronę- Na co się gapisz świętoszko?! Wypierdalaj stąd!

Zamurowało mnie....


Kocham Cię. AmenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz