Leżałam na starej, kamiennej, pokrytej bliznami dawnych wydarzeń, podłodze. Jej zimno promieniowało na całe moje ciało, dając ukojenie chaotycznym myślom. Przez ostatnie dni starałam się uspokoić, nie analizować wciąż tych samych wydarzeń, na próżno. Nie potrafiłam zapomnieć jego twarzy. W oddali słyszałam krakanie wron i kruków, których całe hordy krążyły nad tym ponurym miejscem. Ich spokojne, miarowe dźwięki, niczym tajemna pieśń, dodawały mi otuchy. Do krzyków dobiegających zza ścian poniekąd przywykłam. Biel ścian raziła mnie w oczy, pomieszczenie wypełniało mętne, blade światło. Wstałam podeszłam do pięknego, wysokiego, strzelistego okna. Patrzenie przez nie było aktualnie moją jedyną rozrywką, od kiedy odebrali mi moje książki. Mimo krat, mogło się otwierać. Wyciągnęłam przez nie ręce i poczułam na nich oddech chłodnego wiatru. Spojrzałam na zarysy tego przeklętego miasta, w którym spotkało mnie moje największe błogosławieństwo i przekleństwo.

Bratnia duszaWhere stories live. Discover now