"I keep thinking that if I could just unzip my skin, step out of this body, then I would see who I really am"
Tego dnia niebo już od świtu zapierało dech w piersiach każdemu, kto raczył unieść na nie wzrok. Jego atramentowa barwa działała jak najdroższy narkotyk, oddziałując na innych wręcz hipnotyzująco, a cały efekt potęgowała nieskazitelność całego nieboskłonu. Ludzki wzrok nie był w stanie dojrzeć żadnych skaz w postaci niewinnych obłoków czy nawet tych złowrogich, ociekających granatem i grzechem. Kamienne uliczki czerpały światło z wysokich, staromodnych lamp, które już dawno poddały się wpływowi czasu, a reszta okolicy musiała zadowolić się nikłą poświatą księżycowego światła. Jedynie lekki wiatr zakłócał całą atmosferę, tańcząc walca angielskiego razem z płatkami śniegu, które poruszały się delikatnie i z niesłychaną ufnością wobec niego, mimo że wiedziały, że niedługo upadną. Wszystko niesamowicie dopełniało się ze sobą, tworząc najpiękniejsze przedstawienie, jakie było dane kiedykolwiek, komukolwiek ujrzeć.
Atmosfera w domu małżeństwa Min emanowała magiczną aurą, której nie sposób było nie wyczuć. Mimo że był to najzwyklejszy domek jednorodzinny zbudowany z czerwonej cegły, mający tylko trzy pokoje z łazienką, był spełnieniem ich najskrytszych marzeń, które pielęgnowali od czasów zabaw w piaskownicy. Jego wnętrze było urządzone w iście artystycznym stylu. W salonie, pierwszym co rzucało się w oczy były pastelowo żółte ściany ozdobione milionami obrazów mało znanych artystów, wielokolorowymi fotografiami oraz telewizorem przymocowanym do ściany, pod którym znajdował się kamienny kominek. Mahoniową podłogę pokrywał niebieski dywan z nutką butelkowej zieleni w fikuśne wzory, a na nim stał malutki, szklany stolik ze złotymi zdobieniami, którego przestrzeń zajmowały ozdobne butelki z kolorowego szkła. Naprzeciwko stolika stała biała kanapa we wzorze maków, na której leżały poduszeczki. Owy mebel zdobiony był drewnianym obramowaniem, który nadaje charakteru całemu pomieszczeniu. Pokój rozświetlony był za pomocą złotego żyrandola, z którego nieśmiało zwisała jemioła. W sypialni zaś królowały pastelowe kolory, ściany, dzięki jasnym odcieniom, optycznie powiększały pokój. Łóżko znajdowało się tuż przy oknie, a przykryte było pastelowo niebieską pościelą. Leżał na nim również różowy, wydziergany koc i kilka białych poduch. Obok łóżka stała metalowa donica, w której spokojnie rosła agawa, która nie tylko wyglądem przypadła do gustu, ale i pięknym znaczeniem długowiecznej miłości. Jasne panele przykrywał dywan w kolorowe, geometryczne wzory, mający na końcach miłe w dotyku frędzle. W samym rogu niedużego pomieszczenia stały dwa srebrne wieszaki z ubraniami w, co dziwne, stonowanych barwach. Jednak najważniejszym pomieszczeniem dla młodszego z mężczyzn była malutka pracownia w odcieniach wrzosu. Na samym środku pokoiku stała średniej wielkości, drewniana sztaluga, ubrudzona milionami najróżniejszych kolorów, o których istnieniu wiele osób nawet nie śniło, a na niej spoczywało białe płótno prezentujące małą dziewczynkę, stojącą naprzeciwko rozbitego lustra. Kurczowo trzymała swoją błękitną sukienkę w drobnych dłoniach, stając na palcach, wydawała się tylko czekać, aż artysta raczy tchnąć życie w obraz, tym samym wykonując ostatnie, pewne pociągnięcie pędzlem. Po całym pomieszczeniu walały się opakowania po farbach różnego rodzaju, od zwykłych farb olejnych po guache, które gospodarz tak kochał. Nie zabrakło również miliona pędzli, które nie zdołały odnaleźć swojego miejsca i tylko czekały, aż ktoś się o nie poślizgnie i wyląduje twarzą w ubrudzonej od farb, drewnianej palecie, a ręką strąci wszystkie płótna, te czyste jak i już dawno zamalowane, z niewysokiej półki.
Ciepło płynące z kamiennego kominka nie tylko ogrzewało okolice najbliżej niego, ale i powolutku wkradało się do serc domowników. Rozpuszczało chłodną powłokę, która chroniła obydwa organy przed cierpieniem, uodporniając ich tym samym na wszelkie uczucia, by w końcu zamknąć je w ciasnym uścisku. Sekunda za sekundą mijała, a to specyficzne ciepło coraz bardziej przejmowało ich zmysły, pozwalając by Jimin wraz z Yoongim mogli poczuć miłość, którą niegdyś tak mocno obdarowywali się przy każdym, najmniejszym kroku. Dźwięk pękającego drewna zaś otulał ich uszy i uspokajał zszargane przez codzienne życie i ciężką pracę, nerwy, co było rzadkim zjawiskiem w ich niezwykle stresującym trybie życia. Sam płomień ukazał się tak szybko i niespodziewanie, jakby reprezentował początki znajomości dwójki gospodarzy, która była dosyć burzliwa i impulsywna. W całym domku unosił się przyjemny zapach świeżo upieczonych ciastek owsianych z gorzką czekoladą, które wydawały się niezwykle apetyczne dla pewnego bruneta, próbującego podkraść słodycz. Niestety został złapany na gorącym uczynku przez blondyna i jeszcze chwila, a dostałby nienagrzaną lokówką po grzesznych dłoniach.