24. Musisz o czymś wiedzieć

648 47 38
                                    

Rozdział miał być jutro, ale... No mniejsza. Proszę bardzo.
Miłego wieczora / nocy / dnia.

ALLAIN

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- Najlepszy. - odpowiedziałem całując ją we włosy.
Siedzieliśmy na molo nad małym jeziorem, Mel i Cole siedzieli gdzieś w ogrodzie na górce za nami, a moi rodzice przygotowywali obiad na, który zaprosiliśmy rodziców Meg.
- Co jeśli to tylko pogorszy sytuację?
- Nie ma mowy. Nie martw się tym.
- All, nie wiesz do czego oni są zdolni. - Spotkałem mnóstwo różnych osób. Będzie dobrze.
- Mimo wszystko się boję.
- All! Megan! Mamy gości! - krzyknęła moja rodzicielka z domku znajdującego się na górce za nami.
- Nie ma odwrotu.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku drewnianego budynku.
Gdy byliśmy na miejscu wszyscy siedzieli już w salonie i o czymś rozmawiali.
- Dzień dobry.- przywitałem się miło.
- Hej. - Megan nieśmiało wyszła przede mnie.
- Skarbie, dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej, że Allain to twój chłopak?
Zarówno ja jak i moją dziewczyna spojrzeliśmy znacząco najpierw na siebie, a potem na moich rodziców, którzy przecież mieli siedzieć cicho.
Moja rodzicielka wzruszyła ramionami z bezsilność, a tata przeczesał dłonią swoje włosy i podjął próbę rozmowy.
- Więc... Napijecie się państwo czegoś?
- Może szklanka wody. - odezwała się blondynka - Megan skarbie. Możemy chwilę porozmawiać?
- Jasne mamo.
Obie wyszły z pomieszczenia.
- Em... - chciałem się odezwać, ale nagle przeszkodził mi ojciec mojej dziewczyny.
- Więc czym się państwo zajmujecie?
- Ja jestem architektem, a mój mąż śpiewa.
- Słyszałem, że ma pani teraz jakiś duży projekt.
- Tak... - moja mama była lekko zdenerwowana a jego pytania jej nie uspakajały bo nie wiedziała ile może powiedzieć - Zajmuję się wyglądem sceny i stoisk na Summerfeście.
- To naprawdę duże przedsięwzięcie.
- Tak. Kiedy szef mi to zlecił sama nie potrafiłam uwierzyć.
- Najpierw nie chciała się zgodzić, ale udało mi się ją przekonać. - mój tata usiadł obok stawiając szklankę na stoliku.
- I przy okazji zalatwiłam ci występ.
- Dokładnie.
Patrzyłem na nich z uśmiechem. Dalej zachowywali się jak nastolatkowie. Babcia Karen powiedziała mi kiedyś, że nigdy się nie zmienili. Cały czas są tacy sami jak wtedy gdy byli w moim wieku, no może trochę dorośli i są bardziej odpowiedzialni.
Pan Fierley patrzył na nich ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, zupełnie jakby nigdy nie widział takich relacji pomiędzy ludźmi.
Zrobiło się nieco niezręcznie, ale sytuację uratował powrót dwóch kobiet.
- To może usiądziemy do obiadu?
- Świetny pomysł.

***

Zaraz po tym jak ja i Megan skończyliśmy jeść wyszliśmy na zewnątrz gdzie atmosfera była zdecydowanie przyjemniejsza.
- All. Musisz o czymś wiedzieć.
- Tak?
- Moja matka będzie robiła wszystko żeby zbliżyć się do waszej rodziny, nie zdziwię się jeśli wymyśli jakiś durny wyjazd integracyjny, za który koniec końców i tak większość kosztów poniesiecie wy.
- Meg nie martw się tym.
- Jak mam się nie martwić?! Nie wiesz do czego jest zdolna moja matka, ona zrobi wszystko żeby tylko zdobyć pieniądze. -w jej oczach szkliły się łzy.
- Nie może być aż tak...
- Ona kazała mi się z tobą przespać a potem powiedzieć, że jestem w ciąży. Dalej uważasz, że będzie okej?
Patrzyłem na nią w szoku, tego zdecydowanie się nie spodziewałem.
- Meg... Przetrwamy to. Tylko musimy być ze sobą szczerzy. - przytuliłem ją.
- Może wróćmy tam zanim stanie się coś co nie powinno.

***

- I było tak źle? - zapytałem kiedy samochód rodziców mojej dziewczyny odjechał z podjazdu.
- W sumie... Nie zrobili nic podejrzanego... Ani prawie wcale nie zepsuli atmosfery. Więc nie było najgorzej.
- Widzisz? Mówiłem.
- To co dzieciaki. Wracamy do domu?- zapytał mój tata opierając się o framugę drzwi prowadzących z korytarza na którym staliśmy do reszty domku.
- Chyba tak. - odpowiedziałem mu.
- Okej. To my z mamą jeszcze tylko pozmywamy, a wy zawołajcie Mel i Cola.
- Jasne.
Wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy namierzać wzrokiem moją siostrę i jej przyjaciela.
- Myślisz, że opuścili?
- Kto?
- Moi rodzice.
- Nie wiem. W zasadzie mogli stwierdzić, że nie warto bo nie zgodzisz się na żaden układ z nimi.
- Albo to tylko cisza przed burzą.
- Możliwe. Ale wolę to co ja wymyśliłem. - uśmiechnąłem się zadowolony z siebie - Melissa!
- Co?! - usłyszałem gdzieś z daleka.
- Zaraz jedziemy!
- Okej!
- Tak oto kontaktuję się z własną siostrą.
- Masz szczęście, że ją masz.
- Wiem. Chodź czasem nie jest łatwo. Rodzice powiedzieli mi kiedyś, że kiedy powiedzieli mi, że będę miał rodzeństwo bardzo chciałem mieć siostrę. Zapytali dlaczego, a ja odpowiedziałem, że mógłbym być dla niej tak cudownym bratem jak tata dla cioci Aaliyah. Głupie co?
- Nie. Urocze. A wiesz, że chyba nawet jesteś takim bratem? Znaczy... Nie wiem jakie są relacje pomiędzy twoją ciocią i twoim tatą, ale jesteś najcudowniejszym bratem jakiego mogła sobie wymarzyć i najlepszym chłopakiem na świecie.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem. - uśmiechnęła się promiennie i musnęła delikatnie moje wargi.
- Miłość rośnie wokół was! - przeszła obok nas Melissa śpiewając, a Cole podążył za nią.
Oboje zaśmialiśmy się po czym ruszyliśmy za nimi do domku.

***

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

- Długo jeszcze? - zapytała Megan kurczowo trzymając się mojej dłoni aby o nic się nie potknąć.
- Właściwie... - otworzyłem drzwi mieszkania kluczem i wprowadziłem dziewczynę do środka- Już jesteśmy.
Zdjęła z oczu chustkę, którą założyłem jej zanim wyjechaliśmy ode mnie.
- Allain, żartujesz?
- Nie.
- Jakim cudem? To mieszkanie jest cudowne.
- Cieszę się, że ci się podoba. - odpowiedziałem zdejmując buty.
- Ale... Jest pewnie bardzo drogie. I te wszystkie meble...
- Nie martw się o to. Damy radę. Na początku będą nam pomagać moi rodzice, ale szybko wyjdziemy na prostą.
- Skąd ta pewność?
- Powiedzmy, że... - złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do dużego salonu- Powiedzmy, że pewien chłopak podpisał dziś rano kontrakt z pewną firmą dzięki czemu niedługo czeka go kilka bardzo dochodowych sesji.
-Allain, gratulacje, to świetnie, ale ja...
- A przy okazji... Załatwił swojej dziewczynie jej wymarzoną pracę.
- Żartujesz.
- Zbyt często to powtarzasz.
- Bo nie mogę uwierzyć.
- Jutro o dwunastej masz rozmowę z szefową.
- Allain ja w to nie wierzę.
- Jeśli Ch esz mogę zadzwonić do Veronici i to potwierdzić.
- Nie... Nie trzeba, ale jak ty to zrobiłeś?
- Ty to zrobiłaś. Masz talent. Pokazałem im kilka twoich zdjęć, a ciocia Veronica szepnęła parę słów. Aczkolwiek byli pod takim wrażeniem zdjęć, że gdy dowiedzieli się ile masz lat byli gotowi przyjąć cię nawet bez jutrzejszej rozmowy.
- Dziękuję. - wtuliła się w moją szyję i zaczęła całować po szczęce.
- Teraz mam dziewczynę, która pracuje dla jednej z największych telewizji Ameryki. Będziesz w tym świetna.
- A co jeśli sobie nie poradzę?
- Meg... Ja poradziłem sobie pozując dla Calvina Kleina, a ty nie poradzisz sobie...
- Zaraz, zaraz. Pozowałeś dla Kleina i nic mi nie powiedziałeś?
- No wiesz... To miała być niespodzianka. Tak samo jak twoja nowa praca.
- Jesteś najlepszy.

No to co, chyba będzie już coraz lepiej, co?
A może jednak nie?
W sumie miło mi się to pisało, a co sądzicie o tym rozdziale wy?
W następnym chcecie mały przeskok w czasie czy kolejny dzień z ich życia?

Zadaję chyba za dużo pytań.
Tak więc trochę do was pogadam.
Planuję zrobić maraton, ale nie wiem jakie sceny najbardziej chcielibyście w nim zobaczyć, więc możecie mi tu pisać.

Hope you enjoy

These years| Shawn Mendes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz