"We'll never get free
Lamb to the slaughter
What you gon' do
When there's blood in the water?(...)"***
Rudy bardzo powoli otworzył oczy. Właśnie odzyskał przytomnosć. Poczuł pod sobą twardą, zimną, drewnianą podłogę, która skrzypiała nawet przy minimalnym ruchu. Pomieszczenie, w którym się znajdował było ciemne, pomimo iż okna nie były zasłonięte. Chłopak rozejrzał się po pokoju. Był tu sam. Narazie. Próbował sobie przypomnieć, co to za miejsce i jak się tu znalazł, jednak nie był w stanie. Cały czas miał mroczki przed oczami i nie mógł się na niczym skupić, co chwila zapominał, nad czym się zastanawiał, co bardzo go irytowało. Czuł, jakby zamiast mózgu miał galaretę. Leżał tak przez chwilę, całkowicie bez życia. Był trochę jak zwiędła, drobna roślinka, malutka stokrotka, którą ktoś zdeptał. Leżał i patrzył bez ruchu w sufit.
Po paru minutach odzyskał świadomość. Jego umysł ochłonął, a on sam zaczął trzeźwo myśleć. Wtedy też poczuł ból fizyczny. Okropnie bolała go głowa, był cały poobijany, w ustach poczuł posmak krwi...
Bytnar powoli przypominał sobie, ostatnie minuty przed utratą przytomności. Rozpoznał miejsce, w którym się teraz znajdował, wiedział już, co tu się wydarzyło...
Wtedy do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna w mundurze, chłopak od razu rozpoznał jego twarz, na samą myśl przeszły go dreszcze...
- Oh, Stefan! Jak się ma nasz słodki skowroneczek? Może byś nam łaskawie coś wyśpiewał, hę?- głos SS-mana był irytujący i nieznośny dla Rudego, chłopak czuł, że pęka mu od niego głowa.
-Powiedz no mi, jak nazywają się ci twoi koledzy? Chyba nie lubisz bólu, co Stefan?- Bytnar nic nie odpowiedział, obiecał przed samym sobą, że nikogo nie wyda. Obiecał, że będzie silny... Tak na prawdę okropnie się bał. Wiedział, że nie będzie dla niego litości, że okrutnośc tych ludzi nie zna granic, a mimo to, starał się być dzielny. Pomyślał o Zośce, o swoim najdroższym przyjacielu. Strasznie mu go brakowało. Tadeusz zawsze był wsparciem dla Janka, jego bratnią duszą, jednak teraz byli daleko od siebie i nie wiedzieli, czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają. Rudy był świadomy beznadziejności sytuacji w jakiej się znalazł, wiedział, że szansa na ucieczkę lub wydostanie się stąd w jakikolwiek inny sposób są niewielkie. W tamtej chwili oddałby wszystko, żeby mieć przy sobie Tadeusza.
-To jak będzie? Zaczniesz gadać? Jak nazywają się twoi koledzy? Pytam ostatni raz...- Rudy nadal milczał. Nie chciał nikogo wydać, choć wiedział, że jeśli tego nie zrobi, będzie okrutnie torturowany...Tymczasem Tadeusz próbował ogarnąć swoje myśli. Stał się kłębkiem nerwów. Nie mógł uwierzyć w to, co spotkało jego przyjaciela. Strasznie się o niego martwił. Chciałby teraz mieć go przy sobie, być przy nim... Na samą myśl, jakie straszne rzeczy robią Rudemu, pękało mu serce. Bał się, że już nigdy go nie zobaczy, ba, był tego prawie pewien, jednak miał jeszcze trochę nadziei, wierzył, że da się jeszcze coś zrobić. Milion razy wolałby, aby to on był teraz na miejscu Rudego. Janek był jedną z najważniejszych osób w życiu Zośki, przeżyli razem tak wiele, znali się już tak długo... Tadeusz nie wyobrażał sobie, żeby jego przyjaciel mógł kiedykolwiek być chociażby smutny, a co dopiero żeby cierpiał tak, jak cierpi teraz, podczas przesłuchań. Chłopak czuł ogromny żal i pustkę. Z jednej strony był przekonany o swojej bezradności, a z drugiej, był gotów poświęcić absolutnie wszystko, aby ratować Przyjaciela. W jednej chwili Zośka chciał się załamać i płakać nad nieszczęsnym losem Rudego, chwilę później miał ochotę wejść tam i ręcznie pokazać tym wszystkim Niemcom, że z Polakami się nie zadziera, a po chwili znowu miał ochotę jedynie przytulić Rudego i powiedzieć mu, jak wiele dla niego znaczy. Ta huśtawka nastroju była męcząca dla Tadeusza. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Był prawdziwie załamany. Czuł w sercu ogromny ból i tęsknotę, ale także chęć działania. Postanowił, że odbije Rudego, choćby nie wiem co.
Tymczasem SS-man, który przesłuchiwał Janka, stracił do niego cierpliwość. Rudy widząc to, przestraszył się, bo wiedział jaki ogromny ból go teraz czeka, jednak pozostał nieugięty i nadal milczał.
- Stefan, Stefan, nieładnie... - wymamrotał Lange wstając ze swojego fotela. Skinął ręką na Rudego, tym samym dając znak mężczyznie stojącemu w progu. Był wysoki i dobrze zbudowany, Janek nie miał z nim szans... Zaczęli coś szeptać jeden do drugiego, po czym Lange wyszedł, a Rudy został sam na sam ze swoim oprawcą.Był bez przerwy bity i kopany, okropnie cierpiał, chciał, żeby ten koszmar wreszcie się skończył, nie wiedział jak wiele czasu jeszcze tutaj spędzi. W jego głowie kłębiło się od myśli, w oczach mimowoli pojawiły się drobne łzy, został uderzony w brzuch, przez moment nie mógł złapać oddechu, chciał krzyczeć z bólu, ale tylko jęknął. Mężczyzna nie przestawał, bił Rudego z całej siły, mogło się wydawać, że zachwilę nic już z niego nie zostanie... Wszędzie była jego krew. Biedne, skatowane ciało Rudego poddawało się ciosom jak szmaciana lalka. Chłopak nie miał już siły, czuł niewyobrażalny ból i strach. Nie mógł wytrzymać tych męczarni, zaczął nadstawiać głowę, z nadzieją, że straci przytomność i nie będzie czuł bólu. Był bity strasznie mocno, bolało go całe ciało, wszystkie kości, mięśnie, oraz spowita krwią skóra. Rudy modlił się o ratunek, pomimo iż wiedział, że nie ma dla niego szans. Znow został uderzony w brzuch, znów jęknął... Jego osłabiony organizm nie dawał już rady, krew powoli zasychała na jego ciele, jednak wciąż powstawały nowe rany. Wtedy Janek został uderzony w głowę, z wystarczającą siłą. Zgryzał wargi z bólu, jednak w głębi duszy się cieszył, bo czuł, jak powoli odpływa. Omdlenie było dla niego darem...
Po chwili nie czuł już nic, poza błogim spokojem..."Look me in my eyes
Tell me everything's not fine..."