(To wcale tak nie wyglądało,
ale mogło)***
***
𝓣𝓸𝓻𝓮 𝓶𝔂 𝓼𝓱𝓲𝓻𝓽 𝓽𝓸 𝓼𝓽𝓸𝓹 𝔂𝓸𝓾 𝓫𝓵𝓮𝓮𝓭𝓲'𝓷
𝓑𝓾𝓽 𝓷𝓸𝓽𝓱𝓲𝓷' 𝓮𝓿𝓮𝓻 𝓼𝓽𝓸𝓹𝓼 𝔂𝓸𝓾 𝓵𝓮𝓪𝓿𝓲𝓷***
Rudy doskonale wiedział co go czeka, wiedział też jak należy się zachować. Obiecał sobie, że nic im nie powie, że będzie dzielny... Rany na ciele piekły niemiłosiernie, wątłe ciało Janka było całe poobijane i zakrwawione. Nie było na nim miejsca na kolejne rany...
Do pomieszczenia wszedł jeden z gestapowców i standardowo zadał Rudemu te same pytania co poprzednim razem. Teraz również nie uzyskał na nie odpowiedzi, co bardzo go zdenerwowało. W pewnym momencie przestał nad sobą panować. Zaczął bić Rudego jeszcze mocniej niż zawsze, robił to z jeszcze większą agresją, wykorzystał absolutnie całą swoją siłę, przy tym głośno przeklinając. Momentalnie zmienił się w maszynę do zabijania. Bił i kopał do utraty tchu. Bytnar dzielnie przyjmował każdy wymierzony w niego cios. Sprawiało mu to piekielny ból, jednak pozostał nieugięty. Gestapowiec wyżywał się na nim jak na szmacianej lalce. Ani na chwilę nie przestawał bić i kopać. Wpadł w furię. Maltretował biedne, obolałe ciało Janka. Chłopak w pewnym momencie nie mógł już znieść bólu, więc zaczął nadstawiać głowę, bo wiedział, że wtedy zemdleje i nie będzie nic czuł, jednak tym razem, ciosy były silniejsze i częstsze niż zwykle. W pewnym momencie Rudy został kopnięty z całej siły w twarz. Poczuł dreszcze na ciele, niewyobrażalny ból, zapach krwi wypływającej z jego nosa, a już po chwili jego powieki same się zamknęły. Osiągnął to, czego chciał. Teraz wszystko było mu obojętne, niech nawet zatłuką go na śmierć, byleby ta męka się skończyła. Bytnar miał już dosyć ciągłego bólu. Nie widział dla siebie szans, nie spodziewał się, że już niedługo zostanie uratowany. Janek był katowany jeszcze przez godzinę, po tym jak stracił przytomność. Tymczasem jego przyjaciele przygotowywali akcję, aby go odbić...
*zaraz po akcji pod arsenałem*
Tadeusz gapił się na Rudego w ciszy, brakowało mu słów. Nie mógł patrzeć na to biedne, wątłe ciało, było na nim tyle bólu... Serce Zośki ściskało się na myśl o tym co spotkało jego przyjaciela. Gdyby tylko mógł, wziąłby na siebie całe jego cierpienie. Łzy napływały mu do oczu, kiedy patrzył na Janka że świadomością, że już jest bezpieczny, już jest dobrze, ma go przy sobie i nic więcej mu się nie stanie. W Tadeuszu wezbrała mieszanka uczuć, był na raz szczęśliwy i smutny. Cieszył się z udanej akcji, z tego że udało im się odbić Rudego, jednak jego stan był tragiczny i trudno było o optymistyczny nastrój. Zośka otarł łzy rękawem.
-Janek... - wyszeptał dziwnym głosem, bo łzy spływały mu do gardła...
-Ehem...Janku...- poprawił się- tak się cieszę, że cię widzę...
-K-kim jesteś? - wymamrotał półprzytomny Bytnar, zaschnięta krew na ustach utrudniała mu mówienie.
-To ja, Tadeusz, nie poznajesz mnie?- spytał.
-Jaki Tadeusz?- powiedział wolno Rudy
-Janku... No co ty? Tadeusz Zawadzki, Zośka, Twój przyjaciel, nie pamiętasz?
-Nie znam cię.
-Co ty wygadujesz? Rudy? To nie jest śmieszne.
-Ja naprawdę cię nie zna... - Rudy złapał się za głowę, strasznie go bolała.
-Janeczku, co oni ci zrobili... Musisz odpocząć, na pewno jak odpoczniesz, wszystko sobie przypomnisz.
-Ah...-jęknął Rudy i obrócił się na bok, obojętnie przeniósł wzrok z Zośki na ścianę. Tadeusz był teraz dla niego obcym człowiekiem. Zawadzki jeszcze przez moment patrzył na Janka, a już po chwili przyszedł do niego lekarz.
Badanie nie trwało długo, a kiedy tylko się skończyło, Tadeusz wrócił do pokoju, w którym leżał jego przyjaciel.
- I jak doktorze?-spytał
-Ehh... Jego stan nie jest tak ciężki jak się wydaje, niedługo powinno mu się poprawić, ale niestety wygląda na to, że pacjent ma problemy z pamięcią, nie rozpoznaje miejsc, nie pamięta rzadnych szczegółów z przeszłości, zapewne doznał urazu głowy. Myślę, że stopniowo będzie odzyskiwał pamięć, ale na razie trzeba być dla niego delikatnym i nie atakować informacjami. Powinien przede wszystkim odpocząć.
-Dobrze, dziękuję bardzo, do widzenia.
-Do widzenia.