Po akcji pod Arsenałem emocje ani na chwilę nie opadły. Wszyscy nadal byli podekscytowany i wzruszeni. Tadeusz nie mógł napatrzeć się na przyjaciela. Jego bezsilne ciało leżało na łóżku, a Zośka wciąż nie wierzył, że się udało. Tak strasznie się o niego martwił w ostatnim czasie... Bał się, że już nigdy go nie zobaczy... Teraz myślał tylko o tym, aby Rudy wyzdrowiał, bo jego stan był krytyczny. Uwolnienie chłopca z rąk gestapowców okazało się dopiero połową sukcesu. Alek, który był już w szpitalu, daleko od przyjaciół, również był szczęśliwy. Bał się, że akcja się nie uda, że coś pójdzie nie tak, a tu proszę! Pomimo że rana na brzuchu cholernie go bolała, starał się o tym nie myśleć, za bardzo cieszył się z uwolnienia Rudego. Bardziej martwił się stanem przyjaciela niż swoim. Dawidowski zawsze był uśmiechnięty, tak też było teraz. A Monia? Ona o niczym nie wiedziała... Chłopcy nie zdążyli, lub z jakiegoś powodu nie chcieli jej powiedzieć. Była wściekła, kiedy dowiedziała się, że zataili przed nią ten istotny fakt. Nie rozumiała dlaczego to zrobili, przecież... bardzo ich lubiła, wiele razem przeżyli, chłopcy doskonale wiedzieli jak silna więź łączy Monię z Jankiem. Czuła się oszukana, w tym momencie całkowicie przestała ufać chłopcom, a w szczególności Zośce. -Jak mogli? - pytała samą siebie. Dziewczyna nie mogła opanować emocji, nawet nie próbowała powstrzymywać się od płaczu. Ten uśmiechnięty chłopak był całym jej światem, kochała go jak nikogo innego, tak strasznie się bała, kiedy został aresztowany nie spała nocami, a teraz, kiedy jest wolny, nikt nie raczył jej o tym powiedzieć...
W końcu udała się do domu Janka, jednak nikogo tam nie zastała. Powiedziano jej, że Rudy jest w szpitalu, więc tam poszła.
Kiedy tylko zobaczyła jego biedne, skatowane ciało, poczuła, jak jej serce na moment się zatrzymało. Nie wierzyła w to co widzi. Nie chciała w to wierzyć. Monia podbiegła do łóżka. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Nie mogła patrzeć na cierpienie jakie malowało się krwią na ciele jej ukochanego. Każdą jego ranę poczuła na sobie. Stała tak przez ułamek sekundy, patrząc to na zaschniętą krew, to na twarz Rudego. Miał zamknięte oczy, już nie było w nich słońca. Jego usta były sine i opuchnięte, a mimo to niczym nie różniły się od ust, które jeszcze nie tak dawno łączyły się w pocałunku z ustami Moni.
Dziewczyna delikatnie pogładziła Rudego po ogolonej głowie, robiła to tak lekko, jakby bała się, czy jej dotyk nie zada mu kolejnego bólu. -Janek... - szepnęła, połykając słone łzy. -Janeczku, o-obudź się... - powtórzyła, bardziej nerwowo niż poprzednio. -Janek, proszę cię, wstawaj, otwórz oczy, p-proszę...- wciąż brak odpowiedzi. -Janek! Słyszysz mnie? JANEK! Błagam cię otwórz oczy, błagam...- załkała, na przemian krótko całując usta Bytnara. Powoli docierało do niej, że on nie żyje... Wtedy już całkowicie zaczęła płakać, wręcz dławiła się łzami. Był to dla niej niewyobrażalny cios. Przed oczami przeleciał jej wszystkie wspomnienia związane z Jankiem. Jego cudowny uśmiech, który był jak promyk słońca w pochmurny dzień, zawsze radosne oczy, rozwijane włosy... Wtedy byli tacy szczęśliwi...
Monia położyła głowę na klatce piersiowej Rudego. Tak bardzo chciała się do niego teraz przytulić... Nigdzie nie czuła się lepiej, niż w jego objęciach. Mogła czuć zapach jego skóry i bicie serca, którego teraz było brak. Nawet ten charakterystyczny zapach skóry Janka został skutecznie stłumiony przez metaliczną woń krwi. Dziewczyna czuła, że go straciła, czuła ogromną pustkę. Rudy był bardzo ważny w jej życiu, może nawet najważniejszy, kochała go całym swoim sercem, myślała o nim w każdej sekundzie swojego życia. A teraz? Wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła z nim porozmawiać, nigdy więcej nie spojży w jego radosne oczy, nigdy więcej go nie przytuli, nie zatańczy z nim... Z każdą minutą coraz bardziej płakała. Nie chciała tego, absolutnie tego nie chciała, była gotowa zrobić wszystko, byle by tylko jakoś uratować Rudego. W tej sytuacji bezradność jeszcze bardziej ją dobijała. Teraz było już na wszystko za późno... Nie mogła nic zrobić...
W końcu złapała Janka za rękę. Była lodowata. -Janek... Proszę... - wyszeptała ostatni raz, a jej głos się załamał. Może gdyby chłopcy odbili go od razu, nadal by żył? Może tego dało się jakoś uniknąć? Może ona sama mogła coś zrobić? Może gdyby zdradził im kilka nazwisk, byliby mniej brutalni w stosunku do niego? Ale przecież to był Jan Bytnar... Nikogo by nie wydał, nie mógłby zdradzić kolegów...
-Już dobrze... - Zośka starał się uspokoić roztrzęsioną Monię, pomimo że sam musiał włożyć wiele wysiłku w powstrzymywanie łez. Wtedy dziewczyna powoli puściła zimną dłoń ukochanego i wyszła z sali, wciąż mając w pamięci ich każdą wspólnie spędzoną chwilę.
______________________________________ Pozdrawiam te 2-3 osoby które to czytają, dziękuję że jesteście, naprawdę, kocham was❤️