Rozdział Czwarty

88 3 1
                                    

Pora deszczowa miała się ku końcowi. Dla mieszkańców Lwiej Ziemi oznaczało to powrót do normalności, bynajmniej nie na długo, bowiem za rogiem czaiło się suche, gorące lato, które zmuszało zwierzęta do szukania jeszcze nie wyschniętych koryt rzecznych oraz wodopojów.  

Mroczna Ziemia z ulgą przyjmowała ocieplające się powietrze i zmniejszone opady. Jezioro wreszcie nie wylewało, a jaskinie nie tonęły w stojącej dniami i nocami wodzie, która gniła i psuła powietrze.

– Nareszcie – powiedziała Nafsi, tego dnia nie wyczuwając na swoim nosie zimnych kropel deszczu. – Miałam już dosyć ciągle tnących mnie komarów. 

– I brodzenia w błocie – dodał Mwezi, przeciągając się. – A teraz powiedz mi, co wczoraj widziałaś. 

Uśmiech Nafsi momentalnie zniknął. Zastąpił go przerażony wzrok, a dreszcz przechodzący po jej plecach nie umknął uwadze Mweziego. 

– Boisz się? – zapytał, podchodząc do niej i trącając ją nosem.

Nafsi westchnęła, przywierając do niego.

– To ona, widziałam bardzo wyraźnie – powiedziała. – Ja... ja wiem, że muszę coś z tym zrobić. Ale jak mam im powiedzieć? Oni nie będą chcieli mnie wysłuchać, a nawet jeśli, to tego nie zrozumieją, nie uwierzą.

Mwezi zmarszczył czoło.

– Może na razie poczekajmy? – zasugerował. – Niech to lwiątko trochę podrośnie, pozna świat. Minęły niecałe dwa tygodnie, ono nawet jeszcze nie chodzi.

– To chyba lepiej dla nas?

– Naprawdę chcesz pozbawić tego Sarhaana? Dopiero co stracił żonę.

– Nie obchodzi mnie to – warknęła Nafsi, odwracając się od niego i wskakując na półkę skalną. – Musimy się pospieszyć. Znasz Hukumu, potrafi przejść po trupach do celu, a to czyni ją naszym najgroźniejszym przeciwnikiem.

Mwezi wspiął się za nią, bacznie przyglądając się jej szkarłatnym oczom błyszczącym w amoku.

– Co? – zapytała Nafsi, nawet na niego nie patrząc. – Tak, wiem, gapisz się na mnie. Zawsze to robisz, gdy zaczynam obmyślać jakiś plan.

– Ja tylko chcę być pewien, że wiesz, w co się pakujesz. I, że zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństwa.

Nafsi uniosła łeb wysoko do góry, spoglądając w niebo. Jej policzki zadrżały, zwiastując nadejście łez.

– Nafsi?

Nabrała głęboko powietrza do płuc, zachłystując się nim całym, próbując wypełnić nim każdy kawałek swojego ciała.

– Nawet nie wiesz, ile na to czekałam – szepnęła, spuszczając głowę. – Tyle lat życia w strachu i gniewie. A teraz... teraz wreszcie dostałam szansę na nowe, lepsze życie.

Mwezi objął ją łapą, a Nafsi wsunęła pysk w jego grzywę. Przez chwilę siedzieli tak w milczeniu, nasłuchując swoich cichych, miarowych oddechów, aż w końcu Nafsi wzdrygnęła się i odsunęła od niego.

– Nie ma czasu do stracenia – powiedziała szybko, zeskakując na ziemię. – Muszę wymyślić, jak to zrobić. Muszę być szybsza od niej.

Mwezi westchnął. Wiedział, że nie wybije jej tego pomysłu z głowy. Nafsi od lat marzyła o tym, by wreszcie wyrwać się z pasma krzywd i nieszczęść, które dobijały ją każdego dnia. Ona wiedziała, że zasługuje na coś lepszego, on - niekoniecznie. Ale zawsze ją wspierał, zawsze za nią szedł. Wciąż widział w niej tę młodą, beztroską lwicę, której duch został zabity przez wydarzenia z dzieciństwa, prześladowania ze strony innych zwierząt, wygnanie. Tak bardzo pragnął powrotu dawnej Nafsi, powrotu tej, w której się zakochał.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 05, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Życie MileleWhere stories live. Discover now