The first time I meet you (chr.1)

170 14 26
                                    

Alois p.o.v.

To stało się całkiem niedawno. Kiedy Claude znowu uciekł z domu, żeby "pograć w szachy" z Sebastianem.
Naprawdę czułem się wtedy taki samotny...
W dodatku, ponieważ mój lokaj wybył nie było nikogo innego, komu mógłbym powierzyć ten zaszczytny obowiązek kupienia mi czegoś do jedzenia.
Co oznaczało, że ja, cudowny hrabia Tracy sam muszę wziąć mój piękny zadek w troki i wyruszyć w pełną niebezpieczeństw podróż do warzywniaka za rogiem.

Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, żeby wszyscy na pewno zrozumieli, że jestem wkurzony.
Oczywiście wychodząc wyrąbałem się na pierwszym lepszym krawężniku.
A te durne dzieciaki na hulajnogach się ze mnie śmiały!
Pokazałem im mój śliczny i zgrabny środkowy palec i ruszyłem dalej kradnąc któremuś z nich jego dwókołowiec.
W końcu szlachta nie może zniżyć się do poziomu tego dziesięcioletniego plebsu i chodzić piechotą!

Wreszcie moim oczom ukazała się zrujnowana budka z napisem "SFIERZE WAŻYFA" wykaligrafowanym markerem na drzwiach.
Obstawa z żuli już czekała, żeby odebrać ode mnie mój płaszcz (tudzież parasolkę) abym mógł swobodnie poruszać się po wielkiej przestrzeni jaką kryła w sobie buda 2 x 3 metry.
-Daj pan złotuweczkee...!- zagadnął pierwszy z nich otaczając moją postać zapachem taniego alkoholu z biedry.
Już chciałem podać mu jego zapłatę za pilnowanie mojego drogocennego, dopiero co ukradzionego pojazdu, który zasuwał z zawrotną prędkością 100m na godzinę.

W oddali słyszałem piski oraz płacze bachorów, do których wcześniej należała moja bryka. Mam tylko nadzieję, że nie naślą na mnie Mamy [a.n: ktoś oglądał tpn?], bo to mogłoby się skończyć moim udziałem w "Na ratunek 112".

Dokładnie przeszukałem bezdenne kieszenie moich szortów, ale jedyne, co tam znalazłem to mikrofala, automat do kawy, toster i koń do kompletu z woźnicą i karocą.
-O materdejo!- zakląłem pod nosem niczym prawdziwy wierzący i uczęszczający do kościoła co niedzielę człowiek- Zapomniałem mojego portfela!
-Spoko luz, może pan wziąć na krechę!- wydarła się ze środka sklepu stara baba najpewniej pełniąca wielce zaszczytną funkcję sprzedawczyni.
-Oh, dziękuję, ratuje mi pani dupę- powiedziałem wyszczerzając moje idealnie proste zęby w uśmiechu godnym reklamy Colgate.

Chwilę później moją uwagę przykół on.
Opierałem się myśli, że mogę być pedałem, ale jego urok był zbyt silny.
-PSZE PANI PO ILE TEN BAKŁAŻAN?!- spytałem pełnym emocji i dobroci głosem.
-A BEDZIE DYCHA ZA NIEGO, KURNA- równie miło odpowiedziała sprzedawczyni.

Jeszcze raz spojrzałem na niego pełnym porządania wzrokiem.
Myśl o nim przyprawiała mnie o mdłości i sprawiała, że moje kolana robią się miękkie.
Moje hormony buzowały.
Czułem, że właśnie dostaję tęczowego okresu.

On obdarzył mnie namiętnym spojrzeniem.
Był taki przystojny.
Musiałem go mieć.
Jednak 10zł to trochę za dużo, żeby wziąć na krechę.

Delikatnie pocałowałem mojego wybranka w miejsce, gdzie spodziewałem się, że znajdują się jego usta.
-Żegnaj, kochany~

Baba wykopała mnie z warzywniaka za "spoufalanie się z towarem". Żule patrzyli się na mnie jakoś inaczej. Jakby to, że jestem gejem zmieniało mnie w całkiem innego, gorszego człowieka.
Jeszcze tego pożałują.

Wskoczyłem na mój pojazd godny samej królowej i włączyłem 2 bieg.
Następnie dodałem gazu i przypomniałem sobie, że to hulajnoga.
Boleśnie oberwałem w ryj od asfaltu.
Rzuciłem hulajnogą, którą jakiś dzieciak złapał swoją twarzą. Pewnie swoje najbliższe tygodnie spędzi w szpitalu zamiast w swoim pokoju nawalając 25/7 w fortnite'a.

Wsiadłem na mojego rumaka (którego wcześniej uwolniłem z czeluści moich szortów) i, jak książę na białym koniu, godny mojego Bakłażana pogalopowałem do rezydencji.

Autor note

I'm fine.

I lied.

I'm dying inside.

Bakois (Alois x Bakłażan Black Butler fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz