Niespokojne Zielone Oczy

210 9 22
                                    

Witam wszystkich w pierwszym opowiadaniu!

Pozdrawiam wszystkich moich ,,starych czytelników", którzy tu trafili oraz tych nowych.

Czekam na wasze komentarze, tak jak napisałam w opisie i już nie przedłurzam 🙂.

Na pierwszy rzut przyjaźń Meargery i Sansy w dzisiejszych czasach.

Piękno róż w moim ogrodzie niechybnie dodawało mi humoru. Widziałam wiele z nich, a każdy nowy rodzaj jaki ujrzałam, miałam w swym ogrodzie, będącym w okolicy największym ich wyborem. Najbardziej interesowały mnie czarne i niebieskie kwiaty, wśród których ustawiona była metalowa, zdobna ławeczka, na której lubiłam siadać i projektować kolejne stroje do mojej kolekcji.

Dziś jednak nie przyszłam po to, by być tu dla sztuki, dla mody, tylko dla siebie i swoich myśli, które zbiegały się w jednym miejscu, tworząc znaki zapytania. Czy ja pragnę wyjść za tego mężczyznę? Pytałam siebie raz za razem, mając przed oczami jego blond włosy, sięgające ramion, które były równie miękkie i zadbane jak moje, choć nie pachniały różanymi olejkami.

Zielone oczy sprawiały, że mogłam w nich utonąć, lecz nie miały w sobie krzty spokoju, przypisanego do tego koloru. Były wręcz przeciwnie, niespokojne i złośliwe, z przyciągającym mnie błyskiem w oku, zdradzającym ciekawy temperament, którego nie dane było poznać mi dobrze. Wiem jednak kto mi pomoże w decyzji.

Mój uśmiech całkowicie zaraził moją nową rudowłosą przyjaciółkę, która również umiosła kąciki ust do góry, patrząc na mnie ufnym wzrokiem błękitnych, cudownych oczu. Podniosłam się i objęłam ją mocno, czując, że właśnie tego potrzebuję. Nawet kolczasta, niedostępna i piękna róża potrzebuje czasami odrobiny ciepła, gdyż bez niego nigdy nie stałaby się tak idealna. Sansa zdawała się to doskonałe rozumieć.

- Witaj. - Usiadła obok mnie i odłożyła swój mały plecaczek obok siebie, wpatrując się w zachwycające swą głębią kolorytu kwiaty. - Co się dzieje?

Westchnęłam i założyłam nogę na nogę, obracając się w jej stronę. Moja dłoń powędrowała mimochodem do zielonych listków rośliny i zaczęła je gładzić, wywijając delikatnie na różne strony, dla zajęcia. Przymknęłam oczy i rozmyślałam chwilę, niepoganiana przez moją dobrą znajomą.

- Wiesz, że moja babcia, Olenna, zaplanowała mój ślub. - Dziewczyna ucieszyła się i zaczęła radośnie szczebiotać o czymś, co mnie w tej chwili zupełnie nie interesowało. Otwarłam swoje orzechowe oczy i dotknęłam jej odsłoniętego ramienia, przysuwając się bliżej. - Tylko ty możesz mi o nim powiedzieć coś więcej, Sanso. Byłaś jego narzeczoną. Co wam nie wyszło? Co mam robić, by było lepiej?

Wpatrywałam się dokładnie w jej twarz. Nagle stała się biała jak najbielsza kartka papieru, a jej oczy napełniły się łzami. Wargi zaczęły drgać, na co nie mogłam patrzeć, przykładając jej dłoń do policzka i patrząc prosto w mokre oczy, w niebieski, smutny ocean.

- Sanso? Możesz mi powiedzieć. Wiesz o tym? - Pokiwała głową, lecz nie wydobyła z siebie żadnego słowa. Tylko patrzyła na mnie, po czym nagle wtuliła się we mnie szukając ciepła w ten upalny poranek. Utuliłam ją, czekając aż powie to, co ją dręczy.

- On, on jest potworem. - Odepchnęła mnie i chwyciła za ramiona z determinacją, której bym się po niej nie spodziewała. - Obiecaj mi, że nigdy za niego nie wyjdziesz. On będzie cię bił jak mnie. Będzie ci sprawiał krzywdę i w mowie i w czynach. On zabił mojego ojca. Wiem, że on to zrobił. Tylko on go nie kochał na tyle, by to uczynić. To okrutnik. Szalenie przystojny, czarujący, obiecujący ci cuda okrutnik. Nie rób tego. Nie skazuj się na niego. Zasługujesz na kogoś takiego, jak... Na kogoś lepszego. Po prostu na kogoś lepszego.

Wtuliłam się w rudowłosą, a ona we mnie. Nasze łzy wylewały się z naszych oczu. Jej wspominające cierpienia jakich doznała, a moje, bo nie pragnęłam takiego mężczyzny w moim życiu. Nie widziałam czy w ogóle kogoś pragnęłam. Lubiłam być sama, nieskrępowana nikim.

- Muszę coś załatwić Sanso, z moją babcią. - Odsunęłam się od niej i szepnęłam parę słów do ucha a ona uśmiechnęła się bardzo szeroko i pokiwała głową. Kiedy ją byłam na progu domu, ona pomachała mi, a ja jej. Wiedziałam już co zrobię.

***

- Wyjeżdżam babciu. - Dałam jej pierścionek, a ona rzuciła mi spojrzenie pełne aprobaty. Wstała i ucałowała mnie w policzek.

- Zawsze wiedziałam, że jesteś bardziej podobna do mnie niż do niego, kochana. Twój ojciec to skończony idiota. Leć kochana i zadzwoń czasem do starej babci. Sansa już czeka, by uwolnić cię od tego złotego gówna. - Objęłam ją mocno i wyszłam z dwoma walizkami swoich najpotrzebniejszych rzeczy. W końcu nie zamierzałam tu wracać przez bardzo długi czas, tak jak i Sansa.

Wsiadłam do auta i ruszyłyśmy, ku jej domowi na północy, uwalniając się od więzów jakie nas pętają, mając nadzieję na to, że na zawsze zostawiamy złotowłosego i jego zielone, niespokojne oczy naszym wspomnieniom. Szmaragd przyrody jaką mijałyśmy zdecydowanie poprawiła nam humor, zapowiadając wspaniałą przygodę.

***

- Sanso? - Podeszłam do mojej przyjaciółki zajętej żywo swoim telefonem, lecz dla mnie odłożyła go i spojrzała na mnie, wyraźnie zaciekawiona, czekając aż powiem to, co miałam do powiedzenia. - On nie żyje.

Na początku zmarszczyła brwi, lecz zaraz podniosła się z krzesła, które upadło na podłogę i rzuciła mi się z radości na szyję. Obie zaczęłyśmy się śmiać, szczęśliwe, że w końcu możemy wyjść z ukrycia i wrócić w miejsce, w którym chciałyśmy obie zacząć od nowa. Już nie mogłam się doczekać, kiedy usłyszę cięty język mojej babci ponownie na żywo.

Sansa już pobiegła oznajmić wszystkim, że wraca, co skwitowałam długim, dzwięcznym śmiechem. Kiedy się uspokoiłam, sprawdziłam czemu moja przyjaciółka z taką zawziętością stukała w ekran, ale wszystko było jasne, kiedy zobaczyłam pseudonim. The Hound widać zapadł jej mocno w pamięć.
Oparłam się o blat i czekałam aż wróci, by oskarżyć ją o to, że ukrywała przede mną ten bliski kontakt. Kiedy weszła, pomachałam jej telefonem przed głową, a ona zrobiła się czerwona i zaczęła się tłumaczyć, lecz przerwałam jej.

- Po prostu mi o nim opowiedz, zanim tam wrócimy. Chciałabym go poznać. - Puściłam jej oko, a jej iskrzące się oczy ponownie wróciły. Zapowiadała się długa rozmowa. Czasami nie słyszałam tego co mówi, marząc o swoim ogrodzie pełnym kolorowych róż, lecz ona zdawała się tego nie zauważać, całkowicie pochłonięta opowieściami, analizując kilka razy każdy moment ich spotkania.

Gra O Tron - MiniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz