Siedziałam od godziny w swoim gabinecie, próbując samą siebie przekonać że podjęłam właściwą decyzję i że nie będę jej nigdy żałować, a nawet jeśli to pocieszę się tym że robiłam to dla swoich ludzi. Słysząc pukanie uniosłam zdenerwowana głowę. Nie lubiłam gdy ktoś mi przeszkadzał w rozmyślaniach.
-Wejść.
W drzwiach stanął ciemnoskóry strażnik naszego obozu i moja prawa ręka. Mogłam na niego zawsze liczyć, od pierwszego dnia gdy się poznaliśmy, był moim przyjacielem ale i najlepszym człowiekiem w drużynie.
-Czego chcesz Miller?
Chlopak spojrzał na mnie poważnie, by chwilę później uciec wzrokiem od mojego karcącego spojrzenia.
-Blodreino ludzie czekają na wyrok w sprawie Gustusa.
Westchnęłam zrezygnowana. Władza, zajebisty przywilej ale i masa problemów z tym związanych. Podniosłam się z fotela, dopiłam resztę alkoholu, która się znajdowała w szklance i odłożyłam ją na miejsce. Ruszyłam w stronę bruneta i pozwoliłam mu się wyprowadzić na zewnątrz. Korytarz świecił pustkami i ciemnoscią z powodu oszczędności generatorów, które były na wykończeniu i ciągle nam się psuły. Niestety części do ich naprawy ciężko było znaleźć. Przeszliśmy do sali spotkań, gdzie na samym jego końcu stał tron zrobiony z solidnego drewna, polany czerwoną farbą, tak by wyglądało to jakby był zbryzgany krwią. Prowadził do niego tego samego koloru dywan po którym właśnie kroczyłam. Po jego obu stronach stały zwykle krzesła dla dwunastu członków rady starszych, po pięć po każdej stronie. W momencie gdy moje stopy przekroczyły próg, ludzie wstali z siedzeń i klękneli przede mną uginając głowy w dół. Długo musiałam walczyć i udawadniać swoją siłę, aby osiągnąć zamierzony cel, ale w końcu udało mi się i teraz wszyscy się mnie bali, a co za tym idzie słuchali bezwarunkowo. Fakt zdarzali się buntownicy, ale potrafiłam szybko ich usadzać na dupie. Szłam przed siebie pewnym równym krokiem z wysoko uniesioną głową. Po prawej stronie tronu stał mój brat, który wspierał mnie we wszystkim, od dnia śmierci naszej matki. Nigdy bym nie pomyślała że zajdziemy tak daleko. Podeszłam do tronu, odwróciłam się i zasiadłam na nim. Spojrzałam na ludzi, którzy nadal czekali na moje słowa, które pozwolą im usiąść.
-Witam radę starszych.
-Boże błogosław królową.
Dopiero po tych słowach wstali i każdy usiadł wygodnie na swoim miejscu. Nie umknęło mojej uwadze przerażenie w oczach zebranych. Domyślałam się że każdy z nich bał się że poniesie konsekwencje za zachowanie swoich ludzi. Mieli wyznaczone zadania i odpowiadali bezpośrednio przedemną za ich wykonanie lub partaczenie. Spojrzałam po kolei twardo na każdego z nich i żaden nie wytrzymał mojego wzroku dłużej niż dwie, trzy sekundy, po czym spuszczali zrezygnowani głowy. Podniosłam prawą rękę dając sygnał bratu by zabrał głos i że spotkanie czas zacząć.
-Wprowadzić więźniów.
Dwóch strażników stajacych koło drzwi, z których jednym był Miller otworzyli drzwi i wyszli by za chwilę wrócić prowadząc dwóch mężczyzn związanych z tyłu. Pierwszy był wysoki i barczyaty z długą ciemną brodą, na policzku miał blizne po stoczonej kiedyś walce na noże. Drugi przyciągnął moją większą uwagę. Był młody. Patrzył na mnie bez strachu, włosy miał dłuższe i rozczochrane, uroku dodawał mu kilkudniowy zarost. Jego oczy mówiły "mam wszystko w dupie". Obaj zostali zmuszeni do uklęknięcia przed moim obliczem.
-Zebraliśmy się tu aby ukarać tych o to tu złodziei. Gustus został złapany na włamaniu do spiżarni i wynoszeniu jedzenia, chociaż wiedział że musimy racjonować żywność. Drugiego mężczyzny nie znam. Został złapany jak szpiegował w naszym obozie i podkradał różne rzeczy współobuwatelom. Może zechcesz nam się przedstawić?
CZYTASZ
You Are My Zombie (Clexa)
FanfictionClark przemierza świat zombie w poszukiwaniu swojej matki, na swojej drodze spotyka wiele osób, które są zarówno przyjaźnie jak i wrogo do niej nastawione. Pewnego dnia poznaje Lexę, która zajmuje szczególne miejsce w jej sercu.