Sojusz

251 28 20
                                    

Z perspektywy Lexy:

Stałam oparta o maskę samochodu z założonymi rękami patrząc tępo przed siebie na zardzewiałą miejscami żelazną bramę. Na jej szczycie było napisane drukowanymi literami "Arkadia", odkrył to miejsce przypadkiem Lincoln i po dłuższej obserwacji okazało się że jest zamieszkane. Postanowiłam mimo sprzeciwu niektórych osób podjechać tu i porozmawiać z przywódcą społeczności, zaproponować sojusz, wymianę oraz wspólną walkę z coraz szybszym i groźniejszymi zombiakami, które jakby ewoluowały i zaczęły się zbierać w stada. W stada które każdego dnia się powiększały. Towarzyszył mi wspomniany przyjaciel, Roan, Luna i Echo. Drugim autem jechała piątka moich wojowników których zadaniem była likwidacja niebezpieczeństwa zanim otworzą nam drzwi i zaproszą na rozmowy. O ile zaproszą. Równie dobrze mogą nas zignorować i nie otworzyć w ogóle wejścia. Czekaliśmy już dobre piętnaście minut i zaczynałam się po woli niecierpliwić, miałam trochę zajęć u siebie w miejscówce i nie chciałam na zbyt długo zostawiać swoich ludzi samych, chociaż w tej chwili w razie zagrożenia wyznaczyłam na zastępcę Nyko. Mężczyzna oprócz że był silny i inteligentny, miał spory podsłuch wśród ludzi. W razie mojej śmierci byłby idealnym kolejnym przywódca.

Wrota zaskrzypiały i uchyliły się trochę, wyszedł przez nie mężczyzna na oko około czterdziestoletni, w kilkudniowy zaroście i o zmęczonych życiem oczach. Kiwną mi głową, odbiłam się od maski samochodu i podeszłam do mężczyzny.

-Nazywam się Lexa Woods czy mam przyjemność z przywódcą Arkadii?

-Kane. Marcus Kane jestem zastępcą kanclerza o co chodzi? Dlaczego zakłócacie nasz spokój?

Wiedziałam że nie będzie łatwo, jednak naprawdę miałam nadzieję że wyjdzie dowódca, a nie jego zastępca. No cóż najwidoczniej muszę przejść jakąś próbę by dostąpić zaszczytu poznania go.

-Jestem przywódca Polis, społeczeństwa założonego zaraz po wojnie. Znaleźliśmy to miejsce przypadkiem. Do tej pory sądziliśmy że jesteśmy jedyną grupą w okolicy. Chcieliśmy zaproponować sojusz, który uważam pomoże obu stronom. Możemy wzajemnie sobie pomóc.

Mężczyzna uśmiechnął się powątpiewająco, na co ja zrobiłam to jak najbardziej szczerze. Nigdy nie lubiłam takich rozmów, a tym bardziej udowadniać komuś swoją uczciwość.

-Skąd mamy wiedzieć że to nie pułapka i że nie chcecie przejąć naszego miejsca? Po co ci obstawa?

-Zadajesz dziwne pytania Kane. Myślisz że przyjechała bym tu sama? Przedzierała się przez stada zmodyfikowanych czy cholera wie co stąd zombie bez zabezpieczenia? I rzecz najważniejsza, przybyłabym do nieznanego miejsca, gdzie nikogo nie znam sama, zostawiając swoich ludzi na pastwę losu i ryzykując swoim życiem tym że mogę nie wrócić? Chyba rozumiesz że ludzie by mnie nawet bez obstawy nie puścili?

Traciłam cierpliwość do tego nadętego dupka, więc postanowiłam podnieść głos o parę tonów wyżej, by pokazać mu ze nie pozwolę się źle traktować tym bardziej że jestem dziewczyną i jestem o połowę młodsza od niego. Może dla niego byłam głupią czy naiwną małolatą ale dla moich ludzi byłam Hedą kimś kto pomógł im odzyskać nadzieję, zbudował im nowy dom i zapewnił schronienie i bezpieczeństwo.

-No więc jak? Porozmawiam z dowódcą czy może boi się wystawić dupę z swojego schronienia? A może ty nim jesteś i udajesz głupiego.

-Hedo zbliża się dość szybko małe stado!

Odwróciłam głowę w stronę Echo, która poinformowała mnie o zbliżających się kłopotach.

-Zlikwidować, cicho i skutecznie. Informuj mnie na bieżąco.

You Are My Zombie (Clexa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz