Our Little Fight.

80 19 25
                                    


//Obraz Łodzi jest fikcją literacką i nie wiem, czy dwie ulice które wymieniłam niżej są do siebie równoległe i czy w ogóle takie istnieją. Tak było mi po prostu wygodniej.
Za wszelkie błędy i niedociągnięcia przepraszam, starałam się zrobić co w mojej mocy. Później będę poprawiać całą resztę, którą wypatrzę. Wszelkie komentarze mile widziane, również konstruktywna krytyka.//


Ze snu wyrwał mnie nagły dreszcz. Był to ten rodzaj przyjemnej pobudki, która od razu wprawia cię w doskonały nastrój na cały dzień. Jej palec znalazł się w idealnej pozycji, ale czemu się dziwić, skoro zdążyła poznać mnie tak dobrze w ciągu tych trzech wspólnie spędzonych lat. Udawałam, że nie odzyskałam świadomości, gdy opuszek kobiety sprawnie prześlizgiwał się po skórze mojej szyi. Gdy zaatakowała z delikatnością obojczyki i zaczęła schodzić jeszcze niżej, z mojego gardła wydobył się niski pomruk zdradzający ostatecznie, że już nie śpię.
-Zrobiłam śniadanie, śpiochu. - jej głos sprawił, że mruknęłam po raz kolejny. Otworzyłam jedno oko, rejestrując nosem, że prócz znajomego zapachu jej włosów, czuć także naleśniki.
-Nie kłam, jesteś ubrana. - uśmiechnęłam się półgębkiem i ułożyłam dłoń na jej odsłoniętym boku.
-Musisz zjeść, by mieć siłę na później. Jeśli będziesz grzeczna, to może danie specjalne będzie na kolację. - jej smukła dłoń zagościła na moim policzku, oddając jedyne w swoim rodzaju ciepło, które traktowałam niczym swoje prywatne, sekretne źródło energii.
-Dlaczego to robisz? - mruknęłam zmieniając uśmiech na niezadowoloną podkówkę. Zaczepiłam palcem o jej bluzkę w miejscu dekoltu, pokazując kobiecie, że odsłania zdecydowanie za dużo. - Rozochociłaś mnie i masz zamiar tak zostawić?
Z uśmiechem chwyciła moją dłoń i wsadziła pod bluzkę. Ułożyła ją na swoim staniku i ponętnie przygryzła dolną wargę.
-Mmmmm, to rozumiem. - zacisnęłam rękę i uniosłam się odrobinę by dosięgnąć jej ust.
-Wiesz, że nie masz co liczyć na więcej? - powiedziała, odsuwając się po krótkim pocałunku. - Za dwadzieścia minut mam autobus, a nie chcę spóźnić się do pracy. Musisz zacząć nastawiać budzik, śpiochu, jeśli marzą ci się poranne amory.
Złożyła na mych ustach szybkiego całusa, kolejnego na szyi, a następnie nie reagując na protesty, podniosła się z łóżka. Opadłam z powrotem na materac, burcząc pod nosem jak bardzo nienawidzę poniedziałków.

Gdy zakładała buty, cicho śmiejąc się na moje zachowanie, zrozumiałam nagle, że wczoraj o czymś zapomniałam. Zajęło mi chwilę, zanim zdecydowałam by jednak wstać i wręczyć jej prezent już teraz, a nie czekać do wieczora. Może to było przeczucie?
-Hej, kocie. - wychrypiałam podchodząc do niej od tyłu, gdy zawijała na szyi cieplutki szalik, który dałam jej na święta.
-Hm? - odwróciła się uśmiechając od ucha do ucha. Wyraźnie też wstała wypoczęta i szczęśliwa po wspólnie spędzonym weekendzie.
-Miałam dać ci to wczoraj, ale spędziłyśmy razem tak cudowny dzień, że zwyczajnie zapomniałam. - podrapałam się po karku, patrząc w jej piękne oczy nieco onieśmielona. Wyjęłam zza pleców owinięty w kolorowy papier pakunek. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Tysiu.
Odebrała ode mnie paczuszkę i z satysfakcją zauważyłam, jak spłoniła się na widok kolejnego prezentu.
-Który to już?
-Łącznie z wczorajszym cudownym "daniem specjalnym", to będzie czwarty. - przyznałam opierając się o ścianę i uśmiechając zawadiacko.
-Bilety na koncert Florence to było za mało? Zestaw olejków do masowania, plus masaż w gratisie twoimi dłońmi, również? - zaśmiała się, biorąc za zrywanie papieru. - Przez ciebie spóźnię się na ten głupi autobus. - powiedziała, lecz dobrze wiedziałam, że wcale nie jest zła. Kiedy w końcu uporała się z papierem i odrzuciła go na komodę, dokładnie obserwowałam jej twarz, chcąc mieć stuprocentową pewność, że jej się podoba.
-Mój Boże... Ewa to jest wspaniałe. Dlaczego? - zerknęła na mnie, wciąż dzierżąc w dłoniach szkicownik w twardej oprawie.
-Bo bardzo dawno nie rysowałaś, a dobrze wiesz, jak kocham gdy rysujesz. - odparłam bez zastanowienia, momentalnie przesiąkając tymi nostalgicznymi wspomnieniami, gdy na samym początku naszej znajomości, przyglądałam się jej uwieczniającej piękno. Ten proces był dla mnie chyba jeszcze bardziej magiczny niż dla niej. Chciałam by to wróciło. - Na początku możesz narysować mnie. - wyszczerzyłam się głupio, mentalnie otrzepując się z tego tęsknego uczucia.
-Oh, żebyś wiedziała, że to właśnie zrobię. - podeszła i przytuliła mnie, oraz wycałowała całą twarz. - Dziękuję ci, kochanie. - szczery uśmiech, upewnił mnie jeszcze bardziej, że prezent był strzałem w dziesiątkę.
-Kończę dziś po dwudziestej, więc gdy tylko wrócę, masz modelkę do dyspozycji. - mrugnęłam do niej okiem.
-Zadzwoń gdy będziesz wracać, żebym się nie martwiła. - obdarowała mnie ostatnim buziakiem, odłożyła szkicownik i otworzyła drzwi.- Miłego dnia, piękna.
-Wzajemnie, Tysiu, kocham Cię.
-A ja ciebie! - krzyknęła, biegnąc już po schodach.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, uśmiechając jak totalna kretynka. I prawda była taka, że byłam nią, dla niej byłam nią już trzeci rok i planowałam być do momentu, kiedy będzie tego chciała. Rozanielona ruszyłam do kuchni, nucąc pod nosem jedną z piosenek z sobotniego koncertu Florence.

"You can't be saved

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 15, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Our Little FightWhere stories live. Discover now