R A V E N
Staż w szpitalu w moim przypadku był zbawieniem.
Biorąc pod uwagę, że mój brat, Calum był całkowicie zaślepiony swoimi marzeniami musiałam nas utrzymywać. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Rozszerzanie wiedzy było dla mnie bardzo ważne, a zwłaszcza jeśli chodzi o onkologię.
Schorzenia nowotworowe. Pewnie każdy coś o nich wie, prawda? Jednak nie każdy tak jak ja czyta o nich kilka godzin dziennie. Fascynowałam się zarówno rozpoznawaniem jak i leczeniem, a miałam zaledwie dwadzieścia dwa lata.
Póki co jestem jedynie pielęgniarką. Zmienianie opatrunków, rozmowy z pacjentami... Niby łatwizna, a jednak coś trudnego. Nie zapowiadało się również bym awansowała, bo nie studiuje.
Przechodziłam obok łazienki, gdzie natknęłam się na Jude. Prawdopodobnie największa fanka Beatelsów jaka kiedykolwiek chodziła po tej świecie. Była starsza o cztery lata, a wyglądała na szesnaście. Miała piękne brązowe włosy i piwne oczy. Pracowała na oddziale położniczym, również jako pielęgniarka.
- Hej Jude! - przywitałam się, powodując śmiech u dziewczyny.
- Niech Ci nie pójdzie źle.. - zanuciła. - Yeah, coś czuję, że dziś dłużej posiedzę.. Ty niedługo kończysz, a ja mam kolejną babę w ciąży.. „Chcę urodzić w domu” blah, blah, blah..
Trochę zazdrościłam jej pacjentek. Moi byli znacznie mniej rozmowni. Czasami mruczeli coś pod nosem, albo krzyczeli, jednak nie mówili normalnym tonem. Uh, tylko na położniczym tyle się dzieje.
- Jak już gadamy o pacjentach.. Wiedziałaś, że przywieźli Ci nowego? - spytała. - Erwin, czy jakoś tak.. Nie wyglądał na zdesperowanego, więc myślałam, że kogoś odwiedza.
- Nie każdy pacjent musi być zdesperowany. - mruknęłam do Haverly. - Uzupełniłaś dokumenty dla Britt?
- Cholera, Raven, życie mi ratujesz! - krzyknęła i pobiegła w nieznany mi kierunek.
Nie widziałam sensu w chodzeniu po szpitalu, więc postanowiłam odwiedzić nowego pacjenta. Samo określenie Juds „Nie wyglądał na zdesperowanego” bardzo mnie zaciekawiło. Przed pójściem do niego, musiałam zgłosić się do Brittany, która była taką typową ciocią. Wiedziała kto w której sali się znajduje i znała doskonale stan zdrowia wszystkich osób w szpitalu, łącznie z lekarzami.
- Dzień dobry, Brittany. - zwróciłam się do kobiety.
- Zgaduję, że Jude powiedziała Ci o nowym pacjencie? - wzruszyłam ramionami, a kobieta głośno westchnęła. - Co za dziewczyna.. Ashton Irwin, sala 142.
Uśmiechnęłam się szeroko i poprawiłam wizytówkę. Pomieszczenie było niemalże na końcu oddziału i dojście zajęło mi nawet pięć minut. Zapukałam niepewnie do sali, a następnie otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Jestem Raven Hood i będę Twoją pielęgniarką..
- Oh, dzięki, ale nie potrzebuję pielęgniarki.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na jego kartę. Rak trzustki. Szybko podniosłam na niego wzrok i zaczęłam sprawdzać, czy wszystko z nim dobrze.
- Może pani się zapytać mnie jak się czuję, a nie patrzeć w to.. coś.
Zaśmiałam się cicho, jednak z chwilą spoważniałam. Mimo to Ashton nie poczuł się zrażony, a wręcz przeciwnie - zaczął się szeroko uśmiechać.
- Więc, jak się pan czuje?
Irwin zaczął się głośno śmiać. Bardzo prawdopodobne, że nawet Britt go usłyszała, a mimo to byłam pewna, że nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi, nawet lekarze przechodzący niedaleko. Był to pierwszy pacjent, który był aż tak radosny.
- Uh, zgaduję, że za pół roku będę martwy, ale zawsze mogło być gorzej.
Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Wielu chorych zdaje sobie sprawę z zagrożenia życia, jednak nikt z nich nie mówi o tym otwarcie i to w taki sposób jak on. Nie mogłam powiedzieć, że umrze, bo dało się go uratować. Problem w tym, że nie wiedziałam czy chce być uratowany.
- Twój stan zdrowia jest dobry, panie Irwin. Sądze, że wszystko zależy od..
- Yeah, wiem, ode mnie. Każdy tak mówi.. Jest już dwudziesta, czy mogłabyś..?
- Tak, tak, już idę. Przemyśl sprawę leczenia. - dodałam, zamykając za sobą drzwi.
Dłużej o nim nie myślałam. Była dwudziesta, a wszystko, co miałam zrobić - zrobiłam. Pożegnałam Brittany i wróciłam szybko do domu, mając nadzieję, na spędzenie piątkowego wieczora z młodszym bratem.
* * *
Cały dom był jak po tornadzie.
Opakowanie po pizzy, bielizna, skarpetki, ubrania, a nawet płyty. Calum zaś leżał na kanapie brzdąkając coś na gitarze.
- Cal, wyjaśnisz mi co się tutaj dzieje? - wskazałam rękami na bałagan.
- Miałaś wrócić jutro. - stwierdził chłopak.
- Wczoraj zostałam na noc w szpitalu, jeżeli nie zauważyłeś.
Relacje z bratem ulegały ciągłej zmianie, jednak teraz stały w miejscu. Byliśmy sobie całkowicie obojętni. Czasem szłam do pracy, wracając następnego dnia, a on nic nie zauważył. Zapraszał znajomych, czasem nawet znajome. Mimo to nie chciał opuszczać domu i wolał się zabawiać tutaj.
- Aa, możliwe.
Będąc na granicy możliwości wyrwałam mu gitarę z rąk, szykując się na prawdziwą awanturę.
- Pracuję, a ty tylko siedzisz w domu! I co?! I zwołujesz kumpli?! Cholera, Cal, co jest z Tobą?! Z nami! Mógłbyś chociaż posprzątać! Albo poświęcić mi godzinkę! Ale nie! Bo Michael i Luke..
Chłopak wstał z kanapy i zacisnął pięści.
- Od kiedy Ci to przeszkadza? - spytał, podnosząc ton. - Sama mówiłaś, że lubisz swoją pracę.. Cholera, czy to tak trudno zrozumieć? Mam osiemnaście lat, Rav! Nie dwadzieścia dwa! Nie kazałem Ci pracować!
Zacisnęłam powieki, powstrzymując łzy.
- Ciekawe, a wiesz może o tym, że ledwo co utrzymuje to mieszkanie?! Nie? Bo cholera nic nie wiesz! Mam nadzieję, że nie będziesz tym pieprzonym nastolatkiem do końca życia, bo nie będę Cię utrzymywać!
Osiemnastolatek chwycił za pierwszą, lepszą torbę i zaczął się pakować. Bez jakichkolwiek zbędnych spojrzeń, słów opuścił mieszkanie.
Właśnie straciłam mojego ukochanego brata, a chciałam jedynie by mi pomógł.
Od autorki:
910 słów, no, ale taki emocjonujący rozdział, że może wybaczycie ahaha. Chyba nawet za bardzo, ale wątek z Calumem jak i Ashtonem musiał być już w pierwszym. 5 komentarzy, następny rozdział (który już napisałam)! ❂
CZYTASZ
Patient «A.I
FanfictionRaven jest pielęgniarką, a Ashton pacjentem... I właśnie złamali podstawowe zasady. © 2014, HappyMells