wstęp
MARTWY CHŁOPIEC
✖
W PIERWSZEJ ŁAWCE SIEDZIAŁA Mary Lowell z pustym wzrokiem wbitym w kamienną posadzkę kościoła. Po jej bokach w pełnym otuchy uścisku trzymały ją jej starsze siostry, obydwie ubrane w czarne, bufiaste, cekinowe sukienki za kolano, równie szkaradne, co one same. Nikt oprócz tej dwójki nie odważył się usiąść tuż obok zmęczonej i bladej jak ściana Mary Lowell, choć kościół pękał w szwach. Zdawać by się mogło, że ludzie w czarnych, wyszukanych kostiumach z chustkami służącymi do wycierania potu bądź łez stali aż po same bramy kościoła i jeszcze dalej.
Wszyscy pogrążeni byli we wręcz mistycznej ciszy. W ich uszach rozbrzmiewała jedynie budująca mowa księdza.
— Al był synem, wnukiem, bratem, przyjacielem, sąsiadem...
Mary Lowell pomimo niedawno skończonych, bo na początku lipca, lat czterdziestu wyglądała staro; jej twarz sprawiała wrażenie skóry naciągniętej na same kości, kolorem za to przypominała szkolną kredę. Jej policzki nie były już mokre, nawet nie wilgotne, co spowodowane było nieziemskim upałem. Poza tym kobieta nie miała już sił na łzy, miała wrażenie, że wyczerpała swój własny wewnętrzny strumień. Ojejku, jak ty strasznie wyglądasz, mówiły jej siostry. Tyle schudnąć w trzy dni! Dla Mary jednak te dni nie trwały tyle, co zwykle. Potwornie się dłużyły, jakby znalazła się w miejscu, w którym czas się wręcz zatrzymał.
Szczerze mówiąc dla Mary Lowell czas dosłownie się zatrzymał. Zatrzymał się dokładnie w tym dniu, w którym jej syn, Al Lowell, powiesił się na zagraconym strychu. Jej mały Al...
Taki malutki...
Każdy stał ściśnięty tak mocno, że czuł oddech drugiej osoby na plecach, po których z kolei strużkami spływały krople potu. Niektóre panie wachlowały się rękoma bądź kapeluszami, co jakiś czas ocierając łzy. Były to łzy głębokiego smutku. Postronny obserwator mógł dostrzec to z łatwością.
Takim obserwatorem była właśnie Stephanie. Patrzyła jak nie tylko najbliższa rodzina Ala go opłakiwała; na pogrzebie był każdy — sąsiedzi, znajomi jego matki, koledzy ze szkoły, nauczyciele, dzieciaki z osiedla, które po prostu znały Ala z widzenia. Każdy z nich przyszedł upamiętnić jego osobę, w końcu zawsze boli najmocniej, gdy tracimy dzieci. Stephanie sądziła jednak, że było trochę za późno na poświęcanie Alowi uwagi. Nawet jej matka, która nigdy nie zamieniła z nim słowa (choć byli rodziną), przecierała oczy i dmuchała nos w chusteczkę.
Stephanie patrzyła na oddaloną od niej Mary Lowell i żałowała. Żałowała, że nikt nie mógł pomóc ani jej ani Alowi.
Wielka figura Chrystusa znajdująca się za ołtarzem zdawała się błyszczeć; prawie nagie ciało mieniło się w świetle barw witraży. Chłodne spojrzenie utkwione w żałobnikach. Wydawał się być tak realny, że można by pomyśleć, iż zaraz zejdzie tu, na dół, i swymi magicznymi dłońmi dotknie zimne ciało Ala. Tak, zejdzie tu i zwróci mu życie, uwolni od wszelkich grzechów.
Od tajemnic.
W stronę ołtarza ruszyło kilku mężczyzn, Stephanie nie zdążyła policzyć ilu. Jej sąsiadka, pani Marx, załkała głośno.
Podniesiono trumnę Alberta Lowella w górę, a przez chwilę jakby czas się zatrzymał, aby potem znów ruszyć, razem z Mary Lowell, która podnosząc się z ławki, cała odrętwiała i wyczerpana trzydniową głodówką, upadła z hukiem na kolana. Dotykała dłońmi chłodnej posadzki, myśląc jakie to przyjemne. Echo głosów jej sióstr, starających się podnieść ją z powrotem na nogi, dudniło w całym kościele.
Czarny tłum powoli zaczął wylewać się z ławek, dalej nikt się nie odzywał. Szli ku drzwiom wyjściowym w zupełnej ciszy, aby następnie zostać porażonym blaskiem gorącego, sierpniowego słońca w samo południe.
Rzeczywiście, zauważyła Stephanie, żałobnicy stali również na zewnątrz, wokół kościoła, wszyscy przepoceni, o twarzach w kolorze pomidora. Dziewczyna miała wrażenie, że zebrało się tu całe San Pablo. Niektórzy nawet nie znali Ala Lowella, ale nawet to nie powstrzymało ich przed przyjściem na pogrzeb siedemnastolatka.
Tak właśnie rozpoczął się sierpień.
CZYTASZ
AUGUST, original story
VampiroROK 1991 SAN PABLO, KALIFORNIA Jedyny przyjaciel trzynastoletniego Arthura gdzieś przepadł, a wszystko wskazuje na to, że stoją za tym wampiry. „- What's that smell? - Vampires, my friend. Vampires".