21. Kiedyś każdy traci cierpliwość. W tym i ja.

3K 87 13
                                    

VANESSA

- Zwolnij. - rozkazałam chłopakowi, kiedy zapędzał swoim samochodem przez miasto. Nie to, że nie lubię szybkiej jazdy, bo lubię, ale bez przesady. On tak strasznie zapędzał, że ledwo co widziałam przez te okno.

Przyznam się, że trochę się bałam, dlatego siedziałam sztywno prawie wbita w fotel z zapiętymi pasami, trzymając mocno torebkę.

Loczek spojrzał się na mnie z uniesionym czołem.

- Nie. - syknął, ruszając jeszcze szybciej. - A co dziewczynka się boi? - zadrwił, na co miałam ochotę go walnąć, ale wolałam tego nie robić. Jeszcze byśmy wypadek spowodowali, czego oczywiście nie chce. I właśnie próbuje tego uniknąć.

- A żebyś wiedział, że trochę tak. - nie zamierzałam udawać, że to mnie nie rusza i kłamać. - Po za tym tu nie wolno tak pędzić. - oznajmiłam mu.

- Mi wolno. - rzucił krótko. Po chwili jednak zacząć zwalniać i gdy myślałam, że już mnie posłuchał to okazało się, że po prostu przystanął, bo zapaliły się czerwone światła.

Wow, że się w ogóle zatrzymał.

- Oczywiście. - prychnęłam. Czy byłam wkurzona? Tak. - Przecież siedzę obok 'pana mogącego wszystko bez względu na konsekwencje'. - dodałam chwilę później, po czym specjalnie znowu prychnęłam, ale tym razem głośniej.

Usłyszałam głośnie westchnięcie, po czym samochód ruszył. Na szczęście nie pędził już tak jak wcześniej.

- A obok mnie siedzi 'najbardziej irytująca dziewczyna, której gęba się nie zamyka'. - mruknął, skracając w lewo. Miałam się odezwać, ale przerwał mi. - Ciekawe, czy w łóżku też taka jesteś. - spojrzał na mnie ze zboczonym uśmieszkiem.

Zawrzało we mnie. Miałam ochotę mu przywalić, ale tak mocno, żeby więcej nie mógł się odezwać. No normalnie myślałam, że zabije tego jebanego skurwysyna.

- Na szczęście się tego nie dowiesz, jebany zboczeńcu.- warknęłam a moje ręce aż drgały, żeby go uderzyć.

- No i bardzo mnie to cieszy. - parsknął.

Widać, że ta sytuacja ewidentnie go bawiła.

- Długo jeszcze tej szopki? - zapytałam, chcąc być już na miejscu i jak najdalej od niego. Chciałam się już bawić z moim przyjaciółmi, bo jak na razie to ani trochę się nie bawię.

- Szopka to będzie jak jeszcze raz coś powiesz. - powiedział i zatrzymał samochód.

Rozejrzałam się. Jesteśmy chyba w najbardziej bogatej dzielnicy w Londynie. Nigdy tu nie byłam, ale już widzę, że jest bardzo ładnie. I w chuj luksusowo.

Widząc, że Styles już właśnie wysiadł zrobiłam to samo.

I aż mnie zatkało.

- Nie dość, że zadufany w sobie egoista to jeszcze obrzydliwe bogaty skurwesyn. - mruknęłam pod nosem, widząc bardzo luksusową willę przed sobą. Bo domem tego nie można było nazwać.

- Co tam pieprzysz pod nosem? - usłyszałam obok głos Stylesa.

- Że bardzo śmierdzisz i z takim smrodem by cię nawet do trumny nie włożyli. - zadrwiłam z niego, kiedy szliśmy w stronę drzwi do jego willi.

- Laski z którymi się pieprze, mówią co innego. - oświadczył, zaznaczając słowo "pieprze".

Westchnęłam.

- No proszę bardzo, jeszcze mózg uszkodzony. - zakpiłam, pocierając się po ramionach, bo tego roku wrzesień w Londynie nie był najcieplejszy.

Dym || h.s (first book) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz