Pewna pięcio osobowa rodzina wybrała się na wakacje do lasu. Chcieli odpocząć od zgiełku miasta, z resztą jak co lato. Kupili niewielką działkę na której zbudowali domek letniskowy, a także kilka niezbędnych budowli dla koni.
Droga mijała bez większych problemów. Rodzice (Józef i Patrycja) nie odzywali się zbyt wiele, ojciec skupiony na drodze, a mama na nawigacji. Trzy siostry którymi były Lusia, Kornelia i Edzia, całą drogę gadały jak najęte. Tematy skupiały się głównie wokół nowej stajni, do której przyjdą wraz z nowym rokiem szkolnym. Koń Korneli- siwy małopolak został tam przeniesiony rok temu do zajeżdżania. Choć wałach teoretycznie przyjął jeźdźca, był nie do ujechania dla średnio zaawansowanej dziewczyny. Klacz Edzi, gniada Arabka, również stała już w nowej stajni. W roli szczegółu, nie była jeszcze dziewczyny. Mieli w planach kupić ja, na razie jednak miesiąc miały się ze sobą zapoznać i zdecydować czy chcą dalej pracować z koniem. Nie myślcie jednak, że Lusia została bez konia. Hiszpanka ,bo tak zwala się jej gniada kobyła Szlachetnej półkrwi, jadła spokojnie trawę razem z rodzinnym stadkiem w miejscu do którego jechali. Samochód zatrzymał się w miejscu innym niż zawsze. Nie wjechali na posesję, a wręcz przeciwnie. Stali na środku lasu, nie wiedząc co się dzieje. Rodzice uspokoili jednak dziewczyny słowami
- Spokojnie, zaraz jest nasza droga, chcieliśmy zrobić sobie mały spacerek.-
Cała piątka wysiadła więc z czarnego mercedesa, zostawiając w nim swoje walizki. Po krótkiej chwili przedzierania się przez gęstwinę lasu, dotarli do piaszczystej drogi. Po drugiej stronie można było dostrzec padoki ogrodzone drutem pod napięciem, a w nich kucyki, głównie szetlandzkie. Dodatkowo nieopodal kręciła się właścicielka tych terenów. Mogłaby się wydawać, że zaraz wygoni intruzów, jednak pomogła im, otwierając bramkę. To zachowanie nie zdziwiło nikogo poza Lusią, która jeszcze chwilę przyglądała się nieznajomej. Szybko dogoniła resztę rodziny, wychodzącą przez drugie ogrodzenie stworzone z metalowych rur. Od domu dzieliła ich tylko wąska ścieżka wśród wysokich traw i gęstych krzewów. Po krótkiej chwili dotarli na wyznaczone miejsce. Lusia od razu poszła przywitać się ze swoim koniem. Gdy przytulaski i karmienie cukierkami wróciła do rodziny. Przynajmniej na miejsce gdzie poprzednio byli. Przed domkiem siedziała trenerka dziewczyn, a po rodzicach czy siostrach Lusi nie było śladu. Pani Kinga była dość młodą kobietą z jasnobrązowymi włosami do łopatek.
- Lusia. Jedziemy na trening.- powiedziała. Dziewczyna dalej nie wiedziała co się dzieje.
- Nie wie pani gdzie są dziewczyny?- spytała wchodząc do domu, aby ubrać bryczesy. Na swoje pytanie nie dostała jednak odpowiedzi. Założyła szare bryczesy pikeura, szarą koszule i sztyblety. Na zewnątrz jednak nikogo nie było. Lusia usiadła przed domem i czekała. Wtedy obudziła się w swoim łóżku.
- Kurwa, co za popierdolony sen-