|2|

40 6 0
                                    

Sirin czuła się osaczona, kiedy głowy zwróciły się ku niej, ale mimo to wystąpiła z tłumu. Mdłości narastały. Wiedźmy nie spłacały swego długu wobec niej. To co teraz znajdowało się na odwrocie jej karty, absolutnie nie było podarkiem. Od początku chodziło o Króla Jaw. Wiedziały, że Sirin dobrowolnie spije śmierć z ust kostuchy, bo chciała odzyskać Jarganda. Tyle że nadal nie rozwinęła swej drugiej postaci i miała nadzieję, że wiedźmy się z tym liczą.

Księżyc wisiał na niebie, teraz wręcz prężąc się dumnie i Sirin naszło całkiem głupie skojarzenie, że przypominał w jakimś względzie otyłą księżną, obwieszoną błyskotkami. Weszła w sam środek armagedonu sporzeń, wbijających się w nią zaciekle.

Wiedźma na szczęście nie czekała aż Sirin zabierze głos.

— To nasze wybawienie. Zaszczepiłyśmy w niej, w ludzkiej dziewczynie, pewną cząstkę... cząstkę smoka.

To były ewidentnie nerwowe szepty, ciche sapnięcia zdziwienia. Rozkładały się niczym szale. Wiedźma uciszyła czarowne towarzystwo laską pokrytą złotymi, rybimi łuskami, lecz niespodziewanie z tłumu wyrwał się mężczyzna, a jego płaszcz załopotał za nim jak czarne skrzydła. Był młody, może w wieku Sirin. Jego palce zdobiły ciężkie sygnety, które teraz napawały się srebrnym światłem.

— Nie wiecie nawet na co się porywacie! — oświadczył. Oczy płonęły mu gniewem.

Sirin zlekceważyła go kompletnie. Nic nie mógł zrobić. Teoretycznie. W praktyce mogło to prezentować się inaczej. Włosy miał przewiązane na karku srebrną tasiemką, a jego atrybut, to jest laska, przypominał poskręcaną żmiję. Dziewczyna raz jeszcze omiotła go cokolwiek znużonym spojrzeniem. Mówił dalej, przemawiając do niej, do wiedźmy przy jej ramieniu, do wszystkich zgromadzonych na sabacie.

— Jeśli na stałe przyjmie taką postać to koniec. Smoki nie bez powodu wymarły, a wy jak ostatni głupcy wskrzesiliście gatunek. Teraz ten durny człowiek nie posiada pełnej postaci, ale ją rozwinie. Gdy to przejmie nad nią kontrolę, Król Jaw stanie się najmniejszym zmartwieniem. Naszym i stworzeń tego świata. Mieliśmy ten świat chronić, o czym przypominam na sabatach nagminnie, a wypalacie go i jego dobra do samego cna.

Sirin wsłuchała się tylko w fragment, gdy nazwał ją głupim człowiekiem, a reszta słów mimowolnie uciekła przez czary wiedźmy, która specjalnie ją ogłuszyła. Cóż za niesprawiedliwa manipulacja. Nie mogła dobrze osądzić tej wyniosłej wypowiedzi zastawionej pułapkami słów, których i tak by nie pojęła.

Wiedźma uśmiechnęła się przebiegle, schylając do jej ucha, a cichy szept podrażnił Sirin jak mały, zaaplikowany sopel, który roznosi lód w dalsze zakątki ciała. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz.

Potem Sirin usłyszała głos, który biegnie przez jej usta, choć wcale nie należał do niej. Narzucił jej odpowiedź, którą i tak chciała wymówić na głos.

— Ja się na to zgadzam.

Wiedźma znów się uśmiechnęła. Chytrze i z przekąsem. Mężczyzna, który wtedy oponował nie miał już nic do zdziałania. Opadł ze złością na swe miejsce, nie mówiąc nic więcej.

— CZY JESTEŚCIE Z NAMI?!

Wiedźmy krzyk niósł się ciemną nocą. Najpierw on, a potem wrzawa głosów aprobaty i stukanie lasek o twardą ziemię wzgórza.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
UroczyskoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz