Rozdział 1

208 27 42
                                    

Dni mijały spokojnie i cicho, a ja i Katarzyna żyliśmy w jej domku, trenując oraz spokojnie żyjąc.

Pewnego dnia przygotowywałem śniadanie dla nas, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.

Postawiłem śniadanie na stole i podszedłem ostrożnie do drzwi.

Spojrzałem przez szybę i zobaczyłem dwójkę nieznanych mężczyzn.

Mężczyźni zapukali ponownie.

— Czy tutaj jest Dawid? — zapytał jeden z mężczyzn przez drzwi — Mamy sprawę do niego.

Wahałem się przed otworzeniem drzwi, ale w końcu to zrobiłem powoli, gdy upewniłem się, że mężczyźni nie mają ze sobą broni.

— Czego chcecie? — zapytałem, przyjmując pozycję gotową do ataku.

— W niektórych miejscach na świecie heronimals nie są już bezpieczni — powiedział drugi mężczyzna — przyszliśmy zaproponować wam przeprowadzkę do bezpieczniejszego miejsca.

— Po pierwsze, co macie na myśli mówiąc, że heronimals nie są już bezpieczni — rzekłem — a po drugie, jak nas znaleźliście?

— Informacje poufne — odpowiedział pierwszy mężczyzna.

— A heronimals nie są już bezpieczni, nawet jak ODST zostało zniszczone, to spokój trwał krótko. A szybko w zależności od miejsca na świecie stali się albo wielbieni, albo dręczeni — powiedział drugi mężczyzna — mamy nadzieję, że u nas będzie spokojnie, ale trzeba się tym i tak zająć. By druga sytuacji nie spowodowała konfliktu.

Patrzyłem na mężczyzn nieufnie.

Nagle podeszła Katarzyna z kanapką w dłoni.

— Dawid, co to za mężczyźni? — zapytała, biorąc gryza kanapki.

— Mówią, że heronimals nie są już bezpieczni i trzeba nas wziąć w bezpieczniejsze miejsce — odpowiedziałem.

— Jak kupowałam gazety, to rzuciło mi się w oczy kilka artykułów o tym, że heronimals się ujawnili — rzekła Katarzyna — ale nie słyszałam, żeby było niebezpiecznie.

— Dopiero zaczyna — powiedział pierwszy mężczyzna.

— Ludzie boją się tego, czego nie znają — dodał drugi mężczyzna.

Spojrzałem na Katarzynę niepewnie.

— Gdzie chcecie nas zabrać? — zapytała Katarzyna.

— Do rezerwatu, będziecie tam bezpieczni — odpowiedział drugi mężczyzna — nieopodal mamy samolot, dolecimy tam w kilka godzin.

— Macie tutaj samolot? — zapytałem.

— Bezpieczniejsze i szybsze niż jakbyśmy mieli przyjechać samochodem — odrzekł pierwszy mężczyzna.

Katarzyna spojrzała na swój domek.

— I tak planowałam za niedługo się przenieść, więc może to dobry pomysł — powiedziała Katarzyna — tylko najpierw się spakuję. Za chwilę wrócę.

Katarzyna wróciła do środka, a ja spojrzałem na mężczyzn.

— Mam nadzieję, że nie kłamiecie — rzekłem i stworzyłem w dłoni małą kulę ognia — kłamstwa ranią. A ona jest moją dobrą przyjaciółką.

— Nie kłamiemy — odrzekł drugi mężczyzna — działamy w dobrej wierze.

Katarzyna wróciła z małą torbą.

— Już jestem — powiedziała — możemy ruszać.

— Chodźcie za mną — rzekł pierwszy mężczyzna, po czym poszliśmy za nim.

Przemiana:Wyjście z cieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz