VII

414 38 4
                                    

Kai zaprowadził mnie na plażę, a ja dowiedziałam się co miał w plecaku. Był tam koc i owoce, a nawet kawa mrożona. Wokół nas było trochę ludzi, ale przez krzaki nic nie widzieliśmy i mogliśmy pozwolić sobie na prywatność. Chłopak rozłożył koc i jedzenie i razem usiedliśmy przy pikniku. Zastanawiałam się jak zacząć rozmowę, ale po prostu nie wiedziałam jak. Byłam lekko zdezorientowana i bałam się zrobić ruch w jego stronę.

— Jak podoba ci się miasto? — zapytał.

— Zdecydowanie wolę dom Leo — odpowiedziałam ze śmiechem. — Tam jest przytulniej, a tutaj wszystko wyglada tak ponuro.

— Też to zauważyłem — rzucił, spoglądając w moją stronę. — Stolica jest przepełniona i tłoczona, ale zdecydowanie bardziej pozytywna. Ludzie się tam cieszą z życia. Tutaj to jest od centa do dolara.

Cicho westchnęłam i poczułam się głupio. Im było o wiele ciężej, niż mi. Rozumiałam, że potrzebują pieniędzy do życia, ale było coraz więcej prac na rynku i doskonale o tym wiedziałam, bo sama podsunęłam mamie pomysł z paroma. Ludzie mogliby być przewodnikami, było zapotrzebowanie na inne rzeczy, ale ludzie woleli kraść i dalej pokazywać jakimi biedakami są.

— Kradniesz? — zapytałam zanim zdążyłam się ugryźć w język.

Kai spojrzał na mnie z szokiem, ale po chwili wybuchł ogromnym śmiechem. Odetchnęłam z ulgą i spuściłam wzrok na swoje palce.

— Nie. Nigdy. Ale dużo ludzi z mojego otoczenia tak. Nie oceniam ich. Sam próbowałem zająć się nauką i nawet uczyłem się do gimnazjum, ale im starszy byłem tym bardziej rozumiałem, że muszę pomóc rodzinie. Sprzedajemy swoje uprawy do stolicy i możemy się z tego utrzymać.

Uśmiechnęłam się, czując ulgę, że Kai był uczciwym człowiekiem. Polubiłam go i coraz bardziej mnie do siebie zachęcał. Było mi miło, że poświecił mi trochę czasu i pokazał kawałek miasta.

— Chcesz wejść do wody? — zapytał, a ja otworzyłam szeroko oczy. — Dopóki jest słońce, bo nie wziąłem ręczników.

— Ja... — zacięłam się, nie mogąc powstrzymać wstydu, który ogarnął moje ciało i umysł. — Nie umiem pływać.

— Co? — zaśmiał się. — Jak to? Przecież stolica to wyspa.

— Tak, ale...

— Dobra, nie tłumacz — przerwał mi szybko. — Nauczę cię.

Wstał z koca i zaczął zdejmować ubranie, aż w końcu został w samych bokserkach. Nie mogłam powiedzieć, że wyglądał źle, bo był cholernie dobrze zbudowany. Domyśliłam się, że leżeniem na kanapie tego nie zbudował.

— Na co czekasz? — rzucił z uśmiechem, a ja przewróciłam oczami.

Sama wstałam i zaczęłam zdejmować ubranie. Nie wstydziłam się tego, bo rzeczywiście bywałam na plaży, ale nie wchodziłam do wody ze strachu. Stanęłam przed nim w samym staniku i majtkach i widziałam, że patrzy prosto w mój biust.

— Hej — pstryknęłam palcami. — Oczy mam tutaj.

Chłopak się zaśmiał i podał mi dłoń, którą niepewnie złapałam. Razem wchodziliśmy powoli do wody, która wcale nie była taka zimna. Jednak kiedy woda zaczęła mi moczyć kolana poczułam strach. Paniczny strach. Taki, że nie mogłam się ruszyć.

— Co jest? — zapytał zdezorientowany, ale ja nie mogłam mu odpowiedzieć. Zaczęłam głęboko oddychać i nie mogłam się uspokoić. Kai szybko zrozumiał o co chodzi i złapał mnie mocno za ramiona, zmuszając do spojrzenia w swoje oczy. — Spokojnie, Josie. Jestem tu z tobą. Pomogę ci z tym strachem.

Nie OdchodźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz