Dzień był szary i ponury. Zdecydowanie zanosi się na deszcz. Podobno Australia jest dość ciepłym krajem, więc mieszkańcy na pewno są zdziwieni taką pogodą. Niespiesznym krokiem zbliżałam się w stronę szkoły, do której od dzisiaj będę chodzić. Prawdę mówiąc, byłam trochę zestresowana. Najchętniej przesiedziałabym cały dzień pod kocem z laptopem, gorącą czekoladą i słuchawkami w uszach, ale jak wiadomo, było to niemożliwe. Poprawiłam torbę z książkami na ramieniu, i weszłam na schody prowadzące do szkoły. Na korytarzu panowała cisza, prawdopodobnie trwała jeszcze lekcja. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę dziewiątą piętnaście. Czułam się obco w tym miejscu, bo przecież wszystko było tu nowe. Miejsce, uczniowie, nauczyciele. Stałam chwilę niepewnie, lecz potem postanowiłam pójść do sekretariatu. Tylko gdzie on jest? Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, ale nigdzie nie widziałam drzwi z takim napisem. Wtem dostrzegłam dziewczynę chyba mniej więcej w moim wieku, która siedziała na ławce nieopodal, i najwyraźniej się uczyła. Zapytam ją. Odgarnęłam wpadającą do oczu blond grzywkę, i skierowałam się w jej stronę. Kiedy stałam już naprzeciwko dziewczyny, chrząknęłam. Brunetka podniosła wzrok znad zeszytu.
- Um, przepraszam, mogłabyś powiedzieć mi, gdzie znajdę sekretariat? Jestem nowa. – wytłumaczyłam. Dziewczyna skinęła głową, po czym wstała.
- Sekretariat znajduje się na górze, pierwsze drzwi na lewo. Sądzę, że znajdziesz bez problemu. Tak w ogóle, jesteś z rocznika dziewięćdziesiąt sześć? – zapytała. Okazała się dość rozmowną osobą, a przynajmniej robiła takie wrażenie. Przytaknęłam.
- Ja też. Może będziemy razem w klasie? – zastanawiała się, idąc obok mnie schodami na górę. Wyciągnęła dłoń w moją stronę i powiedziała:
- Jestem Shannon, ale wolę Shay.
- Angie, miło mi. – przedstawiłam się. Cieszyłam się, bo nie sądziłam, że tak szybko spotkam przyjazną osobę, z którą można normalnie porozmawiać.
- To ja poczekam tu na ciebie, okay? – spytała, po czym usiadła koło sekretariatu i ponownie wyjęła z plecaka zeszyt w niebieskiej okładce. – Uczę się do fizyki. – wyjaśniła. Pokiwałam głową, po czym zastukałam do drzwi sekretariatu, i nie czekając na „proszę” weszłam do środka. Niemal od razu wpadłam na jakiegoś chłopaka, który jak sądzę, miał zamiar opuścić pomieszczenie. Wyczułam od niego silny, ale przyjemny zapach męskich perfum. Był sporo wyższy ode mnie. Odsunęłam się od niego, po czym speszona zadarłam do góry głowę. Miał jasne włosy i bursztynowo-zielone oczy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest przystojny. Zdziwiło mnie tylko jedno.
Chłopak przyglądał mi się z jawnym przerażeniem. Wyglądał na naprawdę zaskoczonego, jakby właśnie zobaczył ducha. A może tylko mi się zdawało? Nie bardzo wiedziałam, co robić, więc staliśmy przez chwilę w ciszy mierząc się wzajemnie wzrokiem. Ta sytuacja była co najmniej dziwna. W końcu postanowiłam ruszyć się z miejsca i pójść do gabinetu, w którym urzędowała sekretarka. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie miałam pojęcia, co stało się przed chwilą. No, chyba, że to były jakieś urojenia. Kątem oka dostrzegłam, że chłopak nadal stoi przy drzwiach. Nie powinnam się nim przejmować.
- Dzień dobry, jestem nową uczennicą. – zwróciłam się do sekretarki, nerwowo bawiąc się palcami. Kobieta miała rude farbowane włosy i długie, błyszczące tipsy na paznokciach. Nie wspominając już o tonach pierścionków na jej palcach, bransoletek na nadgarstkach oraz naszyjnikach. Rzuciła mi przelotne spojrzenie, po czym poprawiła zjeżdżające z nosa okulary i zaczęła wpisywać coś w komputerze.
- Angelina Diana Wilson? – spytała, nie odrywając wzroku od ekranu. Przytaknęłam. Albo mi się wydawało, albo gdzieś w okolicach drzwi usłyszałam stłumiony jęk.
- Proszę, oto twój plan lekcji i wykaz podręczników. Następna lekcja będzie w sali 201. – odparła. Chwyciłam papiery i niedbale wrzuciłam je do bocznej kieszeni torby. Gdy wychodziłam, chłopaka już nie było. Shay siedziała oparta o ścianę i wyczekiwała mojego wyjścia. Posłałam jej przyjazny uśmiech. Chyba mogę ją zapytać o chłopaka, którego zachowanie mnie zaniepokoiło?...
- Hm, Shay? Chwilę przede mną z sekretariatu wyszedł taki chłopak, blondyn. Znasz go może? - zagadnęłam. Brunetka zastanawiała się przez chwilę. W końcu zrobiła minę pod tytułem: "mam!".
- Kojarzę go. Jest z rok starszego rocznika, doszedł do naszej szkoły niecały rok temu. Zdziwiło mnie tylko, że biegł tym korytarzem, jakby go ktoś gonił. - zaśmiała się, wkładając zeszyty do plecaka. - Mam teraz w 201. - dodała.
- Ja też, chyba jesteśmy razem. - ucieszyłam się, na moment zapominając o owym dziwnym chłopaku.
***
Dochodziła godzina piętnasta. Deszcz rozpadał się już na dobre, i do tego temperatura zdecydowanie spadła. Potarłam ramiona dłońmi, aby trochę się rozgrzać. Niestety na marne, i po chwili znowu czułam przeszywający chłód. Westchnęłam ciężko. Moje blond włosy były mokre i potargane od wiatru, zgaduję, że wyglądałam jak strach na wróble. Marzyłam tylko o tym, by szybciej znaleźć się w domu, usiąść na kanapie pod kocem i zamówić swoją ulubioną pizzę na obiad. Pocieszała mnie myśl, że zaraz będę już pod swoim mieszkaniem.
Po paru minutach drogi dostrzegłam upragniony ni to blok mieszkalny, ni to apartamentowiec w którym mieszkałam wraz z rodzicami. Tak właściwie to tylko z mamą, ponieważ ojciec aktualnie przebywał w Los Angeles. Nie wiadomo, kiedy wróci i czy w ogóle wróci, ponieważ są z matką pokłóceni. Prawdę mówiąc, zachowywali się jak małe dzieci, ale myślę, że to śmierć Isabelle tak na nich wpłynęła. Po tym wydarzeniu każdy z naszej rodziny na jakiś sposób się zmienił. Nie zaprzeczam, cierpiałam przez codzienne kłótnie rodziców, trzaskanie drzwiami i grożenie sobie nawzajem rozwodem. Ale przecież nie mogłam nic zrobić. Jestem tylko zwykłą, przeciętną siedemnastolatką.
Z ulgą pchnęłam duże, szklane drzwi wejściowe od klatki schodowej, w końcu odcinając się od ulewnego deszczu i wichury. Przerzuciłam mokre włosy na jedno ramię, i zaczęłam nucić pod nosem piosenkę Ed'a Sheeran'a "Photograph". Skierowałam się w stronę windy, ale zanim zdążyłam do niej dojść, stanęłam jak wryta.
Dokładnie na przeciw mnie, przy tablicy ogłoszeń stał ten dziwny chłopak, który dzisiaj w sekretariacie patrzył na mnie, jakby się mnie bał. Zaniemówiłam. Gdy blondyn mnie zobaczył, wyglądał na równie przerażonego i zdziwionego, co parę godzin temu. Serce waliło mi jak oszalałe. Co on tu do cholery robi?! Chcąc uniknąć głupiej sytuacji, zrobiłam parę kroków do przodu.
- Przepraszam, czy mógłbyś się trochę przesunąć? Chcę wejść do windy. - odezwałam się niepewnie, siląc się na spokojny ton. Tak naprawdę miałam ogromną ochotę zapytać go, o co mu chodzi. Przecież nawet się nie znamy.
- Yyy.. Tak, tak, już się odsuwam. To ja już pójdę.. - oznajmił, zacinając się po każdym wypowiadanym wyrazie. W dodatku ciągle uważnie lustrował moją twarz, jakby chciał prześwietlić mnie wzrokiem. Nastała dziwna, nieprzyjemna cisza. W końcu wyminął mnie i skierował się w stronę wyjścia.
Co to miało być?
Na to pytanie nie znałam odpowiedzi.
Nagle coś mnie tknęło i postanowiłam pójść za nim. Jednam nie udało mi się tego dokonać, ponieważ gdy już miałam zacząć go śledzić, zorientowałam się, iż chłopak nadal stoi koło mojej klatki schodowej. Zdecydowanie rozmawiał z kimś przez telefon. Przez przypadek usłyszałam parę słów z tej rozmowy, które wyjątkowo mnie zdziwiły.
- Wiesz, myślałem, że od przeszłości da się uciec i tak po prostu zostawić ją za sobą. Teraz rozumiem, jak bardzo się myliłem.
_______________________________
hej wszystkim :)
chciałam bardzo, bardzo, bardzo podziękować każdej osobie która zaczęła czytać te opowiadanie, które dopiero się zaczyna :) nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy. co do rozdziału, to wyszedł mi fatalnie, ale akcja powoli zaczyna się rozkręcać i niedługo powinno się zrobić ciekawiej.
do następnego xx
CZYTASZ
Lie // Ashton Irwin
FanfictionGdy długo ukrywana prawda wyjdzie na jaw, może sporo namieszać. Szczególnie, jeśli czyjeś życie właśnie zaczynało się układać i nabierać barw. Pozostaje tylko pytanie. "Czy takie kłamstwo da się wybaczyć?"