15 sierpnia 2019 rok
Dzień jak każdy inny. Ludzie i nadnaturalni szli do pracy, dzieci do szkół, Nowy Jork ożywał z każdą minutą coraz bardziej, a gdy zbliżał się koniec tegoż dnia, gdy na ulice wychodziły przeróżne osoby, by zaznać nocnego życia, nie tylko zwykli mieszkańcy najbardziej niebezpiecznych dzielnic odczuwali niepokój.
Na ziemię zszedł jeden z pomniejszych bogów. Z jakiegoś powodu z każdym dniem odczuwał powolną utratę mocy, czuł się coraz słabszy, a i tak nie podejrzewał najgorszego.
Utraty wyznawców.
Szedł wtenczas jedną z ciemniejszych uliczek, w której pojawił się w ludzkiej formie. Nie było tu nikogo, a znaczyło to, że nikt go tu nie nakryje na teleportacji.
Bóg włożył ręce do kieszeni i wędrował tak, dopóki nie poczuł wrażenia, że jest obserwowany. Rozejrzał się, ale nikogo nie widział. To w prawo, to w lewo. Nawet odwrócił się o całe sto osiemdziesiąt stopni, by następnie iść chwilę tyłem.
Potem wszystko działo się błyskawicznie.
Wpadł na kogoś. Ten ktoś go odepchnął, padł strzał. W następnej bóstwo poczuło jak traci panowanie nad swoją nogą, czemu towarzyszył potworny ból. Padł na ziemię, sycząc głośno i w tej samej chwili odkrywając, że został postrzelony w kolano.
W następnej chwili obrócił głowę, by ujrzeć za sobą młodego chłopaka. Wyglądał młodziej niż jego własna ludzka forma. Czarne włosy przykleiły się do skroni nieznajomego, gdy nastąpiło nagłe oberwanie chmury, a cała uliczka zmieniła się w kałuże.
W jednej dłoni trzymał pistolet. W drugiej trzymał jakąś kobietę za włosy, która ręce miała związane, a której nogi również zostały unieruchomione. Ona sama wyglądała na nieprzytomną. Gdy jednak bóstwo zwróciło uwagę na jej twarz, oczy miała otwarte, a usta zaklejone taśmą. Niegdyś ładna buźka została naznaczona licznymi zasinieniami oraz krwią, którą zmywała w tej chwili zimna deszczówka.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie, co zrobisz z tą babą, ale pożału... - warknęło bóstwo, lecz przerwało, gdy zobaczył jak nieznajomy przystawia broń do głowy dziewczyny, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Mimo że wyglądał trochę na dumny, w oczach czarnowłosego było widać... dosłownie nic, jakby nie wyrażały emocji.
- Obawiam się, że akurat ty ucierpisz najbardziej. - I po tych słowach rozległ się huk.
Bóstwo nagle poczuło ukłucie gdzieś wewnątrz, tak jakby utracił coś, co było dla niego niezwykle ważne. Dopiero wtedy zrozumiał, że kobieta leżąca u stóp swojego oprawcy, i której krew mieszała się w tej chwili z pobliską wodą z kałuży, była ostatnią jego wyznawczynią.
Bóg pokręcił głową w niedowierzaniu, jęknął również z ogromnym żalem i spojrzał ze strachem na nastolatka. Nie minęła chwila, jak jego ciało zmieniło się w biały lekko świecący się pył, który zniknął wraz z wiatrem i deszczem. I właśnie w ten sposób, świat bóstw utracił pierwszego boga z czyjejś winy, z rąk kogoś, kto był świadomy, do czego w ten sposób dąży.
A nieznajomy powoli odszedł z miejsca zdarzenia, czując, iż właśnie wykonał pierwszy krok w stronę swojego triumfu.
CZYTASZ
The wicked world || RP || Zapisy Zamknięte
RandomNowoczesny świat, a tu nagle wampiry, syreny I... jacyś hipisi z mocami?... I chwila, czy to sprawka Bogów, czy zwykłego losu? Co się dzieje z tym światem i kiedy ta katastrofa ekologiczna??? || Rp Fantasy, serdecznie zapraszamy~ Zamknięte