Rozdział 3

29 3 0
                                    

Mam szlaban... Tak! Dokładnie. Miesiąc nigdzie nie wyjdę bez opieki. Mimo to nie żałuję. Postąpiłam zgodnie ze swoim sumieniem i zrobiłam dokładnie to co pewnie każdy na moim miejscu.

-Ana?- usłyszałam z dolnego łóżka zamyślony głos brata. Dałam znać, że słucham.- Czemu to zrobiłaś?

-Co? Chodzi o psa?-zamyśliłam się. Na pewno nie kierowałam się tylko szlachetnymi pobudkami. Może dla tego, że wychowałam się wśród zwierząt? A może przez Astora?

-Nie chciałam być przy śmierci tego psa. Pamiętasz Astora? W tamtym roku zdechł mi na kolanach...- otarłam zmęczone oczy i zdałam sobie sprawę, że płaczę. Zbyt łatwo się przywiązywałam, byłam zbyt słaba. Lys chyba zrozumiał, bo zamilkł... Chwilę później wstałam i zeskoczyłam z łóżka i tak jakoś znalazłam się obok brata, przytulając do jego boku. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak nie zadawał pytań. Zasnęłam, słuchając jego spokojnego bicia serca.

***

-Pospiesz się, bo się spóźnimy!- krzyczałam na Lysa, który dwie godziny wiązał buty.-Luuuuusiaaaaa...- jęknęłam przeciągle, kręcąc kluczami na palcu.

-Ana nie trój. I tak musimy czekać na Leo.-zaczynał tracić cierpliwość. Posłał mi znużone spojrzenie i skończył zakładać obuwie.

-No wiem, ale nie mogę się już doczekać!-pożaliłam się i z braku miejsca, usiadłam mu na kolanach.

-Wiem, wiem...- westchnął i żartobliwe dźgnął mnie palcem w żebra. 

Kiedy Leo wrócił ze sklepu na dole, miałam potargane włosy, a moja torba leżała na środku korytarza. Lusia nie wyglądała lepiej. Jego torba została rzucona gdzieś pod szafę a najwyższy guzik od koszuli się odpruł. 

-Co tu się stało?- zapytał zszokowany czarnowłosy, wchodząc do domu. Lysander tylko wzruszył ramionami.

-Trzecia wojna światowa!- oznajmiłam, układając z dłoni pistolet i celując w plecy brata. Co stało się tak na prawdę? To proste... Zaczęliśmy się bić! Myślę, że fakt takich wojen pomiędzy rodzeństwem nie powinien nikogo dziwić... A wracając do tematu. Leo pokręcił głową z dezaprobatą, burcząc pod nosem coś w stylu "Jak dzieci...". Porwałam torbę z podłogi i pobiegłam na dół, krzycząc, żeby się pospieszyli, bo pójdę sama.

***

Podskakiwałam na tylnym siedzeniu, nie mogąc doczekać się pierwszego dnia w szkole. Pięć przecznic, to nie daleko. Ledwie 10 minut drogi piechotą... Ja jednak strasznie się denerwowałam, zasypując Lysa dziesiątkami pytań o nauczycieli, uczniów, wychowawcę, dyrektorkę, poziom nauki i wiele wiele więcej. On, jak to on, cierpliwie mi na wszystko odpowiadał i tylko od czasu do czasu uśmiechał się rozbawiony.

-Spokojnie, Aniołku. Wszystko będzie dobrze.- oznajmił. Tak... Aniołku... Spojrzałam na niego spode łba. Ja mówiłam na niego "Lusia" a on na mnie "Aniołku".

-Miałeś zamiar mnie zdenerwować? Udało ci się...- prychnęłam. Lysander uśmiechnął się, niczym dorosły, nad upartym dzieckiem, przez co poczułam się strasznie głupio. Położyłam mu głowę na kolanach, a on potargał mi włosy. -Boję się...- wyszeptałam i westchnęłam.

-Nie masz czego. Pierwszy dzień nie jest taki zły. Znajdziesz jakieś koleżanki,-skrzywiłam się na wzmiankę o koleżankach. Od dziecka lepiej dogadywałam się z chłopakami... Może dla tego, że wychowałam się z dwójką braci, z którymi o wszystko trzeba było walczyć? Poza tym większość dziewczyn z mojej poprzedniej szkoły była... zbyt delikatna. I mówi wam to drobna albinoska.- A jakby co, możesz zawsze do mnie przyjść.- uśmiechnął się tak szczerze, że poczułam się spokojna.

-Chyba masz rację.- westchnęłam. Przymknęłam oczy i skupiłam się na ręce Lysandra, jeżdżącej powoli uspokajająco po moich plecach.

-Wysiadamy.- mój spokój przerwał głos Leo, który zaparkował pod szkołą.-Pa dzieciaki.

Podniosłam się i sięgnęłam po plecak. Kiedy wysiadłam z auta, zobaczyłam na dziedzińcu mnóstwo roześmianych nastolatków. Przestraszyłam się i schowałam za Lysandrem.

-Będzie dobrze.- wyszeptał mi do ucha i złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę budynku, a ja nawet nie miałam odwagi podnieść głowy. Cały czas zasłaniałam się włosami.

-To pokój gospodarzy. Powinnaś iść odebrać plan i numer szafki od Nataniela. Poczekam tu na ciebie.- powiedział kiedy stanęliśmy przed pokojem gospodarzy. Zachłysnęłam się powietrzem słysząc słowa brata.

-N-nie wejdziesz ze mną...-prawie pisnęłam. Moje oczy były okrągłe jak pięć złoty, a wnętrze dłoni mokre.

-Musisz zacząć sobie radzić sama. Nie możesz być nieśmiała całe życie.- westchnął. Pokiwałam głową pokonana i położyłam rękę na klamce. Z westchnieniem posłałam mu ostatnie, rozpaczliwe spojrzenie i weszłam do środka. Siedziała tam ładna brunetka, o niebieskich oczach i Wysoki blondyn. Jego bursztynowe oczy patrzyły nagląco w moją stronę.

-Tak słucham?- bąknął znad papierów. Byłam już pewnie cała czerwona. Dziewczyna stojąca obok niego posłała mu karcące spojrzenie.

-Ty jesteś nowa prawda?- podeszła do mnie z uśmiechem. Pokiwałam głową.- Ja jestem Melania, a tamten gbur- pokazała mu język, a on się roześmiał.- to Nataniel.

-Miło mi. Jestem Ana.... Właściwie to Anabelle, ale nie lubię mojego pełnego imienia.- uśmiechnęłam się delikatnie.

-Boże... Jaka ty jesteś słodka.- jęknęła Mel i dźgnęła mnie palcem w policzek. Zarumieniłam się i schowałam twarz we włosach. Potargała mnie. Właściwie czemu ludzie to robią???

-J-ja... przyszłam po plan i numerek szafki... nie chciałam przeszkadzać. Przepraszam.- oznajmiłam, widząc zirytowanego blondyna, przerzucającego jakieś papiery. Podniósł na mnie wzrok i wypuścił głośno powietrze.

-Nie. To ja przepraszam. Nie powinienem być tak niemiły. Jestem po prostu zirytowany, bo zapodziały się gdzieś uściślenia BHP.- Uśmiechnął się i podał mi rękę.- Jestem Nataniel. Miło cię poznać i witaj w szkole. Jak byś czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie szukać.- pokiwałam głową i odebrałam potrzebne papiery, które ułożył przede mną na biurku.

-Potrzebujesz przewodnika?- zapytała Melania, dalej nie tracąc chumoru. Pokręciłam głową.

-Mam już "przewodnika".- odpowiedziałam myśląc o Lusi.

-Oh... Skoro tak, to powodzenia.- odparła zaskoczona dziewczyna po czym oboje mi pomachali i wrócili do pracy.

Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się za Lysem. Stał z jakąś grupką, z której rozpoznałam tylko Rozalię...

Kiedy Brak Ci Powietrza|SFWhere stories live. Discover now