1: Cesarski dwór

9 1 1
                                    

Statek przybił do brzegu mimo usilnych modlitw Antoniny. Nie była gotowa. Ani trochę. Wiedziała co prawda, że jakiekolwiek małżeństwo będzie od niej wymagało zmiany religii i przyjęcia nowych obyczajów, ale nigdy nie wyobrażała sobie, że aż tak bardzo. A w dodatku po drugiej stronie oceanu. Biegła znajomość czterech języków też niezbyt pomagała w obecnej sytuacji. W cesarstwie Funanu mówiono językiem, którego nigdy wcześniej nie słyszała, nieprzypominającym nawet żadnego języka, z jakim kiedykolwiek miała styczność.

Powietrze było gorętsze, cięższe, obce i ledwo szło nim oddychać. Port pachniał inaczej, w taki drażniący, nieprzyjemny sposób. Ludzie krzątali się wszędzie bezwstydnie roznegliżowani.

Nie licząc skromniej służby, Antonina przybyła samotnie. Nikt się nie kwapił do ponad miesięcznej podróży w nieznane. Czy też raczej nikt, kogo car zaakceptowałby jako towarzystwo dla swojej córki.

Nie rozumiała, co dookoła niej mówiono, częściowo z własnej winy. Przez większość podróży udawała chorobę, by uniknąć urzędnika odpowiedzialnego za nauczenie jej języka. I właśnie bardzo zaczęła żałować swojej upartości. Nie miała pojęcia, co się działo. Została zaprowadzona na lektykę, gestem pokazano, żeby usiadła, a to niemalże uniemożliwiała suknia. Nie zorientowała się, czemu to miało służyć i wręcz krzyknęła z zaskoczenia, kiedy mężczyźni podnieśli lektykę.

Podróż w ten sposób trwała kilkanaście minut, aż dotarli do rzeki. Tam Antoninę przesadzono na barkę, którą w górę rzeki ciągnęło ogromne, szare zwierzę z wielkimi uszami, kłami i jakby dodatkową kończyną wyrastającą w miejscu na nos. Dziewczyna musiała wyjątkowo intensywnie wpatrywać się w ten wybryk natury, bo ktoś lekko się do niej uśmiechnął i powiedział:

Damri.

Antonina nie miała pojęcia kto. Wszyscy wyglądali dla niej praktycznie tak samo. Jednakowo czarne włosy, jednakowo ciemne oczy jakby bez powiek. Każda twarz okrągła, szeroka i płaska. Większości słońce spaliło skórę.

Czymkolwiek owo damri było i jakim cudem dało się wykorzystywać do ludzkich celów, wymykało się pojmowaniu Antoniny.

Na barce spędziła następną noc. W końcu też przysiadła do nauki języka i mimo że naprawdę chciała, większość wyrazów, które jej nauczyciel uważał za różne, brzmiały dla niej jednakowo; z problemami dostrzegała różnice w poszczególnych znakach pisma, o przypisywaniu ich do konkretnych dźwięków nawet nie wspominając. Urzędnik poprzestał więc na nauczeniu jej powitania, którym powinna zwrócić się do cesarza. Dla Antoniny były to przypadkowe sylaby, niektóre powiedziane szybciej czy w bardziej zawiły sposób, niż by się spodziewała, ale zdołała je zapamiętać. Mężczyzna kazał jej powtórzyć, zanim zeszła na ląd, i nie wydawał się zawiedziony tym, co usłyszał.

Znowu wylądowała w lektyce, chociaż tym razem ta była większa oraz bardziej ozdobna.

Nad miastem górował pałac, umiejscowiony na niewielkim wzgórzu – cel całej tej podróży.

Antonina złożyła ręce do modlitwy. Być może po raz ostatni mogła modlić się do swojego boga, a nawet nie wiedziała, jakich słów użyć. W końcu, po dwóch minutach frustrującej ciszy, zaczęła szeptać wyuczoną formułkę z prośbą o opiekę. Słowa grzęzły jej w gardle i ledwo dobrnęła do końca. Nie do końca świadomie wytarła łzy zbierające się w kącikach oczu. Nie czuła obecności boga. Przekraczając bramę pałacu, czuła tylko nieuniknioność swojej sytuacji.

Gdy brama się zamknęła, zrobiło się ciszej.

Antoninie serce dudniło w uszach, kiedy próbowała nadążyć za mężczyzną prowadzącym ją... nie wiedziała gdzie. Zapewne jej to powiedział, ale nie zrozumiała ani słowa.

Zorientowała się, że została zaprowadzona przed oblicze cesarza tak na oko trzy sekundy za późno. Dygnęła i nerwowo, lekko się jąkając, wypowiedziała wyuczony ciąg sylab. Brak reakcji uznała za dobrą reakcję.

Przez przerażająco długą chwilę nic się nie działo. Antonina bała się nawet rozejrzeć. Wzrok wbiła w podstawę tronu, żeby nie widzieć przeszywających ją spojrzeń dworu. Czy powinna zrobić coś jeszcze?

Cesarz przez chwilę coś mówił, a potem ktoś zaprezentował jej ozdobną skrzyneczkę z trzema przedmiotami w środku: złotym naszyjnikiem przyozdobionym jadeitem, grzebieniem do włosów wysadzanym diamentami ułożonymi w księżyc i białawą figurkę tego zwierzęcia, które ciągnęło barkę. Antonina bezwiednie wodziła po nich wzrokiem. Twarz mężczyzny trzymającego skrzyneczkę pozostawała boleśnie obojętna oraz bez żadnej podpowiedzi.

Cesarz przemówił znowu, tym razem bardzo krótko. Odczekał chwilę i odezwał się ponownie, zdecydowanie zirytowany. Przez pomieszczenie potoczyły się szepty. Antonina zacisnęła zęby, nieznacznie spuszczając głowę. Nawet gdyby nie symulowała choroby, jak mogli oczekiwać, że w ledwie ponad miesiąc nauczy się biegle języka. Nikt nie dał jej więcej czasu na naukę, na pożegnania, na oswojenie się z tą decyzją – wyruszyła w podróż, gdy tylko zakończyły się negocjacje i podpisano traktat o nieagresji, a teraz oczekiwano od niej rzeczy niemożliwych. To wszystko było niesprawiedliwe.

– Ty nie rozumisz?

Antonina gwałtownie podniosła głowę na dźwięk rodzimego języka; wypowiadanego z akcentem i nie do końca poprawnie, ale zdecydowanie znajomego. Pytanie zadała cesarzowa – kobieta siedząca po prawej stronie cesarza; z jednakowo dziwną i obcą twarzą jak reszta ludzi w jej kraju, ale włosami tak jasnymi, że prawie białymi.

– Zgadza się, Wasza Cesarska Mość – odpowiedziała Antonina, dygając.

– Nie mówię twojej języka dobrze. Ty znać inny?

Ku zaskoczeniu Antoniny cesarzowa wymieniła jeden ze znanych jej języków. Kobieta bez zająknięcia zaczęła właśnie w nim mówić:

– Cesarz i dwór robią się niecierpliwi twoim brakiem wyboru. W tej szkatule znajdują się przedmioty wybrane dla ciebie przez chcących cię poślubić wnuków stryjecznych cesarza. Ten, który wybierzesz, zadecyduje o twoim przyszłym mężu. To tradycja.

Wnuków stryjecznych? Tak nie powinno być. To prawda, że Antonina miała wyjść za krewnego cesarza, ale myślała, że sam cesarz był zbyt młody, by mieć synów w wieku odpowiednim do ożenku, więc spodziewała się poślubienia cesarskiego brata, a nie wnuków stryjecznych. Za kogo oni ją mieli? Była córką cara Iwana Wielkiego i cała ta sytuacja najzwyczajniej w świecie jej ubliżała!

– Twoja decyzja? – ponagliła cesarzowa.

Antonina przebiegła wzrokiem po przedmiotach, które dla niej wydawały się zupełnie przypadkowe, i sięgnęła po figurkę. Zamierzała sprawić, by car o wszystkim się dowiedział, a kiedy już się dowie, z pewnością anuluje to niedorzeczne małżeństwo.

Dworzanie już nawet nie próbowali ograniczać się do szeptu i głośno komentowali wybór carewny, z czego ona nie rozumiała nawet słowa.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 06, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Sięgnąć wolnościWhere stories live. Discover now