III

15 0 0
                                    

Pov.Taehyung

Jedzenie nam bardzo szybko zleciało, i nadeszła pora wyjaśnień. Szczerze trochę się boję reakcji Jina na opis dalszych wydarzeń, mimo, że akurat z nimi mam najmniej wspólnego.

Szatyn w ciszy posprzątał po śniadaniu, a my udaliśmy się trochę niepewnym krokiem do salonu. Nikt się nie odzywał. Chłopacy tylko wymieniali między sobą przelotne spojrzenia. Po chwili najstarszy do nas dołączył.

"Usiądźcie." Jin wskazał na białą skórzaną kanapę. Namjoon zajął miejsce z brzegu, Jungkook usiadł po drugiej stronie i wziął na kolana Jimina, a Hobi rozsiadł się między nimi. Seokjin zajął miejsce na fotelu naprzeciwko kanapy.

Zamyśliłem się. Nie wiem dlaczego w ogóle tu jestem, skoro ta sytuacja tyczy się tylko tej oto genialnej czwórki, która postanowiła zobaczyć, jak to jest być w roli matki... A raczej ojca.

"Nie chcesz usiąść z nami, Tae?" Usłyszałem pytający głos Jungkooka i momentalnie poczułem jak spojrzenie pozostałych czterech par oczu zwraca się w moją stronę.

"Emmm...Nie, dzięki, postoję." Odpowiedziałem z lekką nutką chłodu w głosie i oparłem się plecami o mlecznobiały filar.

Chłopacy wzruszyli ramionami i skupili swój wzrok na najstarszym, a ja - na podłodze.

"Więc..." Zaczął Jin. "Może zaczniemy od krótkiego streszczenia wszystkich zdarzeń, przez które nie było was w domu?"

Pov.Yoongi

Obudziłem się na czyimś łóżku. Wiem, że na czyimś bo moje pachniało inaczej. Jakoś... Mniej słodko?

Odruchowo otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w trochę dużym pokoju w odcieniach bieli i jasnego fioletu z podłogą wyłożoną jakimś szarym kamieniem. Dziwne. Mój był niebieski i bardziej drewniany. Uszczypnąłem się lekko w ramię. Nie, na pewno nie śnię. 

Zacząłem się trochę bać. Gdzie ja jestem? I czemu nie ma tu mamy i taty?

Pov.Taehyung

"Tak jak słyszałeś, nie było to planowane." Nam powoli kończył swoją opowieść. "Pomyśleliśmy, że skoro już tam byliśmy to może przenocujemy u Hye i Minyula. Hobi poszedł przodem, a my za nim. W całym domu było ciemno, a drzwi były wyważone, co było dość niepokojące. Po chwili usłyszeliśmy jak Hoseok woła, że ktoś tam jest. On i Tae zostali żeby zbadać dom na zewnątrz. Weszliśmy do środka i zapaliliśmy światło. Niestety spóźniliśmy się, prawiciele byli tam już przed nami."

"Oni nie żyją, prawda?" Przerwał mu Seokjin. Wszyscy siedzieli w ciszy i skupieniu, słuchając słów blondyna. 

Namjoon przytaknął. "Rozejrzeliśmy się jeszcze po innych pomieszczeniach. Wydawało nam się, że mieli dziecko. I nie myliliśmy się. Znaleźliśmy go skulonego pod fotelem w salonie. Był totalnie przerażony.  Ustaliliśmy wspólnie, że Jungkook nałoży na niego sen, bo mógłby zacząć krzyczeć. Tak też zrobiliśmy. Postanowiliśmy, że weźmiemy malca do siebie. W międzyczasie dołączył do nas Taehyung i..."

"I wtedy zacząłem się sprzeciwiać." Wciąłem mu się w zdanie. "Może nie zrozumiesz, ale to tylko dlatego, że to dziecko nie jest ani yevelsem, ani człowiekiem, to mieszaniec. Wiesz co to dla nas oznacza, Bogum wielokrotnie nam przedstawił konsekwencje łamania prawa. A oni mimo wszystko postanowili go adoptować." 

Jin zamyślił się przez chwilę. Wszyscy czekali na to co powie. Ten moment był dla nas dość stresujący. W dość dużej mierze zdanie najstarszego Kima decydowało o tym, czy miętówka u nas zostanie. Po chwili starszy oparł się wygodniej w fotelu i splótł ręce na kolanach. 

"Doskonale cię rozumiem Tae." Przeniósł swój wzrok na mnie. " Bo jestem twojego zdania i pewnie zrobiłbym to samo na twoim miejscu." 

 W życiu bym się nie spodziewał. Gdyby Jimin to powiedział to może nie byłoby to tak trudne do pojęcia, bo sam był prawicielem, ale Jin? Ten co zawsze stoi murem za Namjoonem i w większości sytuacji przyznaje mu rację? Ten co potrafi przez pół dnia jęczeć, bo chciałby wychowywać jakiegoś dzieciaczka i poczuć jak to jest być rodzicem, teraz, kiedy nadarza się okazja ON odmawia? Takiego Jina to ja nigdy nie znałem. Z resztą, nie tylko ja, pozostali zdawali się być w równym stopniu zdziwieni.  Ale z drugiej strony to dla mnie lepiej, nadal nie chcę tego bachora.

"A-Ale jak to?"Z ust Jungkooka wydostał się cichy szept niedowierzania. "Jin, przecież ty sam mówiłeś, że chciałbyś wychowywać..." Chłopak przerwał widząc uciszający go gest szatyna.

"To prawda, mówiłem." Jego twarz wyrażała śmiertelną powagę. "Ale nie miałem na myśli wychowywania połowicznego dziecka, przez które mogą nas wszystkich powybijać jak indyki na Święto Dziękczynienia. Nam, naprawdę mało mamy ofiar w rodzinie? Potrzebne nam kolejne? Przestańmy już testować cierpliwość prawicieli, bo kiedyś to się skończy jedną wielką katastrofą." 

Znowu zapadła ta niezręczna, grobowa cisza. Wszyscy wyglądali jakby zastanawiali się nad całym swoim życiem. Chyba Seokjin trochę przemówił im do rozsądku. No koledzy, pora na refleksję.

Nagle Kook wstał z kanapy, wyrywając wszystkich z zamyślenia. Pozostali spojrzeli się na niego. Jimin również się podniósł, podszedł do swojego partnera i objął go delikatnie od tyłu.

"Co się dzieje, Kookie?" Spytał z zatroskaniem na twarzy.

"Zaklęcie." Odpowiedział brunet, wciąż patrząc w jeden, znany tylko sobie punkt. "Przestało działać. Obudził się. " 

Wszyscy wstali jak poparzeni. Co jest, dziecko nie może chwilę poczekać? Chyba ich zdaniem nie, bo chwilę potem wszyscy po kolei wbiegali po schodach za Jiminem. Usłyszałem jeszcze ciche "Dokończymy tą rozmowę później." z ust Jina, a potem dźwięk otwieranych drzwi.

A ja? Ja nie zamierzam interweniować. Już dawno wyraziłem się wystarczająco jasno na ten temat i nie zamierzam strzępić ponownie nerwów na nich i dzieciaka. Chce mi się już tylko spać. I właśnie teraz zamierzam się położyć.

Na myśl o łóżku, jak na zawołanie ogarnęło mnie zmęczenie. Ruszyłem więc lekko powolnym krokiem po schodach. Towarzyszyły mi tylko szmery dochodzące z pokoju Jimina i ciche stukanie moich butów o schody.                                                                                                                        Wszedłem na piętro o zerknąłem w stronę odgłosów rozchodzących się po echem korytarzu. Drzwi były uchylone, ale pomimo cichej chęci wejścia do pomieszczenia, poprzestałem na drodze do mojego pokoju. Za parę godzin mogę tam zajrzeć, raczej nikt ani nic nie ucieknie.

Otworzyłem szybko drzwi mojego ulubionego pomieszczenia w tym domu i nie zważając na to, że są otwarte rzuciłem się z powrotem na upragnione łóżko. To była nieprzyjemna i długa noc, jak i poranek. Oba wyssały ze mnie wszystkie siły witalne. Powoli czułem, że zaczynam odpływać, więc nawet nie utrudniałem zadania Morfeuszowi i pozwoliłem zabrać się w jego krainę.

_______________________________________

Ekhem...

Motylki...

Znowu przepraszam za nieobecność, ale czasami aż mi się nie chce tego pisać.

Ten rozdział pewnie będzie jeszcze poprawiany w następnych dniach, bo pisałam to o 22.26, więc może być teraz trochę kiczowaty.

Następny rozdział może pojawić się bez zdjęcia do góry, a to dlatego, że piszę teraz na kompie, a nie na telefonie gdzie miałam wszystko ładne przygotowane.

A wszystko dlatego, że mój iPhone wyzionął ducha w piątek wieczorem...

Do kiedyś tam!

~𝓨𝓸𝓴𝓸𝓶𝓲
_______________________________________

Flowers&Forbidden Love ||Taegi||Where stories live. Discover now