Po dłuższym czasie spędzonym w lokalu, postanowiłaś zrobić sobie spacer nad rzeką. Przed wyjściem zostawiłaś kelnerowi dość wysoki napiwek, z uwagi na to, że uwielbiałaś to miejsce i humor ci dopisywał.
- Bardzo pani dziękuję, zapraszamy ponownie ! - młody chłopak zawołał za tobą, otwierając drzwi. Na plakietce wpiętej do poły jego marynarki widniało imię Steve.
- Dzięki Steve, do zobaczenia - odpowiedziałaś, uśmiechając się do kelnera.
Lekki, chłodny wiatr rozwiał ci włosy, gdy wyszłaś z przytulnego lokalu, prosto na deptak prowadzący wzdłuż Tamizy. Z podziwem obserwowałaś mewy, które dość licznie występowały w tej okolicy. Przystanęłaś na chwilę by podziwiać jak ptaki pikują w dół, by lekko musnąć dziobem taflę wody i wyłowić z niej pożywienie. Zachodzące słońce utworzyło szeroką czerwoną łunę, która stapiała się z falami rzeki.
- Czas iść do domu - powiedziałaś na głos sama do siebie, wtulając się w swój miękki sweter. Na dworze było już dość chłodno, czego wcześniej nie przewidziałaś, zapominając zabrać ze sobą płaszcza. Szybkim krokiem ruszyłaś w kierunku najbliższej stacji metra. Na szczęście pociągi jak zawsze kursowały co 5 minut. Kiedy wielka maszyna z piskiem stanęła na stacji Canary Wharf, wsiadłaś do środka i zaczęłaś obserwować wsiadające osoby. Wśród nich była matka, trzymająca kurczowo swego syna, który bardzo chciał jej się wyrwać oraz bezdomny człowiek, od którego nie pachniało zbyt ładnie. Gdy pociąg ruszył, przeniosłaś swe spojrzenie na widok za oknem. Kolejka po chwili wyjechała z ciemnego tunelu na powierzchnię, by pędzić wśród domów i ulic, prosto w kierunku Hammersmith.
Po 40 minutach wysiadłaś na stacji docelowej, z zamiarem ruszenia w kierunku swojego loftu. Jednak coś zwróciło twoją uwagę. W jednej z małych, ciemnych uliczek, niczym stado świetlików migotały małe lampki choinkowe. Podeszłaś bliżej, by zobaczyć co to za miejsce i dostrzegłaś, że to stary, typowo angielski pub. Nad szyldem, który głosił dumnie Clumsy Frog & Inc, wisiał sznur światełek, które migotały kolorowym blaskiem. Zza ciężkich, dębowych drzwi dobiegały przytłumione dźwięki bluesowej muzyki. Jednym ruchem pchnęłaś je, a twoim oczom ukazała się długa, idealnie wypolerowana, dębowa lada, za którą stała szklana witryna prezentująca różne rodzaje trunków. Barman nalewał właśnie jednemu z klientów ciemne piwo z bardzo gęstą pianą.
- Poproszę też takie ciemne piwo - powiedziałaś, gdy skończył obsługiwać mężczyznę, na co właściciel spojrzał na ciebie z uśmiechem i zaczął nalewać ciemny napój do pękatej szklanki.
Rozejrzałaś się w poszukiwaniu wolnego stolika. Pub był bardzo przytulny. Na małej scenie występował właśnie jakiś lokalny, nieznany nikomu zespół, grający niezbyt głośne bluesowe standardy, a po drugiej stronie sali stał kominek, w którym wesoło strzelały płomienie. Usiadłaś jak najbliżej źródła ciepła, na wygodnym, dużym fotelu.
W pewnym momencie zwróciłaś uwagę, że niedaleko ciebie siedzi mężczyzna, który ci się przyglądał. Spojrzałaś na niego przelotnie, wyglądał dość znajomo. Pociągnęłaś łyk piwa, które smakowało wybornie. Idealne wyważenie gorzkiego smaku, ze słodyczą.
Przeciągnęłaś się z rozkoszą, wpatrując w ogień i rozprostowując nogi. Czułaś się wspaniale.
YOU ARE READING
The Verve & Richard Ashcroft Fanfiction
FanfictionDla wszystkich tych, którzy tak jak ja uważają, że Richard jest piękny. Bardzo krótki imagin/ff.