Chanyeol POV
- Ja pierniczę.... Nie dam rady tak już dłużej - padłem twarzą na swoje biurko.
- Idź wreszcie do lekarza przecież cię nie zje - Jongin spojrzał znad swojego komputera - wykończysz się Chan.
- Muszę oddać ten projekt... Kyungsoo mnie zabije. Jesteś jego pupilem masz łatwiej. Poza tym wiesz jak bardzo nie cierpię szpitali i przychodni Jongin.
- Załatwię ci te 2 wolnego u Kyungsoo. Ale idź to lekarza Chan. Mogę ci nawet dać jakiś kontakt. Musisz o sobie wreszcie zadbać.
- Naprawdę? Dasz radę udobruchać Do? Dziękuję.
- Idź już do domu nie martw się pracą - Kai odszedł w stronę biura dyrektora, rzucając mi na stolik kartkę z numerem.
Wstałem pakując swoje rzeczy do plecaka. Szczelnie zapiąłem kurtkę i żegnając się z wszystkimi opuściłem budynek.
Gdy wróciłem do swojego małego mieszkanka od razu wskoczył na mnie Toben. Z psem na rękach poszedłem do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Usiadłem z napojem przy stole, by chwilę później nieświadomie zapaść w sen.
Obudziło mnie szczekanie Tobena. Gdy spojrzałem za okno było już ciemno.
- No nic. Trzeba z tobą wyjść - odwróciłem się do mojego psa.
Gdy tylko otworzyłem drzwi, Toben wyskoczył na schody, zbiegając z prędkością światła na sam dół.
Powlokłem się za nim, kaszląc straszliwie od nagłego powiewu zimna. Moje gardło bolało straszliwie.Po chwili przechadzki ten czarny diabeł postanowił gdzieś zniknąć. Jedynym sposobem na zachęceniem psa do powrotu, było wołanie jego imienia. Moje gardło odmawiało współpracy, jednak wciąż musiałem odnaleźć psa.
- Toben! - mój zachrypnięty głos odbił się echem po parku. Nic, żadnej odpowiedzi.
- Toben!!! - spróbowałem głośniej.
Nic. Ten mały.....Po 10min bezskutecznego wydzierania w poszukiwaniu psa, kompletnie nie byłem już w stanie nic powiedzieć.
No i zajebiście. Teraz go już nie znajdę.
Pomyślałem, zaciskając mocniej smycz.
Nagły pisk zwrócił moją uwagę. W krzakach nie daleko przemknął biały cień.
Duch? Nie wierzę. Pies? Toben?!
Ruszyłem w tamtym kierunku. Pod krzakami znalazłam swoją zgubę z owym "duchem".
- Toben ty mały gnoju - wychrypialem biorąc psa na ręce.
- Vivi?! - echo czyjegoś głosu odbiło się od drzew.
Mały "duch" wzdyrgnął się, kierując głowę w kierunku dźwięku.
Po chwili zza krzaków wyłonił się młody chłopak. Był odrobinę niższy odemnie. Miał bardzo szerokie ramiona, zapewne dobrze zbudowane.
Chan o czym ty myślisz?!
Dziękowałem Bogu, że just jest ciemno i chłopak nie widzi mojego rumieńca.
- Oh przepraszam jeżeli przeszkodziłem. Szukałem psa - odezwał się nieznajomy wskazując na puchatą chmurę.
- Nic nie szkodzi. Nie przeszkodziłeś. Ten mały gnój mi też nawiał - wychrypiałem wskazując na Tobena, który szarpał się w moich ramionach.- Gardło bardzo boli? - chłopak spojrzał się na mnie z troską
- Aż tak słychać? - parsknęłem, zaraz tego żałując - Przez Tobena musiałem się drżeć, co z pewnością nie polepszyło mojego stanu.
- Ah tak.... Vivi też nigdy nie słucha - chłopak westchnął głęboko .
Zapadła niezręczna cisza
Przerwałem ją moim okropnym kaszlem, powodując że nieznajomy podskoczył z zaskoczenia
- Idź do domu. Albo od razu do lekarza - powiedział - jesteś w okropnym stanie
- Jakbym tego nie wiedział....
Chłopak spojrzał na zegarek.
- Muszę już iść. Miło było cię poznać. Oh Sehun - wyciągnął rękę w moją stronę
- Park Chanyeol - podałem mu dłoń ściskając Tobena w drugiej
- Mam nadzieję że do zobaczenia Chanyeol.
- Ja też... Do zobaczenia w takim razie
Chłopak odszedł w stronę ciemnych drzew pod drugiej stronie parku.
Ja skierowałem się do mieszkania chcąc jak najszybciej zasnąć.
Padłem na łóżko i zasnąłem niemal natychmiastowo.
CZYTASZ
'🅳🅾🅺🆃🅾🆁' - 🅲🅷🅰🅽🅷🆄🅽 🅵🅸🅺 [✓]
FanfictionChanyeol unika szpitali jak ognia. Skomplikuje się to w momencie gdy zacznie mocno chorować i napotka na spacerze bardzo przystojnego lekarza. #1 Chanhun [1Xl 2019], [4&5 Xll 2019] [14 IV 2022]