Rozdział 7.

633 31 13
                                    

Na dobry początek, tego wspaniale zapowiadającego się, dnia otrzymałam od mojej współlokatorki w prezencie zestaw kosmetyków, który marzył mi się od dłuższego czasu. Myślałam, że uduszę ją z radości. Dostałam również życzenia od Krzysia, Darii i moich rodziców oraz dziadków. Niestety chyba były to jedyne życzenia, jakie otrzymałam. Na komendzie nikt się do mnie nie odzywał. Nie wiem, czy się obrazili, czy Bóg jeden wie? Trudno. Najbardziej zdziwiło mnie, że Gutka nie było. Wiedział o moich urodzinach. Na dodatek nie odpisywał mi na moje wiadomości i telefony.

- Wiesz może, gdzie jest Gutek?- spytałam Martę, na co ta westchnęła głośno.

- Może wziął urlop?- bąknęła, patrząc na mnie złowrogo.

- Dobrze, ja tylko pytałam.- uniosłam dłonie.

- A ona ci tylko odpowiedziała?- wtrąciła się Lucyna, a ja miałam już wszystkiego dość.

Wyszłam z biura z łzami w oczach. Od samego rana wszyscy traktują mnie albo jak powietrze, albo zło konieczne. Marta miała wzrok, jakbym jej pozabijała rodzinę do piątego pokolenia wstecz. A Lucyna patrzyła na mnie, jakbym miała na czole wydziarane "JESTEM NAJWIĘKSZYM ZŁEM TEGO ŚWIATA" albo "TO JA NIE ZGASIŁAM PO SOBIE ŚWIATŁA W BIURZE DWA DNI TEMU"

Zaszyłam się w damskiej toalecie na długie minuty. Próbowałam dojść do siebie jednak wspomnienie sytuacji z biura mi w tym nie pomagało. Co gorsza- mój chłopak nadal nie odpisywał, nie oddzwaniał. Zrzucał wszystkie moje połączenia. Nie odczytywał moich wiadomości, mimo że na wszystkich mediach społecznościowych jego status aktywności wskazywał, że jest CIĄGLE aktywny. Postanowiłam się odwdzięczyć.

Do: Guciu ❤️

Hej, Kochanie! Z całego serca dziękuję Ci za pamięć! Z pewnością zapamiętam te urodziny, jako najlepsze urodziny w moim życiu! ❤️

Do: Guciu ❤️

Kocham Cię! 😘

W międzyczasie napisałam maila do Starego o urlop na żądanie. Uznałam, że nikt więcej nie popsuje mi MOJEGO dnia. Dlatego spędzę go, jak na studiach. Z kubłem lodów i ukochaną komedią.

Do biura wróciłam jedynie po kurtkę i plecak. Widząc miny Lucyny i Marty, łzy wpłynęły mi do oczu. Nie odezwałam się jednak słowem. Zacisnęłam zęby i udałam się do wyjścia z tego podłego miejsca, które do wczoraj uznawałam za naprawdę przyjemne miejsce.

- Amelia!- nagle usłyszałam za sobą kobiecy głos.- Kochana, błagam pomóż mi.- była to sekretarka Starego. Spojrzałam na nią wymownie, a ta kontynuowała.- Ja... mam komendanta głównego na linii, a komendant kazał mi zanieść te teczki do archiwum. Błagam, mogłabyś je tam zanieść? Odwdzięczę ci się za to. Obiecuję!

- Niech stracę.- bąknęłam i przejęłam od niej stos teczek.

- Kochana jesteś! Dobrego dnia!- krzyknęła i pomknęła w swoją stronę. Po korytarzu roznosił się jedynie stukot jej obcasów.

- Tia... Już jest wspaniały.- wywróciłam oczami i niechętnie poszłam do archiwum.

Już samo wejście do tego przeklętego pomieszczenia było problemem. Drzwi wykonane są z metalu, przez co cholernie ciężko je otworzyć. Jakby tego było mało, otwiera się je na zewnątrz. Niestety teczki były zbyt ciężkie, bym mogła utrzymać je w jednej ręce. Prosiłam każdego jednego policjanta, mijającego mnie, o pomoc, jednak wszyscy mijali mnie, jakbym była co najmniej niewidzialna.

Udało mi się w końcu dostać do środka. Odłożyłam teczki na miejsce i już kierowałam się do wyjścia, gdy drzwi nagle przede mną się zamknęły, światło zgasło, a ja jedynie usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Dłonią szukałam włącznika światła, jednak przypomniałam sobie, że jakiś geniusz zbrodni PRL-u zamontował go na zewnątrz.

𝐌𝐢ł𝐨𝐬́𝐜́ 𝐏𝐨𝐧𝐚𝐝 𝐖𝐬𝐳𝐲𝐬𝐭𝐤𝐨  || Komisarz AlexOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz