Część 26 - "Którędy Do Fluttershy? "

80 11 0
                                    

Zbliżał się już koniec tego miesiąca. Było całkiem ciepło, słonko przyjemnie grzało więc z tego też powodu wspólnie z Fluttershy wybraliśmy się jednego z lasów na spacer. Nie był to jednak las everfree, lecz inny niezbyt znany mi. Jednak w niczym to nie przeszkadzało, byłem bardzo chętny odkryć nowe zakątki Equestrii. Pegaz mówił, że zna ten las bardzo dobrze, więc jeżeli nie chcę się zgubić to powinienem trzymać się blisko niej. W planach miała ona zaprowadzić mnie nad jeden z wodopojów w tym lesie, oprowadzić po dwóch jaskiniach które, jak to powiedziała, na pewno mi się spodobają, przez co też prawie cały czas zastanawiałem się co może w nich być takiego co zwróciłoby moje zainteresowanie. Pokazać jeszcze chciała mi duże stare drzewo o którym odpowiadała iż jest największe i najstarsze w tym lesie. Ponoć jest ono tak grube jak gdybym wziął 6 takich drzew z tego lasu. Na koniec pragnęła jeszcze przejść się że mną na pewne wzgórze również mieszczące się w tym lesie. A jak na razie to szliśmy pewnym szlakiem mijając drzewa które wyglądały wszystkie prawie, że identycznie przez co z lekka bałem się oddalać od klaczy i co chwilę podchodziłem coraz to bliżej, a w wyniku tego albo deptałem jej po kopytach, lub też plątały nam się one czy też zderzaliśmy się. Nie sposób było, aby nie zauważyła tego a więc za każdym razem zapewniała mnie spokojnym i troskliwym, w sumie jak to zwykle bywa, głosem któremu towarzyszył delikatny uśmiech na jej twarzy, bym się nic nie martwił.

- Nie, żebym się czegoś obawiał czy coś - Z mych ust wydobywał się lekki nerwowy śmiech przy czym również co chwilę kładłem jedno kopyto na szyję - To jest zwykły las i nic niebezpiecznego nie powinno tu nas spotkać... Jednakże jak już wcześniej wspominałem, nie do końca kojarzę te tereny przez co też moja orientacja tu jest... Trochę zaburzona i nie do końca działa prawidłowo. Biorąc pod uwagę, że mam wrażenie iż mijamy to samo drzewo już chyba dziesiąty raz, lub też to, że nie mam pojęcia gdzie tutaj jest północ a gdzie południe. Oczywiście mógłbym rozpoznać to względem położenia słońca na niebie jednak te wszystkie zielone korony zasłaniają mi je a ja nie potrafię korzystać z mych skrzydeł ani wspinać się na drzewa pechowy więc bardzo spora szansa jest, że mogę nie kojarzyć dróg które tutaj są więc wniosek z tego taki, że mam dość sporą szansę na zagubienie się tutaj co niekorzystnie  wpłynęłoby, myślę dla nas obu. Z tego też powodu powiem krótko... Wolę trzymać się jak najbliżej Ciebie więc wybacz mi.

- Powiesz krótko? - Przekręciła z leciutko oczami, jednak mimo to dało się usłyszeć dobiegający z jej ust cichy śmiech - nie miej mi tego za złe ale... Ty musiałeś chyba to przemówienie ćwiczyć już zanim tutaj weszliśmy - Kolejny raz się zaśmiała - A poza tym kolejny raz już powtarzam, że nie masz się czego obawiać. Będzie dobrze, a im więcej razy wmawiasz sobie, że coś złego się wydarzy to tylko sprawisz, że coraz bardziej jest to możliwe. Tak więc... Radzę Ci drogi panie Lucky, byś wziął głęboki oddech i trochę ochłonął. Dobrze? Zamiast wymyślać różne przykre scenariusze mógłbyś rozejrzeć się dookoła i zacząć podziwiać otaczającą nas przyrodę. W końcu... Chyba po to nas tu przyprowadziłam, czyż nie?

Chwilę zastanowiłem się nad słowami wypowiedziami przez nią i przyznałem jej rację a co za tym idzie, zacząłem starać się również stosować do tej porady. Zamknąłem tak więc oczy i odetchnąłem parę razy. Nawet to w dość dużym stopniu pomogło czego się nie spodziewałem o czym także poinformowałem towarzyszkę a ona słysząc to ucieszyła się, że jej rady pomogły. Jeszcze przez jakiś czas kierowaliśmy się drogą która prowadziła nas do opisanego wcześniej wodopoju. Podczas spaceru narzekałem na to, że trochę mnie to już męczy ale kiedy dotarliśmy na miejscu, przyznałem jej, że nawet warto było. Nie jestem zbyt dobry w opisywaniu ale mogę powiedzieć, że krajobraz tam był jak z jakiegoś filmu, oczywiście animowanego biorąc pod uwagę to iż w Equestrii wszystko co miałem przed oczami miało zupełnie inne barwy niż w moim świecie. Być może jest to spowodowane tym, że u mnie nic nie posiada konturów a tutaj tak. No ale nie o tym teraz. Całe otoczenie wyglądało tak pięknie i cudownie, a do tego szum płynącej wody która aż błyszczała od może znikome ilości promieni słonecznych dochodzących spomiędzy drzew, ale jakiejś w ogóle,a gleba która łączyła się ze żwirem znajdującym się bliżej wody dodawała jeszcze bardziej temu wszystkiemu uroku. Chwilę posiedzieliśmy tam, a w zasadzie to tylko ona bo ja cały czas chlapałem się w wodzie. Zleciało nam tam jakieś nawet pół godziny aż w końcu Fluttershy powiedziała, żebyśmy ruszali dalej. Tak więc szliśmy wzdłuż tego wodopoju jednak ja wtedy lekko zwolniłem przyglądając się mojemu odbiciu widniejącemu w wodzie a przez to również trochę się zamyśliłem. Kiedy mi wróciła świadomość i oderwałem stamtąd wzrok, patrząc przed siebie, pegaza już nigdzie nie było. Pewnie pomyślała, że cały czas jestem tuż za nią więc nie zwróciła uwagi. Dostrzegając jej brak, mój niepokój powrócił i to o podwójnej sile. Jednak udało mi się powstrzymać od wrzeszczenia czy biegania wokół z paniki. Chciałem się uspokoić, stosując się do wcześniej otrzymanych rad, lecz w związku z zaistniałymi okolicznościami nic to teraz nie dało.

- Em... Yh... - Obejrzałem się wokół siebie mając nadzieję, że zauważę gdzieś pegaza jednak tak się nie stało - E... Którędy do Fluttershy?

Nie wiedziałem co powinienem teraz zrobić tak więc ruszyłem wprost przed siebie. Szedłem tak długo aż się nie przewróciłem w pewnym momencie. Wtedy też na chwilę przystanąłem i dzięki temu zdołałem usłyszeć dziwny śmiech roznoszący się echem, jednak byłem w stanie wywnioskować z jakiego on miejsca dolatuje. Poszedłem więc do niego i ukryłem się w najbliższych krzakach. Ujrzałem przed sobą ogromny pusty teren. Na podłożu znajdował się wielki brukowany okrąg na widok którego pojawił mi się przed oczami przebłysk mojego snu z pociągu.

- Co? Nie... Nie... To niemożliwe, nie... - Moje serce zaczęło walić szalenie, tętno przyśpieszyło a mój oddech stawał się coraz bardziej głośny - To nie prawda.... Nie... Przywidziało Ci się coś... To na pewno tylko kolejny głupi sen Lucky. Tak jest. Sen. Ojej... Ja głupi... Co ja sobie robię... - Spojrzałem w ziemię trzesąc się z lekka i wtem poczułem czyjś dotyk na plecach w wyniku czego się przewróciłem i prawie, że nawet pisknąłem.

- Och...-Była to jednak na szczęście tylko Fluttershy która wnioskując po minie, również była zaniepokojona - Tu jesteś Lucky. Bałam się już. Dlaczego nie...

- Cicho. Nic nie pytaj tylko wlaź do krzaków - Szepcząc to do niej, wepchałem ją w zarośla i pokazałem iż ma być cicho.

Ona nic nie odpowiedziała tylko pytająco na mnie spojrzała. Ja się odwrociłem do tego dziwnego miejsca i dokładnie przebadałem teren. Przy jednym wielkim głazie ujrzałem czarną postać której nie zdążyłem się przyjrzeć bo od razu jak ją zauważyłem, zniżyłem się bardziej na ziemię a moje serce biło jeszcze bardziej. Jednak wyłoniłem głowę jeszcze raz i spojrzałem na nią. Myślałem, że tylko coś mi się przywidziało i nie chciałem wierzyć swym oczom. Gdyż postacią na którą w tamtej chwili patrzyłem, była we własnej osobie, była królowa podmieńców, Chrysalis. Przełknąłem ślinę i zaraz obok mnie głowę wysunęła spod liści żółta klacz.

- Ach... - Podmieniec kręcił się cały czas w kółko ze złowróżnym uśmiechem na twarzy - Jakże czekałam na ten przepiękny dzień. W końcu... Już wkrótce... Już niedługo powrót mej władzy okaże się czymś więcej niż tylko snem! Nareszcie nastał ten czas! Nie mogę zmarnować tej okazji... Jestem niezwykle blisko mego celu... - W tej chwili stanęła centralnie przed skałą a jej twarz spoważniała - Dlatego też nie mogę pozwolić by ktokolwiek mi w tym przeszkodził. Muszę być bardzo czujna w tej chwili. Nie mogę... Dać się podejść!

- Och nie! - Pisknęła Fluttershy, mimo, iż cicho to jednak nie sposób był tego nie słyszeć.

- Kto tam jest! - Wykrzyknęła Chrysalis biegnąc w naszą stronę a sądząc po jej naładowanym energią rogu, była już gotowa oddać strzał.

My natomiast zamilkliśmy najbardziej jak tylko mogliśmy i staraliśmy się nie ruszać. Po chwili widocznie odpuściła ponieważ aura z jej rogu zniknęła i skierowała się spowrotem tam gdzie stała. Lekko z Fluttershy odetchnęliśmy z ulgą i bardzo powoli oraz ostrożnie wstaliśmy mając w zamiarze wycofać się. Lecz jak na złość, w tym też Chrysalis odwróciła się w naszą stronę.

- Wiedziałam! - Zacisnęła zęby i spojrzała na nas niezwykle groźnie.

Czując, że nie ma już innego wyjścia, wystąpiłem z krzaków i stanąłem tuż przed nią na krańcu kamiennego kręgu.

- No witaj Chrysalis - Starałem się zachować jak najbardziej poważną minę - Widzę, że coś się tu świeci. Może i nie wiem co jednak nie pozwolę Ci zrealizować swojego planu. Więc przygotuj się na porażkę.

Była królowa przymrużyła oczy i dokładnie mnie obczjała. Rzucała co chwilę wzrok na moje oczy, grzywę i ogólnie sylwetkę.

- A ty to kto? - Podniosła brew mówiąc przy tym jakby znudzonym głosem.

MLP : Powrót do EquestriiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz