Jego dotyk był ciepły. Stanowczy.
"Zostań. Zostań choć na chwilę"
Mark poczuł, że i po jego policzkach płyną łzy.
Nie mógł. Dobrze wiedział, że nie.
Tak będzie lepiej, chłopcze o diamemtowym głosie. Piękny, mocny. Ostry.
"Nie mogę"
Donghyuck zacieśnił uścisk. Chciał zatrzymać go przy sobie, tego właśnie, obcego chłopaka z deskorolką, tak podobną do jego!
"Zostań"
Zszedł na nagrzany, letni asfalt. Deska została gdzieś w tyle, teraz liczą się tylko oni.
Mark położył wolną dłoń na karku tego pięknego chłopca i skosztował jego karmelowych ust. Zimne, ale miękkie.
"Nie mogę"
I odjechał, a Donghyuck już nigdy tam nie wracał.
Już nie śpiewał, a gwiazdy, samotne, choć wciąż ze sobą, były od teraz najjaśniejsze.