Rozdział 2

19 4 2
                                    

10 czerwca

     Krzyki w kuchni, otwierane i zamykane drzwi, kogoś noga na mojej, ciemność, ale prześwity słońca, zimno jak i zarówno gorąco, boli głowa. Ranek. Dzień po festiwalu. Jedno oko, drugie. Gosia. Zegarek. 9.05. Ja pierdole.

  - Gosia wstawaj- lekko potrząsnęłam koleżanką.

- Czegoo?

- No weź, ja już nie śpię.

- I co mnie to obchodzi?- odwróciła się na drugi bok. Ygh. Zrobiłam to samo, co ona. Nie zwracałam uwagi na kłótnie za ścianą, to normalne w mojej rodzinie. Rzadko co jest cisza i spokój, a tym bardziej w weekendowe poranki czy wieczory. Odwróciłam się na drugi bok i z powrotem zamknęłam oczy.

    Niestety mój błogosławiony spokój nie trwał zbyt długo. Do moich uszu dotarł najbardziej irytujący, od razu po budziku dźwięk dzwonka Gosi. Przyjaciółka zerwała się z łóżka i odebrała telefon. 

- Hej? No. Obudziłaś nas. Nie wiem, zapytam się. No okej. Pa- spojrzałam się na nią spode łba. 

- Co znowu?- zapytałam. 

- Kinga się pyta, czy idziemy na ten mecz chłopaków. 

- O której?

- 0 10- zaśmiałam się. 

- Nie ma takiej opcji, jest 20 po a ja jeszcze śpię - odwróciłam się do ściany i z powrotem zamknęłam oczy. Po chwili kołdra, którą byłam przykryta, pojawiła się na podłodze, a po moim ciele przeszły zimne ciarki. Spojrzałam się na dziewczynę stojącą nade mną jak na debilkę. 

- Wstawaj.

- Po cholerę?

- Przejdziemy się tam.

- Ale mi się nie chce- westchnęłam. Chcę spać.

- A mnie to nie interesuje- odezwała się i wyszła z pokoju.

     Westchnęłam. Z wielką niechęcią zeszłam z łóżka i udałam się do szafy. Otworzyłam ją i wzięłam z niej zielone spodenki i jasnoróżową koszulkę. Z szuflady poniżej wyciągnęłam bieliznę i zaczęłam się ubierać. Ubrana wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, gdzie była Gosia, która zaczynała się malować. Spojrzała na mnie jak na idiotkę i zaczęła się śmiać. 

- Zdejmuj to!

- O co ci chodzi? Czemu mam to zdjąć? 

- To kompletnie do siebie nie pasuje. No Ronie no. Różowy do zielonego? Gdzie ty masz głowę? Wyglądasz jak klaun w tym momencie. 

- Jezu nie przesadzaj - mruknęłam pod nosem i zaczęłam nakładać pastę do zębów na szczoteczkę. 

- Nie, nie przesadzaj, a naprawdę nie pokażę się z tobą tak. Masz się przebrać- przewróciłam oczami i zaczęłam myć zęby. 

      Wychodząc z łazienki, już pomalowana i uczesana, spojrzałam się na siebie w lustrze. Różowa bluzka, zielone spodenki- to wyglądało komicznie, sama z siebie zaczęłam się śmiać. 

- Co się stało?- zapytała moja mama Ana. Pokazałam na swój ubiór, po chwili i ona zaczęła się śmiać. 

- Dobra Gosia, masz racje. Idę się przebrać- z powrotem podeszłam do szafy i wyciągnęłam krótką czarną bluzkę, która po chwili była już na mnie. Spokojnie, to już pasowała. 

      W pokoju rozległ się mój dzwonek telefonu. Kinga.

- Czego?

- Kiedy wy w końcu wyjdziecie. Jest 5 po, czekamy na was pod klatką. 

-Kurna, pali się? Spokojnie, niedługo zejdziemy. 

- Mecz zaczął się 5 minut temu.

- Oj tam.

- Złazić! - wydarła mi się do słuchawki, a ja po chwili się rozłączyłam. 

- Czekają na nas- tylko tyle przekazałam. Gosia przytaknęła głową i dalej prostowała włosy. Zanim zeszłyśmy na dół, minęło kolejne 10 minut. Wiedziałam, że Kinga, Kacper i Viki będą źli, ale co my na to poradzimy?
    

        Udaliśmy się w końcu na mniemane boisko, usiedliśmy na trybunach i oglądaliśmy, jak nasi koledzy z klasy dostają za przeproszeniem w dupe od przeciwników. Ehh, mogliby się chociaż trochę postarać. 

- Ej, o co chodzi? Nasza piłka była!- krzyknęła Gosia.

- Był spalony, nie zauważyłaś? - Kacper poirytowany westchnął. - Nie wiecie co to spalony, prawda ?

- Akurat wiemy, nie przesadzaj - wtrąciłam się w rozmowę.

- A ilu gra zawodników na boisku ?

- 10! - krzyknęłyśmy w tym samym momencie.

- 11 razem z bramkarzem - zaśmiał się, a po nim cała nasza paczka razem z nami. W pewnym momencie coś mnie skusiło, abym odwróciła się w lewo. Zrobiłam to i wyjrzałam, aby spojrzeć na bramę. I wiecie co, a bardziej kogo tam zauważyłam? No właśnie...

- Gosia - szturchnęłam przyjaciółkę o bark, a ta po chwili spojrzała na mnie. - Tam stoi ten przystojniak. Zrobiła to samo co przed chwilą ja i uśmiechnęła się szeroko, w tym jej uśmiechu coś mi nie pasowało. 

- Kacper, tam stoi chłopak, który podoba się Veronice - przewróciłam oczami, ygh. Kacper spojrzał w miejsce, gdzie stał przystojny blondyn i  się zaśmiał. 

- O Arthur siema! - krzyknął. Spojrzałam na niego, a potem na wszystkich innych z przerażeniem. 

- Co ty odpieprzyłaś?- z grozą w głosie szepnęłam do Gosi, a ta tylko się zaśmiała. Z jednej strony się ucieszyłam, że Kacper go zawołał, z drugiej jednak się przestraszyłam. 

       Po chwili tajemniczy chłopak już był przede mną, zaczął się przedstawiać, zaczynając od Kingi, gdy stał przede mną, spojrzał mi w oczy i przez chwile się zapatrzył, i podał mi rękę.

- Arthur 

- Veronica

     Gdy podał mi rękę przez moje ciało przeszedł niespokojny dreszcz. Co się z tobą dzieje dziewczyno? Chwile jeszcze porozmawiał z Kacprem o meczu, na który tym razem on będzie grał. Przez ten czas kilka razy złapaliśmy się wzrokiem. Szczerze? Nie mogłam się na niego napatrzeć. Jaka ty jesteś głupia...

FRIENDS VS LOVE Where stories live. Discover now