Promienie słońca wpadały do środka niewielkiego pokoju na najwyższym piętrze dormitorium, gdzie mieścił się wyłącznie gabinet i cztery pomieszczenia przeznaczone dla uczniów. W gabinecie Hale'a nie było, dlatego obaj chłopcy udali się do sypialni, którą dzieli we trzech, by po chwili zobaczyć Nathana przytulonego policzkiem do szyby, z lornetką w prawej dłoni. Nie zwrócił na nich uwagi, raz po raz wzdychając smętnie do siebie. Jego włosy, niemiłosiernie potargane, mieniły się złotem popołudnia, a sam chłopiec przypominał raczej cień samego siebie niż człowieka, którego tak dobrze przyszło im znać. Wydawał się przygaszony, co w gruncie rzeczy było dość niezwykłe w jego przypadku. Hale z natury był człowiekiem bardzo kontaktowym, impulsywnym i niekiedy nieobliczalnym, ale jednocześnie miał w swojej osobie coś, co możemy nazwać zdrowym rozsądkiem. Co prawda, ten mistyczny "zdrowy rozsądek" stanowił ledwo cząsteczkę wielowymiarowego charakteru Nathana, a przez to wydawał się nieco przygnieciony przez znacznie bardziej dominujące fragmenty. Jego słodycz szła w parze z przesadnym entuzjazmem, niemalże dziecinnym oraz jakimś rodzajem arogancji, która o dziwno była kwestią tak zwyczajną, że nie wadziła nikomu. Ba, zdawała się nawet pełnić wyjątkową rolę, dodawała mu wigoru i uwarunkowywała pozostałe filary jego osobowości. Nathan przejawiał tendencję do abstrakcyjnych zachowań, słów, a pobudki metafizyczne, które z wiekiem nieco się zmniejszyły, w dalszym ciągu przypominały się w bliżej niesprecyzowanych okolicznościach. Był specyficznym człowiekiem i zanim się go polubiło, trzeba było dobrze go poznać. Hillhouse wiedział, że gdyby Enoch Hale, prefekt i jeden z ważniejszych członków Linonian, nie był jego bratem, na pewno spotkałoby go wiele nieprzyjemnych sytuacji ze strony rówieśników. James często zastanawiał się, skąd u purytańskiego chłopca zamkniętego od urodzenia w czterech ścianach w towarzystwie krzyża i Pisma Świętego, wzięła się taka żądza w stosunku do zjawisk zakazanych i wykraczających poza ściany fantazji. Szybko doszedł do wniosku, że wcale nie tak trudno wyjaśnić niepowtarzalny charakter i pewną infantylność Nathana — kiedy ktoś ci czegoś zabrania, musisz to zrobić, a im bardziej ci tego zabraniają, tym potężniej pragniesz tego dokonać. Hale, jako buntownik, nie mógł skończyć jak Enoch, nie poddał się systemowi i chociaż wierzył w Boga i w świętych, tak na pewno nie popadł w paranoję religijnego obłędu i zachował dystans do wszystkiego, co podlega dyskusji. Dużo czytał, a głowę miał otwartą bardziej niż można byłoby się po nim spodziewać.
W tamtym czasie cała radość i energia jego temperamentu wyparowały jak pod wpływem dotyku czarodziejskiej różdżki. Przygaszony i smutny patrzył w okno przez lornetkę, może szukając ptaków, a może człowieka, którego wyczekiwał i który się nie zjawił (Hillhouse słyszał, że był umówiony z Robinsonem na partyjkę szachów). Co moment wzdychał ciężko, przyciskając rękę do szyby i opierając się o nią czołem w tragicznym geście realnej rozpaczy. Nawet nienaganna pogoda za oknem nie potrafiła choć na sekundę przyćmić jego zmartwienia, a dziwna groza biła od postaci chłopca mocniej niż kiedykolwiek. Gdyby emocje miały kolor, tak w pokój na pewno mieniłby się barwą zimnego, burzowego błękitu lub chłodnej stali miecza. Nie emanował nawet mylną radością. Przypominał cień samego siebie. Zachowywał się jak nie on i to najpierw zmartwiło Hillhouse, po czym go rozbawiło, kiedy uświadomił sobie, że smutny czy nie Nathan to zawsze Nathan, a więc powód tej „co cna nieromantycznej" rozpaczy jest na pewno tak błahy, jak każda jego emocja. Nie chciał być niemiły, lecz udało mu się poznać Hale'a na tyle dobrze, by wiedzieć, z kim ma do czynienia.
Hale w jednej ręce trzymał fajkę, którą co jakiś czas podpalał, wypuszczając przez usta smugi dymu. Nathan w przeciwieństwie do Jamesa i Jacka palił dość niewiele i raczej tylko w momencie, kiedy paradował na granicy prawdziwej tragedii. Gdy Hillhouse zamknął drzwi, odwrócił się nagle, spoglądając w ich stronę, by kolejno — bez słów powitania — zająć miejsce na łóżku.
