W tęczówkach Nimfadory cały czas odbijało się rozgwieżdżone niebo,
A Remus się po prostu w nich zakochał.
✧・゚: *✧・゚:* *:・゚✧*:・゚✧
Remus Lupin to zmęczony człowiek, który nie ma prostych ani radosnych doświadczeń...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mężczyzna o mysich włosach westchnął głośno, siedząc trzecią bitą godzinę nad przekładem francuskiej książki. Był wykończony i mimo wypitych kilku kubków kawy (po czwartym przestał liczyć) miał wrażenie, że zaśnie na siedząco. Pracodawca był niestety nieubłagany.
„Skończysz do jutra, albo wylatujesz" -- te słowa nieustannie, wręcz huczały, mu w głowie. Nie mógł pozwolić sobie na stratę posady, gdyż nikt inny nie zatrudni przecież osoby z jego przypadłością. Syriusz sugerował mu kłamstwo w papierach, ale nie chciał tego robić, bo po kilku miesiącach prawda wyszłaby na jaw, a on tylko by się upokorzył.
Remus Lupin smętnym wzrokiem prześledził „gabinet", w którym się znajdował. Sam widok zdartej tapety o bladozielonym kolorze powodował w nim odruchy wymiotne.
Nagle rozległ się łomot. Ktoś ewidentnie dobijał się do drzwi małego mieszkania. Wilkołak ze stoickim spokojem podszedł do drzwi i odtworzył bez spoglądania w wizjer.
— Lunatyku! — usłyszał donośny głos swojego przyjaciela, zanim go jeszcze zobaczył
— Już zmęczony? Dopiero dziewiętnasta... — ciemnowłosy uniósł brwi — Grand znowu cię wykorzystuje — dodał bardzo posępnym głosem
— Nie mogę sobie pozwolić na stratę pracy, wiesz o tym doskonale — lekko zakłopotany podrapał się po głowie, na której niedługo ze stresu włosy zmienia kolor na siwy
Syriusz jak i inni członkowie Zakonu Feniksa znał prawdę jego problemie, jednak tylko do niego Lupin miał pełne zaufanie. Gdyby powiedział, żeby skoczył w ogień, zapewne bez zastanowienia by to uczynił.
Właściwie w swoim życiu nie miał zbyt wiele do stracenia. Od wielu lat nie pamiętał kiedy ostatnio był naprawdę szczęśliwy — musiało to być jeszcze przed śmiercią Potterów, gdy wszyscy Huncwoci biegali za małym Harry'm latającym na miotełce dla dzieci.
Lecz nie, nie spieszyło mu się umierać. A już na pewno nie popełniać samobójstwo, broń Merlinie! Był potrzebny - dla Syriusza, Harry'ego albo Zakonu. Niedługo miała się rozpocząć wojna, a nie było wątpliwości, że Sam-Wiesz-Kto zebrał tłumy zwolenników. Każda różdżka gotowa do walki w obronie tego co słuszne będzie na wagę złota.
— Kisisz się tu od kilku tygodni byleby tylko przetłumaczyć tą głupia książkę. — marudził Syriusz — Nie samą pracą człowiek żyje, powinieneś odpocząć, wyjść do ludzi. Każdy tego potrzebuje, nawet ty.
— Nie mogę.
Przez chwile ciemnowłosy wydawał się intensywnie nad czymś myśleć, jego oczy spoglądały nieprzytomnie w jakiś punkt za oknem. Lupin obserwował przyjaciela, który uśmiechnął się tryumfalnie i już wiedział, że nadeszła pora na jego „świetny" pomysł.
— Skoro nie możesz zostawić pracy żeby spotkać się z ludźmi to zabierz ją ze sobą. — powiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie — I zanim odmówisz, zastanów się choć chwilę.
Remus planował zbyć go jak zwykle, ale Łapa bywał straszliwie uparty. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że przecież nic nie straci jeżeli usiądzie w kącie jakiegoś mało uczęszczanego lokalu i tam zajmie się książką, a przynajmniej Black będzie miał trochę radości.
Ostatecznie wyszło na to, że o godzinie dwudziestej opuścił blok i udał się razem z Łapą w kierunku małej kawiarenki na uboczu.