IV

172 12 101
                                    

Lovino naprawdę miał lepsze rzeczy do robienia niż czekanie na szkolnym korytarzu, aż jego młodszy głupi brat przestanie rozmawiać z jakimś cholernym Niemcem. Mógłby w tym czasie spać albo coś zjeść! Ale nie. Bo Feliciano. Zawsze ten cholerny Feliciano.

Sam nie miał pojęcia, czemu go zawsze tak pilnuje. Czy to już choroba? Cholerna obsesja. Po prostu boi się, że znowu kogoś straci. Dlatego nie lubi ludzi. Nie lubi się przywiązywać, bo jakby te niewidzialne pnącza łączące nas z inną osobą pękły... Tego właśnie próbował uniknąć.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

- Pół godziny! - Powiedział Lovino wchodząc z impertem do sali. - CO DO CHOLERY.

- Em... uczę się? - Bardziej pyta niż mówi prawie wcale nie zmieszany zaistniałą sytuacją Feliciano.

- No chyba kurwa biologii. - Lovino dawno nie był aż tak wkurzony. - Tylko czemu z nauczycielem niemieckiego!? Rozumiem jeszcze gdyby to był Hiszpan.. ale kurwa Niemiec!? Czemu upadłeś tak nisko... - Jego złość zastąpił w połowie lament, w połowie załamanie. - Dziadek... Dziadek nie byłby z ciebie dumny.

- Lol dziadek jest zawsze ze mnie dumny, poza tym sam miał chłopaka Niemca. - Chłopak, o włosach wpadających w rudy, uśmiechnął się wesoło. - Oczywiście nie mówię, że ja mam, aleeee jeśli jednak sytuacja miałaby się zmienić...

W tym momencie Feliciano spojrzał dość sugestywnie na Niemca, który do tej pory był w zbyt wielkim szoku, by w ogóle jakoś zareagować.

- Em. Tak. Feli, będziemy jeszcze pracować nad... tym wszystkim. - Blondyn przeczesał swoje włosy, a następnie ściągnął Włocha ze swoich kolan. - Tak jak wcześniej mówiłem... Z chęcią przygotuję cię do tego konkursu.

- Dobrze~ - Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z siebie Feli. No może trochę dobił go fakt o konkursie i to w dodatku z niemieckiego, ale skoro dzięki temu miał spędzać czas z tym gorącym jak ogień (przynajmniej w jego mniemaniu) Niemcem o chłodnym niczym lód spojrzeniu, był w stanie się poświęcić. W końcu niezbyt często spotyka się tak kontrastujących ludzi z zasadami. Włocha naprawdę pociągało w blondynie to pruskie wychowanie.

Lovino fuknął coś tylko po włosku. Zapewne jakieś bardzo obraźliwe przekleństwo w stronę nauczyciela i wyciągnął, przy użyciu nie małej siły, swojego głupiego młodszego brata z sali do języka niemieckiego.

🍻🍻🍻

Podszedł do drzwi. Były zamknięte, ale w dłoni trzymał klucz. Wszedł próbując zachować spokój. Martwił się. Tak cholernie się martwił. Wszedł szybko do apartamentu, wiedząc, gdzie może być ten, dla którego się tutaj znalazł.

- Lucas! - Zawołał z wyraźną ulgą, widząc mężczyznę siedzącego na podłodze w dziecięcym pokoju.

- Znalazłeś go, prawda? Jest tu z tobą? - Po mężczyźnie wyraźnie widać było, że nie spał on już od co najmniej dwóch dni.

Matthias doskonale o tym wiedział. Pamiętał, że ostatnia w pełni przespana noc jego... Lucasa, to ta, kiedy oboje spali wtuleni w swoje ramiona w pokoju obok. Było to w nocy z poniedziałku na wtorek. Jest czwartek. No, już piątek. W końcu mamy drugą w nocy. Niebieskooki naprawdę się martwił i chciał, by Lucas wreszcie żył normalnie. By mógł spać w nocy bez tych okropnych koszmarów. By był w stanie przełknąć coś innego niż woda czy kawa. By znowu się uśmiechał.

- Lucas... - usiadł obok niego, tak blisko, że stykali się ramionami. - Nie przyprowadziłem go. Nie mogłem. Ale... - Nie był pewny, czy może pozwolić sobie to powiedzieć. Czy nie załamie tym chłopaka bardziej. - Wiem, gdzie on jest Lucas. Jeśli... Jeśli będziesz chciał, możemy jutro go odwiedzić. Dobrze? - mężczyzna delikatnie pokiwał głową w odpowiedzi, na co Matthias blado się uśmiechnął. - A teraz powinieneś się położyć.

- Ale... - Fiołkowe oczy z przerażeniem wpatrywały się w twarz blondyna. - Ja... - pokręcił przecząco głową, wiedząc, że nie da rady wymówić choć jednego słowa więcej.

- Jeśli chcesz, pójdę z tobą. - Skupiał się na twarzy niższego z mężczyzn, obserwując jak jego spięte mięśnie po woli się rozluźniają. - Jak wolisz, żebym poszedł do salonu, to po prostu powiedz. Ale dzisiaj się już mnie nie pozbędziesz.

- Nie chcę. Wolę... Wolę jak jesteś... obok.

🚻🚻🚻

- No nie żartuj Elka! - Blondyn nie udawał zaskoczenia, na prawdę był w niezłym szoku. - Rozumiem. Ludziom zdarza się pomylić, ale na pewno ich nie chcesz..? Wiesz. Gdybym to ja miał decydować, to totalnie wolę tego Anglika! Może i nie jest zbyt. Sama wiesz. Pociągający. No i jeszcze daje dupy jakiemuś zjebowi. ALE. Nadal lepsze to od Niemca. Oczywiście nie mam nic do Niemców. Po prostu ich nie lubię. A Berlin ładniej by wyglądał, gdyby leżał po polskiej stronie granicy.

Elizabeta kochała tego małego nacjonalistycznego (bo patriotyzm to za mało) Polaczka. Poznali się jeszcze za "starych dobrych czasów, gdy gimnazja istniały, a władze w kraju kradły trochę mniej", jak to mawiał Feliks. Jak na skalę czasu Węgierki było to jakoś w przedszkolu. Przed pierwszą klasą szkoły podstawowej. Może zerówka...

Była wojna. Spotkały się dwie wrogie armie, z których tylko jedna mogła wygrać. Najwazniejsza bitwa jaka w tamtym wieku mogła mieć miejsce. Oczywiście skończyło się tak, że ktoś komuś przypadkiem sypnął piasek w oczy. Ktoś inny kogoś lekko szturchnął. Kolejna osoba zdarła sobie kolano. Inna łokieć. W każdym razie wszyscy odbiegli z płaczem. A w piaskownicy zostali tylko Feliks i ona. Stwierdzili, że w dwie osoby bez sensu walczyć, bo piasku dla tylu osób jest wystarczająco. W ten sposób zawarli chwilowy sojusz, który trwa tak sobie do dziś.

- To nie żaden Niemiec tylko Austriak. Poza tym dobrze wiemy, że Arthur mi ich nie odda. A mi też jakoś specjalnie nie zależy...

- Jasne. Bo zawsze możesz zrobić sobie nowe. Pięćset plus będzie! - Mruknął karykaturalnie Feliks. - Poza tym. Niemiec, Austriak! Co za różnica? I to szwab, i to szwab. Wiesz co w ogole znaczy to tfu. Przeklęte "Österreich"? - Blondyn zerknął na kobietę pytająco, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Zamiast tego kontynuował. - Wschodnia Rzesza! NAWET CHOLERNEJ NAZWY NIE ZMIENILI. JEBANI NAZIŚCI!

- Spokojnie Feliks. - Westchnęła szatynka próbując uspokoić przyjaciela, mimo tego, że wiedziała, jak to się skończy... - Zapewniam, że Roderich jest bardzo spokojnym i ułożonym mężczyzną. Jest zdecydowanie lepszy od mojego, pożal się Boże, byłego męża. Wiesz... Lubi nawet Chopina, więc myślę, że się dogadacie...

- Ciebie serio pojebało Elka. - Powiedział pobłażliwie, z lekkim uśmiechem zielonooki. - Mocno w tą swoją śliczną główkę dostałaś?

- Oh Feliks. Ja naprawdę go kocham, więc bądź tak miły i zaakceptuj wreszcie, że bierzemy niedługo bierzemy ślub.

Pragnę tylko powiedzieć (ja autorka), że nie ma w tym mowy nienawiści w kierunku Niemców/Austriaków. Sama jestem w połowie Niemką... Feliks jest po prostu karykaturą polskiego społeczeństwa i nie ma to na celu urażenia nikogo, ani niczyich poglądów. Dziękuję. To tyle xD

To Skomplikowane |Hetalia|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz