7 października 2017 roku matka Jeon Jeongguka popełniła samobójstwo. Tego dnia na szorstkim sznurze, kupionym w ogrodniczym po drugiej stronie ulicy, zawisł cały sens jego dotychczasowego żywota.
Dochodziła ósma. Pewnie właśnie kończyłby przygotowywać swej rodzicielce kolację, jednak sprawy wymknęły się spod kontroli i wylądował w barze, gdzieś dwie przecznice od ich marnego mieszkania... Chociaż teraz raczej powinno się powiedzieć jego marnego mieszkania.
Pusty i bezradny. Taki... bezsensowny. Jeon Jeongguk nie potrafił powiedzieć czy owego wieczoru czuł cokolwiek poza brakiem jakichkolwiek uczuć. Czas zwyczajnie zatrzymał się w tamtym miejscu.
I wtedy pojawił się on. To było jak moment kiedy dostrzegasz w swoim swetrze wystającą nić. Ciągniesz za nią, zawsze łudząc się, że za moment ją wyrwiesz i wszystko dobiegnie końca. I ciągniesz tak i ciągniesz, aż w pewnym momencie orientujesz się, że w twoim swetrze jest wielka dziura. Tym właśnie było spotkanie Kim Taehyunga w obskurnym barze, gdzie nic nie miało sensu.
- Jak postawisz mi kolejkę, to obciągnę ci na zapleczu - ta sugestia odrobinę zaskoczyła bruneta, niecodziennie ktoś witał tego rodzaju propozycją, a już na pewno nie Jeongguka.
- Słucham? - nuta niedowierzania, która brzmiała raczej jak oburzenie, nie zniechęciła przybysza ani odrobinę, jedynie uśmiechnął się szerzej, gotowy rozwinąć swą myśl, a pytanie ciemnowłosego młodzieńca tylko mu w tym pomogło. - Jesteś prostytutką?
- Niee- ale po paru drinkach mogę być - był zdesperowany, na swój stoicki sposób. W tamtym momencie Jeon nie do końca wiedział, jak powinien zareagować, toteż milczał przez dłuższą chwilę, jakby czekając aż po prostu sobie pójdzie, ale ten nie zrobił tego. Wyglądało to raczej tak, jakby nawet nie brał wtedy takiej opcji pod uwagę. Wręcz przeciwnie, zmniejszył dystans między nimi i pochylił się w jego stronę mówiąc przyciszonym i przepełnionym żalem głosem. - Przepierodliłem ostatnie pieniądze na trawkę, mam fatalny dzień, wypłatę dopiero jutro oraz zajebistą ochotę upić się i zjarać do nieprzytomności. Co jeszcze mam zrobić?
- Poprosić kogoś innego.
Skrzywił się, prostując na barowym krzesełku. Westchnął ociężale, nie to, że spodziewał się, że pójdzie łatwo, ale łatwiej na pewno. Póki co stał w miejscu, a czas mijał, Taehyungowi bardzo szybko ostatnimi dniami.
- Tylko nie to. Nie chcę być świeżym mięskiem dla jakiś staruchów, których nie zadowala zmarszczona żonka. Nie każ mi tego robić... - mimowolnie ciemnowłosy parsknął śmiechem na słowa obcego, był niepoprawny w sposób, który go rozbrajał.
- Zdesperowany, ale i wybredny.
- Wybredny to złe słowo. Powiedziałbym... Zdesperowany, ale z klasą - znów się uśmiechnął tak, jakby na nowo poczuł, że ma szansę, być może właśnie tak było. Jeongguk upił ostatni łyk soju, który od momentu przyjścia Kima zalegał gdzieś na dnie butelki w odcieniu zgniłej zieleni. Mężczyzna obok wzniósł oczy ku niebu, wystukując palcami o blat tylko jemu znaną melodyjkę, nagle niczym oświecony odwracając się w stronę studenta. - A jakbym dał ci się spuścić na twarz?
- Nie...
- Wolisz żebym połknął? To obrzydliwe, ale...
- Nie, nie rozumiesz. Chcę po prostu trochę spokoju.
- Tutaj? - zaśmiał się krótko i z nutką niedowierzania. - Relaksuje cię miejsce, w którym każdy może narzygać ci na spodnie, albo dorzucić coś do drinka i zgwałcić w jakimś zaułku? Popaprany jesteś.
- Bardziej niż ty?
- Ja nie szukam tu spokoju, chcę się napierdolić. Po to przychodzi się do takich miejsc, panie...
- Jeon Jeongguk - dokończył za niego młodszy, na co ten zmarszczył nos niczym dziecko, znów chichocząc.
- Jeon Jeongguk... Jezu, ty naprawdę jesteś popieprzony. Przecież twoje nazwisko mogłoby być zdrobnieniem imienia! Ktoś kto się tak nazywa musi być psychopatą. Pewnie zamiast obciągania, wolałbyś wyruchać mnie nożem i poćwiartować - pokręcił głową, wypuszczając powietrze ze świstem, tak jakby oczami wyobraźni widział, jak mężczyzna obok w okrutny sposób kończy jego żywot.
- Z początku nie miałem takiego zamiaru, ale coraz bardziej przekonujesz mnie do tej opcji - przechylił głowę w bok, spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem na ustach, pierwszy raz tego feralnego wieczoru. - Ale na twoje szczęście, dziś też mam fatalny dzień i nie marzę o niczym innym jak tylko upiciu się, zjaraniu i świętym spokoju.
- I świętym spokoju.
.
Tej październikowej nocy powietrze ochłodziło się diametralnie, jednak ani Jeongguk, ani rozbawiony wszystkim wokół Taehyung - nie byli w stanie tego odczuć, chociaż za pewne, rankiem mieli przekonać się o tym wyjątkowo dosadnie. Jednakże nie dbali o to. Nie wiedzieli nawet czy dbali o cokolwiek w tamtym momencie, na pewno nie Jeongguk. Czy o czymś myślał? Trudno było powiedzieć. Może o niczym, może o wszystkim.
- Nurtuje mnie jedna rzecz... - słowa Taehyunga były jak sierczysty policzek, ale nie tak mocny jak ten, który dopiero na niego czekał. Niczym strzała przeszyły otulającą ich ciszę i brunet był zmuszony wymruczeć z siebie niemrawe:
- Hm?
- Czemu tak właściwie szukałeś świętego spokoju? Nie wyglądasz na kogoś, kto robi to często... Nie w taki sposób - spojrzał w kierunku Jeongguka, jakby licząc na to, że dostrzeże na jego twarzy jakąkolwiek reakcję. Nie dostrzegł jednak nic. Młodszy po prostu spoczywał obok niego na plecach z zamkniętymi oczyma, tak jakby spał, chociaż daleko było mu do tego w tamtym momencie, nie kiedy poczuł na sobie kolejne uderzenie. Ruszyło go to, gdzieś w środku i Taehyung po prostu nie mógł tego dostrzec.
- Moja mama się dziś zabiła.
Szatyn zamyślił się przez chwilę, znów zapadła między nimi cisza, jednak ta była inna, znacznie bardziej męcząca. Leżeli tak przez jakiś czas, kompletnie bez słowa, aż w końcu starszy szepnął niepewnie.
- W sumie to wczoraj, jest już po drugiej.
.witam
CZYTASZ
where is my mind// taekook
Fanfictionco czuję? nic nie czuję, a może czuję wszystko na raz. nie mam pojęcia.