Lucjusz i Mały Książę [wersja nie poprawiona]

33 1 0
                                    


Szybkie i miarowe odgłosy kroków roznosiły się po korytarzu. Wieczorne światło padające przez okna rezydencji Państwa Malfoy'ów oświetlało drogę do biblioteki.

Na twarzy Lucjusza Malfoya rysował się grymas niezadowolenia. Wczoraj przez sowę została dostarczona książka nieznanego pochodzenia, a cała służba wyjechała razem z małżonką i synem Lucjusza do letniego zamku. To właśnie fakt, iż sam on – bardzo zapracowany mężczyzna, jak zwukł o sobie mówić – musiał się zająć błahostką, taką jak pewna, nic nie znacząca książka, irytowała go najbardziej.

Dłoń blondyna sięgnęła do zimnej, metalowej klamki, czym otworzyła drzwi. Przed Lucjuszem rozlegała się obszerna biblioteka, zalana wręcz książkami, zarówno tymi starymi, jak i nowymi. Ruszył w przód, w miejsce, gdzie znajdowała się srebrna gablotka.

- Kto to wymyślił, żeby mi, Panu domu dokładać roboty? - wymamrotał pod nosem zirytowanym głosem – Jak wrócą, to utnę im racje żywnościowe, wtedy zrozumieją, jak bardzo to dla mnie niewygodne.

Sięgnął ręką do gablotki i po otwarciu wyjął z niej cienką książkę o niebieskiej okładce. Zdmuchnął resztki kurzu pozostawione na przedmiocie, zwężył oczy i oddalił lekko opowiadanie od siebie.

- Mały...- odczytał z trudem – Książę...

Potrząsnął głową i odłożył książkę otworzoną na pierwszej stronie. Wymamrotał coś o przyniesieniu okularów i skierował się do wyjścia. Odgłos kroków cichł, a po chwili zupełnie ustał. Światło, padające z okiennic, będące do tej pory jedynym źródłem negatywnie zaskoczył zjawiony znienacka konkurent. Strony księgi zaczęły chaotycznie się przewracać i emanować jasnością, spokojnie przewyższającą blask słońca. Dźwięk zbliżającego się Pana domu począł się zbliżać, a książka nagle przestała świecić i zamknęła się z głośnym hukiem.

Lucjusz – tym razem z nową parą okularów do czytania – znów był w bibliotece. Podszedł szybko do gablotki zwabiony nagłym hukiem. Zaskoczony przystanął.

Oczom jego bowiem ukazało się małe, papierowe pudełko. Okienne światło padało na ów tajemniczy karton dodając sytuacji jeszcze więcej mistyczności.

Dawne niezadowolenie zniknęło z twarzy blondyna, a pojawiła się na niej mieszanka zdziwienia i przestrachu.

- Bee...- dobiegło ze środka przedmiotu

Zaskoczony Lucjusz podskoczył w miejscu. Zrobił dwa kroki do tyłu i niepewnie ruszył do pudełka.

Gdy mężczyzna pochylił się zlękniony nad kartonem, ten znów wydał z siebie odgłos beczenia. Zaskoczenie i lęk odznaczał się wyraźnie na obliczu Lucjusza.

Podniósłszy wieko pudełka, średniej wielkości żywa kulka białej wełny wyskoczyła, czym popchnęła niespodziewanie mężczyznę do tyłu.

- C...Co jest?! – wyrwało się z gardła blondyna

Zwierzątko niezdarnie potknęło się i po chwili zaczęło uciekać w głąb biblioteki.

Lucjusz pospiesznie podniósł się na nogi i popędził za barankiem. Po drodze przez nieostrożność zrzucił kilka książek i stracił równowagę przez własne buty.

- Dlaczego gonisz mojego baranka? – pościg za zwierzęciem przerwał delikatny, chłopięcy głosik.

Blondyn odwrócił się w stronę, skąd dochodziły słowa. Bardzo rzadkim widokiem była jego twarz pokazująca jakiekolwiek emocje, a w ten wieczór odbiły się już na niej wielorakie odcienie zaskoczenia i dziwoty. Teraz ukazało się na niej oszołomienie i pewnego rodzaju gniew. Taki gniew, kiedy po sprawdzianie przypominają ci się wszystkie poprawne odpowiedzi, o których zapomniałeś w czasie pisania, i przeklinasz samego siebie o głupotę i niewiedzę.

Lucjusz i Mały KsiążęWhere stories live. Discover now