Thank God is Christmas

968 62 124
                                    

Po "Armagedonie" grudzień nastał nawet nie wiadomo kiedy. Crowley'mu wydawało się, że dopiero wczoraj siedział przy stole z Aziraphale'm, rozkoszując się ich ulubionym szampanem. To było naprawdę piękne, ale niestety minęło od tego momentu już sporo czasu.

Przykrym zrządzeniem losu demon musiał siedzieć w swoim Bentley'u od co najmniej godziny. Wszystko to czego nie znosił zebrało się w jednym miejscu: świąteczna muzyka w radiu, śnieg... Definitywnie było go za dużo... Wszędzie migały ozdoby i o zgrozo, panował ogromny korek. Załamany Anthony uderzył mocno swoją głową o kierownicę czego gorzko pożałował szybko prostując się od bólu i nie małego hałasu. Jeszcze bardziej niezadowolony i aż skrzywiony stwierdził, że jego jedynym zbawieniem może zostać kaseta "The best of Queen". Z przygnębionym uśmiechem umieścił ją w radiu postanawiając, że zda się na ślepy los przy wybieraniu pierwszego utworu. Było to akurat "Love of my life" pod wpływem którego Crowley bardzo się zmieszał, a nawet odczuł nieco melancholii. Przecież ta piosenka przypominała mu o jego kochanym Aziraphale'u, któremu ciągle nie był w stanie powiedzieć o swoich uczuciach. Cała ta sytuacja go rozsierdzała, a najbardziej wściekły był sam na siebie.

"Co jest niby takiego trudnego w powiedzeniu głupiego "kocham cię"? Znacie się ponad sześć tysięcy lat!" pomyślał zaciskając dłonie na kierownicy i patrząc się na swoją twarz w lusterku. Nie miał bladego pojęcia jak to działa, ale Zira po prostu go onieśmielał i kiedy na niego patrzył czuł motylki w brzuchu. Nie wiedział czy to był jego uśmiech, czy może to w jaki sposób się zachowywał. Zdaniem Crowley'go drugiego Aziraphale'a nie było i nigdy nie będzie. Był w jego oczach śliczny, uroczy i posiadał najczystsze serce na świecie. Krótko mówiąc demon go uwielbiał i uważał za ideał. Próbował nawet te myśli przekazać swojemu aniołowi, ale najwidoczniej odnosił w tym niepowodzenie.

Oczywistym dla Anthony'ego było to, że życie mu nigdy nie pozwalało na długie kontemplacje, ale to jak ta dzisiejsza musiała się zakończyć przekroczyło wszelkie granice absurdu. Otóż jakiś mężczyzna bez kurtki przeszedł tuż przed jego Bentley'em zataczając się, a co najgorsze otarł się nieco o niego. Crowley uznał to za zniewagę i bez namysłu wyszedł ze swojego auta.

- Ej ty! Co ty odpierdalasz!? - warknął na niego - Odwróć się jak do ciebie mówię! - dodał rozsierdzony i agresywnie odwrócił delikwenta twarzą do siebie - A-Aziraphale? - zapytał łamiącym się głosem zdając sobie sprawę z tego, że anioł ma w sobie nienormalną wręcz ilość promili.

- Crowley, mój najdroższy i najukochańszy przyjacielu! - wybełkotał wylewnie Aziraphale uśmiechając się głupio. Demon najpierw w szoku otworzył delikatnie usta, ale zaraz po tym doprowadził się do porządku poprzez lekkie potrząśnięcie czerwoną czupryną.

- Czemu się tak bardzo spiłeś!? Co ty tu robisz!? Bez płaszcza! - Anthony szybko i czule opatulił Zirę swoją kurtką - Krzywdę sobie zrobisz, a w najlepszym scenariuszu będziesz chory! - Aziraphale w odpowiedzi tylko głupio się zaśmiał - Eh... Zawiozę cię do twojej księgarni, wsiadaj. - anioł na całe szczęście bez protestów zajął swoje miejsce w Bentley'u.

W tym też właśnie momencie nastała stresująca cisza. O czym Anthony miał niby rozmawiać ze spitym Zirą, który ciągle się z czegoś śmiał i plótł androny? Co najgorsze zaczął "śpiewać" "Let it snow" w "języku" "ble ble ble". Było to co prawda urocze, ale Crowley nie miał humoru na słuchanie bezsensownego bełkotania.

- Aniołku błagam cię... Nie lubię świątecznych piosenek... - mruknął najdelikatniej jak tylko mógł demon przewracając wężowymi ślepiami.

- Nie? A to szkoda, znam takich dużo... - stwierdził dumny i zadowolony z siebie Zira robiąc dyskretny podskok na fotelu.

- No tak aniołku. - potwierdził demon i machnął głową kilka razy - Wierzę w to, Boże Narodzenie to twoje ulubione święto, bo-

Przyciągające się przeciwieństwa - Dobry OmenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz