Rozdział 1.

8.9K 161 11
                                    

Siema tutaj autorka! Wrzucam tu takie małe ostrzeżenie, ponieważ poniższe opowiadanie ma z cztery lata, nie jest edytowane, oraz pisałam je w bardzo młodym wieku, więc jak coś to czytasz na własną odpowiedzialność:)

Biegnę ile sił w nogach, nie zatrzymuje się
pędzę  przed siebie, mijam drzewa i inne rośliny. Dogania mnie, ale ja się nie poddaje nie przegram z tym bałwanem! Przeskakuję przez konar i oglądam się do tyłu, nie odpuszcza, ale powoli traci siły ha! I on myśli, że jest lepszy, hymm marzenie! Biegnąc przez dłuższą chwilę straciłam poczucie czasu, spoglądam za siebie i go nie widzę. Kręcę w prawo i wracam do domu. Widząc koniec lasu przyspieszam, widzę  Colina już czeka na mnie przed domem z fajką w ustach oparty o filar drewnianej werandy spogląda na mnie i się chytrze uśmiecha. Prostuje się i patrzy na stoper.

- Jak zwykle pierwsza, gdzie brata zostawiłaś? - mówi i wpisuje mój czas w notesie.

- Ten patologiczny kretyn? Niby starszy i wcześniej zaczął, a obija się jak ślimak i to nie tylko w biegach! Dobra pogadajmy o mnie. Jaki wynik? - podeszłam do niego i chciałam sprawdzić co napisał w notesie, ale mi nie pokazała, podniósł zeszyt do góry, nawet nie próbowałam po niego sięgnąć bo pomimo tego, że jestem wysoka to i tak mój kochany kuzynek jest od mnie o wiele wyższy. Moje 170 cm wzrostu przy jego 195 to trochę, nie czarujmy się mało, bardzo mało! Patrzy na mnie z góry i się bezczelnie uśmiecha. Po chwili widzę jak ten przygłup zwany moim bratem, zmachany i wycieńczony idzie w naszym kierunku. Poodchodzi do nas i ledwo zipiąc kuca i spogląda na mnie i na Colina wyczekująco. Podajemy kuzynowi nasze nadajniki, które mierzyły naszą prędkość, trasę i czas. Colin pokazuje nam gestem ręki abyśmy weszli do środka domu. Mój brat jeszcze lekko chwiejąc się na nogach wchodził po skodach werandy, ja bez najmniejszego problemu przebiegłam ten dystans i wchodzę normalnie po schodach. Idę do swojego obecnego pokoju i wchodzę do toalety. Po drodze wzięłam czyste ubrania i udałam się pod prysznic, kiedy skończyłam spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoje jeszcze mokre długie smoliste włosy i spojrzałam w wielkie jak czekoladki oczy. Przebrałam się i wysuszyłam włosy zeszłam na dół do kuchni a tam czekał już na mnie Colin i Nathan . Usiadłam obok mojego kochanego braciszka i słuchałam wyczekująco wyniku.

- Więc nie przedłużając wygrała Erica...- chciał dokończyć, ale mu przerwałam.

- To było wiadome a teraz mów jakie wyniki?! - spojrzałam chytrze na brata, w jego czarne od złości oczy i prychnęłam odwracając się w stronę Colina czekając na jego słowa.

-  Erica średnia szybkość 16 km na h , droga : jezioro, polana, las, dystans 30 km w pół godziny. Nathan... nie dość, że skracałeś drogę to jeszcze prawie wcale nie biegłeś! Miałeś podobny czas do siostry tylko i wyłącznie dlatego, że skracałeś drogę! Wiem, że nie chcesz w przyszłości  być tym kim jesteś, ale musisz zaliczyć te testy! Masz 19 lat i niedługo kończysz szkołę po tym roku, musisz zdać bo główni cię nie puszczą! Całe wakacje były treningi i przygotowania do tego roku, musisz trochę poćwiczyć serio. Bo wyjdzie, że wasi starzy posłali was do mnie na darmo. - patrzyłam  na brata, jego twarz nie pokazywała nic, wiem że od dłuższego czasu nie chce wieść  życia wilkołaka i nie chce być w stadzie. To będzie nasz ostatni rok razem, oczywiście później będziemy się widywać, ale to nie będzie to samo...

- A ty, młoda myślę, że na testach na koniec roku wszystkich rozwalisz bez problemu, tylko pamiętaj  komu to zawdzięczasz! - uśmiechnął się i wyszedł z kuchni, popatrzyłam na brata, uśmiechnęłam się słabo i pogłaskałam go po ramieniu. Colin ma racje, jest od nas 10 lat starszy, jest doświadczony w tym co robi.

- Spoko siostra zdam. Może z najniższą dopuszczalną, ale zdam - uśmiechnął się i wstał kierując się w stronę schodów. On wcale nie jest słaby ani wolny... on po prostu nienawidzi bycia wilkołakiem, chce zostać lekarzem i pomagać ludziom, miał zostać alfą stada po tacie, ale że nie chce nim być, to inny alfa najprawdopodobniej z wysoko postawionego stada tak jak nasze zostanie przywódcą. Wiedziałam, że się smuci widziałam to. Z tatą niema najlepszych kontaktów, od kiedy powiedział, że po szkole niezostanie alfą i zostawi stado. To obu ich zabolało, chociaż po tacie tego nie widać  to i tak cierpi. Mama rozumiała decyzję Nathana, bo sama jest człowiekiem i mate naszego taty. Ja i Nathan jesteśmy całkowitymi wilkołakami, nie w połowie tylko całkowitymi, co jest trochę dziwne, ponieważ mamy człowieka jako rodzica. Ja w przeciwieństwie do brata cieszę się z tego, że jestem wilkołakiem, lubię czuć wiatr w włosach kiedy biegnę przez las, widzieć w ciemności i przyswajać wiedzę szybciej niż ludzie. Oczywiście nie mam za złe bratu, że wybrał inną drogę rozumiem go jeśli chce tak żyć to jego decyzja i będę go wspierać. A mówiąc o ludziach i wilkołakach mój kochany braciszek ma już swoją mate, której jeszcze nie widziałam, ale podobno istnieje skoro rodzice ją widzieli. Mi się jakoś nie spieszy, wręcz nic by się nie stało gdyby nigdy się nie pojawił! Nie potrzebuję teraz mate, kogoś kto będzie cały czas za mną chodził i nie dawał mi wolności, którą teraz mam, niepotrzebne mi to!

Już jutro zaczyna się szkoła, zwykła szkoła dla ludzi, do której uczęszcza mała grupa wilkołaków. Jestem ciekawa jak minie ten rok? Jedyną rzeczą jest sprawa Nathana czy zda czy nie... Mimo tego, że jestem o dwa lata młodsza też zdaję w tym roku testy u głównych (głównych i najważniejszych wilkołaków, którzy po zdanym teście pozwalają wybrać jakim życiem będziemy żyć) myślę, że zdam bez najmniejszych problemów i zrobię wszystko by nie zawieść nikogo i żyć swoim życiem!

PodobniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz