Prolog

8 0 0
                                    

*Perspektywa Ryan'a.

Siedziałem sobie jak zwykle na łóżku czytając książkę od biologii, mój pokój nie był duży, gdyby nie parę plakatów z superbohaterami nie można by było powiedzieć o tym pomieszczeniu, że jest to pokój dziecka. Wchodziło się do niego przez zwyczajne drzwi z ciemnego drewna, a gdy już się weszło, na wprost widziało się wielkie okno o drewnianych ramach pomalowanych białą farbą, teraz już odrapaną, przez co okno wyglądało na stare i do wymiany. Pod oknem stała zielona komoda która  trochę rozweselała to ponure wnętrze, po jej prawej stronie stało łóżko dostosowane do jednej osoby z żółtą pościelą. Gdyby się na nim położyć i popatrzeć prosto zobaczyło by się malutki stary kaloryfer pod którym stały moje stare czerwone trampki. To już w zasadzie wszystko co się w nim znajdowało. Był skromny, jednak dla mnie znaczył bardzo dużo. Był to mój schron przed codziennymi kłótniami rodziców. Ściany były cienkie, dźwięk przedostawał się przez nie z łatwością, jednak gdy schowało się pod kołdrę, wydawało się jak by było się na łące gdzie nawet ptaki nie śpiewają swej melodii. Z sypialni rodziców wydobył się krzyk mamy. Przyłożyłem ucho do ściany od łóżka i zacząłem się z niepokojem wsłuchiwać.            -Nie szarp mnie za włosy pijaku ! Ostrzegam Cię ! Jeszcze jeden taki wybryk i zadzwonię na policję ! -  -Trzeba było myśleć 11 lat temu ! Nie było by tego wszystkiego, nie był bym pijakiem ! Wszystko schrzaniłaś Ann, wszystko ! -   -To nie była moja wina, nie wiadomo czy żyje, a ty posądzasz mnie o śmierć do której się po pierwsze nie przyczyniłam, a po drugie śmierć Lily nie jest pewna ! -   - O czym ty do cholery mówisz ! Mogłaś jej pilnować, mówiłem  Ci tyle razy, abyś  na nią uważała, że to niebezpieczne laboratorium kiedy idzie się tam z ciekawym wszystkiego dzieckiem ! Szansa na to, że żyje wynosi jakieś zero na milion a ty mi tu mówisz, że jej śmierć nie jest pewna kobieto ! -  -Czy ty do cholery jasnej mógłbyś odstawić tą przeklętą butelkę z której cały czas żłopiesz alkohol !? Czy nie możemy porozmawiać jak normalna rodzina, która 11 lat temu przeżyła koszmar i chce wyjaśnić przez kogo to zaszło, bo na pewno nie przez żonę !?   -Fajnie, że się mną tak teraz interesujesz i każesz odstawić butelkę z piwem, tylko powiedz mi dlaczego nie interesowałaś się tak Lily w dniu tej tragedii !?-    - Równie dobrze ty mogłeś polecieć tylko nie chciało Ci się zasrany leniu ! Obydwoje mogliśmy tego uniknąć Jeff ! -    -Teraz nie mamy już o czym mówić, ty tam byłaś, ja nie, to ty mogłaś się nią zaopiekować, co ja mogłem zrobić będąc tak daleko od Lily !? -

Skuliłem się płacząc, jeszcze nie było godziny 8 rano, a oni już się bili i kłócili wytykając swoje winy...Jedyne co mnie zdziwiło to to, że mówili o jakieś Lily która rzekomo nie żyje. Nigdy nie słyszałem o żadnej Lily, doznałem szoku. Postanowiłem to olać jednak było ciężko. Wziąłem do ręki ponownie książkę od biologii i zacząłem czytać a raczej próbowałem czytać. Cała ta Lily, to imię, chodziło mi cały czas po głowie. Zacząłem sobie wyobrażać jak mogło wyglądać to laboratorium o którym wspomniał tata w kłótni. Wyobraziłem sobie jakąś małą dziewczynkę która oblewa się przypadkowo jakąś żrącą cieczą leżącą na biurku innego naukowca. To musiało wyglądać strasznie, pytanie czy to uśmierciło Lily ? Jednak w tedy było by pewne, że nie żyje, więc dlaczego mama twierdzi, że jej śmierć nie jest pewna ? Masa pytań chodziła mi po głowie...Z rozmyśleń wybudził mnie huk który jak zwykle pochodził z sypialni rodziców - czyli ich ulubionej miejscówki do urządzania awantur i kłótni. Wybiegłem z pokoju i wbiegłem do sypialni. Mama leżała na podłodze, a w okół niej leżały kawałki zielonego szkła od butelki po piwie. Mama była przytomna, ale łapała się za nogę z której spływała krew. Ojciec natomiast ciężko oddychał , patrzył się raz to na mnie, raz na rozbite szkło i na płaczącą z bólu mamę. -Ryan do swojego pokoju ! - Wywrzeszczał do mnie tata. Serce biło mi jak szalone, musiałem wybrać czy uratować mamę która może się wykrwawić bo po tacie nie widziałem, że ma zamiar jej pomóc, a raczej zignorować. - Co !? N-nie ! Mamo... - Podbiegłem do niej omijając rozbite szkło. Mama oderwała rękę od rany patrząc na mnie. To co zobaczyłem zostanie mi w pamięci do końca życia. Mama miała pełno wbitego szkła w miejscu pod kolanem. -Tato ! Dzwoń po pogotowie ! - Wykrzyczałem z niepokojem i ze złością. Ojciec jednak zignorował rozkaz i wyszedł z pokoju po czym usiadł na kanapie i włączył sobie telewizor. Zostałem z tym sam, nie miałem swojego telefonu więc musiałem wziąć go od mamy. Czym prędzej zadzwoniłem na 112 a Ci zabrali mnie i mamę do szpitala. To wszystko działo się tak szybko, w tym momencie siedziałem obok mamy na krześle obok łóżka szpitalnego. Do sali weszła lekarka ze smutną miną. - Tak ? - spytałem niepewnie ponieważ nie wiedziałem jaką odpowiedź otrzymam. - Pańska matka straciła mnóstwo krwi...Co może skutkować tym, że będzie konieczna amputacja nogi. - Lekarka podała mi lizaka który był okrągły i z uśmiechniętą buźką. - Ale nie martw się kochanieńki, twoja mama...chodziłyśmy do tej samej klasy w liceum. Była wspaniałym naukowcem, i niewątpliwie nadal jest. Jestem pewna, że amputacja nogi nie pokrzyżuje jej planów odnośnie Pandory. - Lekarka usiadła obok mnie i poklepała po ramieniu. Mama naukowcem !? Jaka Pandora !? Odebrało mi mowę, w tym dniu dowiedziałem się zdecydowanie za dużo, lecz może to i dobrze ? - Chyba Pani się pomyliła...Moja mama nie była i nie jest naukowcem...I nie interesuje się mitologią grecką proszę pani. - Popatrzyłem się na lekarkę która wyciągnęła jakieś karteczki z kieszeni. - Myślałam, że mówiła Ci o swoim zawodzie i o ZPZ...- Lekarka lekko się do mnie uśmiechnęła - Po za tym, Pandora to planeta, mam nadzieję, że nie powiedziałam Ci za dużo. Zawsze jestem taka wygadana. - Lekarka podniosła się z krzesła stojącego obok mnie. Mrugnąłem oczami. To czego się dowiedziałem...Nie wierzę. - Nie, nie skąd. Chętnie posłucham jeszcze jeżeli ma pani jeszcze jakieś informację. - Chciałem wiedzieć jeszcze więcej, w końcu chyba dowiedziałem się o tym co zmieniło tak nasze życie. Może ta pani wie coś o Lily, bo jeżeli dobrze podsłuchałem kłótnie mamy i taty to przez jej śmierć tata popadł w alkoholizm i jest jak jest... - Przykro mi kochany, ale to wszystko co wiem. Twoja mama niedługo wybudzi się ze śpiączki, jestem pewna, że ona wie znacznie więcej niż ja. A teraz muszę już iść. Trzymam kciuki za mamę. - Powiedziała i wyszła z sali, w tym samym czasie mama otworzyła oczy...lekarka chciała abym się jej dopytał jednak mama nigdy nic mi nie powie, warto próbować, ale w tej sprawie...lepiej odpuścić. - Syneczku...Ja cię bardzo, bardzo przepraszam...- Mama powiedziała to zdanie bardzo cicho, pewnie nie miała siły wypowiedzieć tego głośno. - Ja nie chcę abyś tak wspomniał swoje dzieciństwo, ale jednak nie mam na to wpływu Ryan. - Mama podniosła rękę i pogłaskała mnie po moich brunatnych włosach. - Kto to Lily ? - Zapomniałem się i spytałem mamy o coś co powinienem zachować dla siebie. - Skąd wiesz o Lily !? - Mama jak by odzyskała siły i wybuchła wulkanem energii. Natychmiast się podniosła i zaczęła wypytać się mnie o wszystko co wiem. - J-ja...- Mama patrzyła się na mnie morderczym wzrokiem, bez sensu była by wymówka typu : ,,Chodzi mi o tą Lily z naszej szkoły ". - Wiem o niej przez waszą kłótnię - Powiedziałem niepewnie w stronę mamy bo nie wiedziałem co zrobi gdy to powiem, byłem przygotowany na dostanie z liścia za podsłuchiwanie, ale tego również nie byłem pewny. Mama spuściła głowę. - Wiesz o laboratorium ? - powiedziała mama smutnym tonem głosu. - Tak mamo...Lily nie żyje ? - Powiedziałem już trochę pewniej, jednak mama odpowiedziała mi na to pytanie milczeniem. - Wiesz o Pandorze ? - Spytała mama patrząc mi w oczy, abym nie kłamał.  -Tak mamo...Wiem o Pandorze i ZPZ. - Powiedziałem oszczędzając mamie kolejnego pytania. - Ale jak to !? - Mama wręcz osłupiała. - Prze-przecież ani ja ani ojciec nie wspominaliśmy w kłótni ani o Pandorze i ZPZ ! - Tym razem to ja spuściłem głowę, poczułem się trochę źle bo odkryłem największą tajemnice rodziców...Tajemnice która tak bardzo wpłynęła na naszą rodzinę. Zniszczyłem wszelkie starania mamy abym o niczym się nie dowiedział. Byłem pewny, że matka mi już nie wybaczy tego co zrobiłem, chociaż to ta lekarka wszystko mi wypaplała. - Elizabeth...Musiała Ci powiedzieć ! Wstrętna gaduła ! Nie umie trzymać języka za zębami. Ryan ! - Matka spojrzała się na mnie swoim potężnym morderczym wzrokiem który potrafił sparaliżować człowieka do szpiku kości. - Przepraszam mamo...Ale ja mam już dość tych waszych kłótni, mam dość tych tajemnic, tak ! Skapnąłem się, że coś przede mną ukrywacie już dawno temu. - Wygrałem z lękiem i niepewnie, lecz spojrzałem w oczy matki które wręcz paraliżowały i tryskały ze złości. - A niech cie...Wiesz o Avatarach !? - Matka złapała mnie mocno za nadgarstek. - Nie, nic z tych rzeczy - po tych słowach mama puściła moją rękę i pozostawiła po niej bolący odcisk. - Byłam głupia...mogłam wiedzieć, że syn kobiety pracującej w laboratorium nie będzie głupi i prędzej czy później odkryje nawet najgłębszy sekret rodziny. - mama schowała głowę  w ręce a z jej oczu popłynęły łzy. To nie był zwykły płacz, to był deszcz smutku. - Przepraszam mamo.- Powiedziałem to z wielkim wyrzutem sumienia który znając życie będzie mnie dręczył przez dłuższy czas. Do sali weszła lekarka - tym razem inna, nie ta z niewyparzonym językiem. Zobaczyła, że mama płacze i usiadła obok niej na łóżku. - Widzę,że dowiedziała się pani o amputacji nogi...Bez obaw. Jakoś sobie pani poradzi. - Próbowała pocieszyć mamę lekarka. Mamą wstrząsnęło, przez cały ten czas nie poczuła, że nie czuje jednej nogi. Mama wyjęła twarz z rąk, otarła łzy spływające po policzkach, i spojrzała się na lekarkę. - Jak to ? Amputacja ? Co tu się do cholery dzieję !? - Wykrzyknęła mama załamującym głosem. - Straciła Pani dużo krwi...Amputacja to jedyne wyjście. - Lekarka ruchem głowy kazała mi opuścić salę, choć wolałem dotrzymać mamie towarzystwa w tak trudnej dla niej chwili postanowiłem być posłuszny i wyszedłem z sali przepełnionej płaczem i smutkiem. To wszystko to było dla mnie już zdecydowanie za dużo. Drzwi od sali otworzyły się i zobaczyłem jak lekarka która kazała mi opuścić pomieszczenie wiezie mamę na wózku na salę operacyjną. Ten dzień to jakaś masakra. Dowiedziałem się tyle, że wolę już więcej nie wiedzieć... -, ale to jak na dzień dzisiejszy. Godzinę później do szpitala przyjechał ojciec, wyraźnie nie zadowolony z tej całej sytuacji, zabrał mnie do domu gdzie próbowałem zasnąć jednak to wszystko nie chciało dać mojemu umysłowi spokoju, tym bardziej spokojnego snu. Zacząłem sobie wszystko powoli układać, jednak zastanawiałem się jak zmarła Lily, co to, lub kto to jest avatar, o co chodzi z Pandorą i jak rodzice mogli mi nie powiedzieć o tym, że mama pracowała jako naukowiec ! Nie wiem jak, ale dowiem się więcej o tym wszystkim. Nie bez powodu rodzice ukrywali to przede mną przez tyle lat, w tym musi kryć się coś więcej !

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wola Eywy | Avatar 2 FanFictionWhere stories live. Discover now