3. Decyzja McGonagall

86 10 0
                                    

    Atmosfera w przedziale prefektów była tak gęsta, że można było zawiesić nóż w powietrzu. Draco Malfoy jednak nic sobie z tego nie robił. Siedział rozwalony na swoim miejscu przy oknie, jedną ręką obejmując nową koleżankę. Co jakiś czas zerkał w stronę Granger, pochłoniętej rozmową z prefektem Ravenclawu. Odkąd wróciła do przedziału nie raczyła zamienić z nim i Vaith nawet jednego słowa, czy choćby rzucić spojrzenia w ich kierunku. Był z tego nawet zadowolony, ponieważ nie chciało mu się słuchać jej przemądrzałego tonu. Zdecydowanie lepiej wyglądała niż brzmiała. Krótka szkolna spódniczka idealnie uwydatniała jej niesamowicie zgrabne nogi. Odnotował również, że była delikatnie opalona, co doskonale współgrało z czekoladowymi oczami i gęstymi, brązowymi włosami, spiętymi w luźny warkocz. Musiał przyznać, że naprawdę się wyrobiła i gdyby nie jej paskudny charakterek, to możliwe, że nawet byłby skłonny się nią zainteresować. Jej pochodzenie przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. A tak naprawdę, to nigdy go nie miało. Draco Malfoy już jako dziecko nie mógł zrozumieć całej tej afery związanej z czystością krwi. Rodzie od małego wpajali mu jak bardzo jest to istotne, a on bezmyślnie powtarzał ich radykalne przekonania. Dopiero kiedy zaczął dorastać i coraz głębiej wsiąkać w zepsute środowisko zwolenników Voldemorta, powoli wyrabiał sobie własne poglądy na ten temat. Z każdym rokiem coraz bardziej go to wszystko przerażało, brzydziło i odrzucało. Całkowity proces zmiany myślenia zakończył się na szóstym roku, kiedy Czarny Pan powierzył mu misję zabicia Dumbledore'a. Na samo wspomnienie tamtego okresu poczuł napięcie w całym ciele. Był to najgorszy czas w jego życiu, pełen bólu, niepewności i dylematów moralnych. Jedyny czas, kiedy Draco Malfoy naprawdę się bał. Wiedział, że nigdy nie zapomni o tym, co go wtedy spotkało, ani o tym, co spotykało go wcześniej, przez kilkanaście lat. I było to jego jedyną słabością, którą musiał ukrywać przed całym światem.

- Halo, ziemia do Malfoya! - niespodziewanie od ponurych obrazów oderwał go lodowaty kobiecy głos. Uniósł nieprzytomne spojrzenie w poszukiwaniu jego źródła i spotkał się centralnie z czekoladowymi tęczówkami Hermiony Granger.

- Ktoś coś mówił? - zapytał z udawanym zaskoczeniem. Wiedział, że dziewczyna aż zagotowała się ze złości i bardzo mu to odpowiadało.

- Tak się składa, że ja. I tak się składa, że ty należysz do grona prefektów naczelnych, a naszym obowiązkiem jest patrolowanie korytarzy w czasie jazdy. To samo tyczy się twojej koleżanki. - wycedziła przez zęby.

- Ach tak? Więc my mamy odwalać brudną robotę, a ty i TWÓJ KOLEGA - podkreślił ze złośliwym uśmieszkiem - będziecie sobie siedzieć i odpoczywać?

- Jesteś równie bezczelny, co głupi - skomentowała Gryfonka ze stoickim spokojem, po czym opuściła przedział, głośno trzaskając przesuwanymi drzwiami. Zaraz za nią z zakłopotaną miną wyskoczył prefekt Ravenclawu.

- Idiotka - wymruczał pod nosem zirytowany Ślizgon. Granger niesamowicie działała mu na nerwy, a mimo to, gdzieś podświadomie, lubił te ich przepychanki słowne. Jako jedna z niewielu potrafiła mu się postawić i nie pozwalała sobie ani na docinki, ani na znacznie bardziej przykre przytyki z jego strony. Była inteligentna i twarda, co czyniło ją godnym przeciwnikiem. Jednak Draco Malfoy nienawidził, kiedy ostanie słowo należało do kogoś innego. A Granger coraz bardziej się rozbestwiała. W tym roku będzie musiał porządnie ją przytemperować. Nie mógł przecież dopuścić żeby właziła mu na głowę.

- Może my też powinniśmy iść? - zaniepokojonym tonem zapytała wciąż siedząca obok niego Vaith. - Ta dziewczyna chyba naprawdę była wkurzona...

- Nie panikuj mała - odparł lekkim tonem. - Poradzą sobie bez nas.

- Skoro tak mówisz... - wymruczała Puchonka i niby od niechcenia wyciągnęła długie nogi na przeciwległe siedzenie. Draco obrzucił je obojętnym spojrzeniem i splótł dłonie na karku, aby przybrać wygodniejszą pozycję. Dobrze wiedział, że nowa dziewczyna usilnie próbuje wywrzeć na nim wrażenie. Był do tego przyzwyczajony, ale również bardzo tym zmęczony. Różne dziewczyny nieustannie starały się mu zaimponować, a on za każdym razem miał to głęboko gdzieś. Wybierał tylko te najlepsze, które nie musiały robić niczego, aby podnosić swoją atrakcyjność w jego oczach. A jeśli czegokolwiek im brakowało, to nawet najbardziej desperackie próby nie były w stanie zmienić jego zdania na ich temat. Nie miały po prostu szans. Zdawał sobie sprawę, że i on nie musiał się w żaden sposób starać. Każda, która spełniała standardy, prędzej czy później stawała się JEGO, na JEGO zasadach i kiedy ON miał na to ochotę. Wystarczał sam fakt, że po prostu był, aby traciły dla niego głowę. Po krótkim czasie owijał je wokół palca i jeden najmniejszy gest był w stanie sprawić, że same rozkładały przed nim nogi. Swego rodzaju rutyna, którą bardzo szybko się nudził. Oczywiście każda wychodziła ze skóry, aby go przy sobie zatrzymać. Nie było na to jednak szans. W życiu nie przywiązał się do żadnej ze swoich partnerek i nawet nie wiedział, czy byłby w stanie to zrobić. Nigdy nie odczuwał potrzeby bliskości ani tworzenia więzi emocjonalnych. Liczyła się tylko czysto fizyczna przyjemność.

Dramione | ,,Jesteśmy sekretem, który nie może wyjść na jaw."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz