Rozdział II

5 2 0
                                    

- ile dostaniemy? - zapytałem
Mężczyzna patrzył mi w moje oczy, jakby chciał mnie złamać. Niestety poddał się pierwszy, gdy tylko spojrzałem na niego martwym spojrzeniem. Strzepałem papierosa i popatrzyłem wyczekująco aż łaskawie nasz klient się wypowie.
- 2200 - powiedział wreszcie
Hm.. To w sumie nie jest taka mała suma, za taką range.. Można byłoby się skusić.
- jak szybko chcesz się go pozbyć? - dopytałem - wie Pan.. Muszę przekazac informacje naszemu specjaliście..
- oby jak najszybciej - powiedział krótko
Uśmiechnąłem się tylko słodko i oparłem o blat, gasząc papierosa.
- umowa stoi - powiedziałem podając rękę
Mężczyzna uscisnał mi rękę i położył na biurku pieniądze. Wziąłem je do ręki i szybko przeliczyłem. Suma się zgadzała, ruchem ręki pokazałem, że może facet wyjść. Bez słowa i jak najszybciej wycofał się z mojego gabinetu.
- mogłeś się wytargować Braciszku - powiedziała Sofie wychodząc z przejścia pomiędzy moim biurem a moim pokojem gościnnym. - taki kąsek jest dużo więcej warty - dodała siadając na moim biurku
- moja piękna siostra raczyła się zjawić? - powiedziałem zaczepnie - widać że koleś był pierwszy raz w takim czymś, jeśli teraz wezmę mniej to przyjdzie następnym razem już na pewno - wytłumaczyłem jej
Sofie przewróciła oczami i spojrzała na mnie z ironia jednocześnie się uśmiechając. Potargała mnie słodko po włosach.
- jaki masz plan? - zapytała
- chciałem zostawić to Tobie moja droga - powiedziałem - jesteś w tym lepsza niż ja
- mówiłeś o specjaliście a póki co ja nim nie jestem.
Zaśmiałem się i spojrzałem na nią z ironia, oboje wiedzieliśmy że ona w tym jest dużo lepsza ode mnie. Sofie również po pewnym czasie się zaśmiała.
- potrzebujesz czegoś? - zapytałem beztrosko
Sofie uśmiechnęła się niczym małe dziecko, niewinnie ale zarazem jak piękna dojrzała kobieta.. Tak słodko.. Lubiłem to w niej. Wcale nie dziwił mnie fakt, że tyle facetów na nią leci. Tylko, hah, wiadomo. Nie każdy mógł ją mieć. W sumie to nikt nie mógł jej posiasc w żaden sposób.
- przyszłam ci tylko powiedzieć, że idę do domu - powiedziała wstając - miałeś gościa nie chciałam przeszkadzać ale jakoś tak.. Się nasunelam. Sam rozumiesz ciekawość robi swoje -
- mam nadzieję że nie wracasz sama - powiedziałem surowo wstając do niej
- Lloyd ze mną wraca. Zresztą nawet jeśli, to wiesz ze sobie poradzę - uśmiechnęła się jakby chciała mnie na zaś uspokoić
Przytuliłem ja do siebie i pocalowem w czubek głowy.
- w razie wu wiesz.. - zaswiecily mi się oczy na demoniczny sposób zmieniając kolor tęczowek na czerwony..
- zawiadomie cie bracie.. - jej oczy również zmieniły barwę na czerwona i miały swój.. Mały demoniczny charakter..
Puściłem ja i odprowadzilem wzrokiem do drzwi.

Lloyd szedl za mną spokojnie w tym samym czasie obserwując teren

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lloyd szedl za mną spokojnie w tym samym czasie obserwując teren. Mój brat nieźle go wyszkolił, nie oszukujmy się ale miał niezłego świra na moim punkcie. Kochałam to w moim bracie, że zawsze pomimo tego, że nie ma go gdzieś w pobliżu to mnie chroni.. Nie zależnie od sytuacji. Pomimo naszej natury.. Jaka mamy.
Mój brat podobno ma to odziedziczone od urodzenia, ze mną jest trochę inna sytuacja. Sama nie wiem skąd to we mnie jest. Skąd ta przemiana, żądza krwi, władzy, zabijania... W dobrym tego słowa znaczeniu. Nie zabijaliśmy wszystkich. Od śmierci rodziców Desmond otworzył własną działalność, która polegała na zabijaniu.. Za pieniądze. Najczęściej wysyłana w teren byłam ja.. Tak samo będzie prawodobnie dziś wieczorem. Ale właściwie kiedy dowiedziałam się o tym co we mnie siedzi?
Pf.. Czas leci jak przez palce, zgubilam bieg czasu kiedy to było. Dawno.. Oj dawno.. Miałam tylko iść do urzędu pozałatwiać parę spraw.. A tu nagle, ni stąd ni z owąd napataczyło się parę.. Osób, które nie wiedziały przed kim stoją. Zazwyczaj nosiłam przy sobie nóż, który kazał mi nosić Desmond pod ciuchami, tym razem jakoś się nie przydał. Nie wiem kiedy nawet jak to się stało, gdy nagle te osoby padły na ziemię martwe.. Mój brat znalazł mnie parę sekund później. Nigdy nie widzialam go aż tak zaskoczonego jak wtedy. Kiedy wyglądałam, jak oblicze kobiety demona, który kiedy tylko chce znika.

- czy pan Desmond przybędzie dzisiaj na kolacje? - zapytała mnie służąca gdy tylko pojawiłam się w pałacu- nie mam pojęcia - odpowiedziałam oddając swój płaszcz - znasz mojego brata, nigdy z nim nie wiadomo - uśmiechnęłam się niewinnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- czy pan Desmond przybędzie dzisiaj na kolacje? - zapytała mnie służąca gdy tylko pojawiłam się w pałacu
- nie mam pojęcia - odpowiedziałam oddając swój płaszcz - znasz mojego brata, nigdy z nim nie wiadomo - uśmiechnęłam się niewinnie.
Powedrowalam do jadalni, duży ogromny machoniowy stół i ręcznie robione krzesła.. Usiadłam zgrabnie a inne służące zaczęły znosić talerze, jedzenie i wszystko czego bym potrzebowała. Chciałam zjeść aby mieć siłę na wieczór, w szczególności że nie znam jeszcze do końca planu co mam robić. Nic nowego jak zwykle Desmond powie mi na ostatnią chwilę. Kiedy wszystko przyniosły zaczęłam jeść. Zazwyczaj w domu jadłam sama. Zdążyłam się do tego już chyba przyzwyczaić, że mój brat nie miał na nic czasu. W szczególności na wspólne jedzenie, skoro chciał wyciągnąć rodzinę z długu, który zostawili po nas rodzice. A życie jako platny zabójca się opłacało.. A co dopiero jako rodzina arystokracka. Zaczęłam rozglądać się po sali, jak zawsze. Pomimo tyłu ludzi w pałacu zawsze czułam się samotna. Mój brat rzadko kiedy był w domu. Czasami nawet tutaj nie spał. Wcale mu się nie dziwię, skoro budzi tyle wspomnień.. Dlatego przy swoim gabinecie ma osobny pokój, gdzie często śpi i się przy okazji zabawia z dziewczętami. Dom publiczny połączony z miejscem płatnego zabójcy.. Nic lepszego mój brat nie mógł wymyśleć... Na prawdę.
Znałam ta sale już chyba na pamięć. Znałam każdy obraz, który wisiał na ścianie i ich wykonawcę, kiedy powstał i nawet interpretacje... Zaczynałam pomału czuć się jakaś.. Pusta niepełna..
Samotna..
Jakby mi czegoś brakowało, choć żyłam w dostatku i mój brat o to akurat dbał.. Jak nikt inny wcześniej.
Pomimo mojej natury, szczerze powiem, liczyłam że kiedyś..
Będzie ktoś kto wydrze że mnie to co złe.. Zabierze mnie od tego wszystkiego.. Po prostu mnie..
Nawet nie umiem wypowiedzieć tego słowa..
Jadłam kolacje że łzami w oczach.. Na moje nieszczęście nastał cud i mój brat właśnie wszedł do jadalni..

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ród z Piekła rodem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz