Rozdział 1

587 19 6
                                    

Mawiają, że ludzka dusza może być szara, pusta.

Szłam szarą ulicą, otoczoną szarymi, starymi  kamienicami, które zapewne powstały kilkanaście dekad wcześniej. W tamtym szarym miasteczku było dużo szarych ludzi. Ja sama byłam "szara". Mijałam puste ludzkie spojrzenia, które były w pewnym stopniu przykre do oglądania. Każdy z nich w pewnym stopniu się zadręczał myślami, które przychodziły nie wiadomo kiedy i odchodziły nie wiadomo gdzie. Sama w tamtej chwili pogrążałam się w "pułapce" myśli. Samotność szarpała struny rozdartego serca, uczucie smutku dostawało się do umysłu.

W słuchawce leciał znany mi od dawna popowy utwór Safe and Sound, który działał na moje emocje. Lubiłam tego typu piosenki, takie, przy których można było się nawet wypłakać. Gdy dochodził mój ulubiony moment, na horyzoncie dostrzegłam moją przyjaciółkę, Dianę. Uśmiechnięta od ucha do ucha sprężystym krokiem zbliżała się do mnie, niosąc za sobą szczyptę pozytywnych emocji.

Zanim dziewczyna zdążyła się do mnie doczłapać, odchyliłam głowę do tyłu, wpatrując się w pochmurne niebo. Chłodny wiatr otulił moją wątłą sylwetkę, rozwiał czarnawe włosy, sięgające do ramion. Przez to, że miałam grzywkę, obraz trochę się zamazał. Po paru sekundach na odkrytych dłoniach poczułam spadające krople deszczu, które nie były zaskoczeniem, choćby ze względu na stan nieba. Nie przeszkodziło mi to jednak w dalszej wyprawie do placówki umieszczonej w centrum szarego miasta.

– Hej, Lea! – zawołała z entuzjazmem dziewczyna, co skupiło moją uwagę na jej osobie. Uniosłam lekko kąciki ust, chowając dłonie w skórzane kieszenie kurtki.

– Cześć, Dianka – przywitałam się z przyjaciółką, a potem ruszyłyśmy razem do szkoły.

Diana i ja byłyśmy małymi przeciwieństwami, co w pewnych momentach kolidowało z danym poglądem na jakiś temat. Jednak nie przeszkadzała nam ta różnica, a nawet się czasem z tego śmiałyśmy. Śmiałyśmy się z tego, że byłyśmy po prostu inne. Jednak tak wyszło. Była jedyną osobą, która ze mną porozmawiała w liceum, więc zaczęła się tak nasza znajomość.
Diana była blondynką, a jej włosy sięgały do pasa, przez co czasem jej zazdrościłam, ale czasem wybuchałam śmiechem, gdy ta się z nimi siłowała. Jej szare tęczówki były przepełnione troskliwością, często szczęściem i entuzjazmem. Jej zadarty do góry nos był pokryty trądzikiem, tak samo jak i policzki oraz czoło. Jej koralowe usta wyginały się w szczerym uśmiechu, jej cera była lekko opalona, przypominająca kolor brzoskwini.

– Umiesz na matematykę? – zapytałam nagle, kopiąc nogą kamyka, który niestety wpadł na ulicę. Cicho westchnęłam, a wzrok powędrował na twarz blondynki.

– Tak, coś tam umiem, a ty?

– Mniej więcej... Tak nawet trochę mniej – odparłam, a szarooka cicho się zaśmiała. Później tematy do rozmów przeskoczyły na plotki o artystach, wymiany opinii na temat nowych piosenek ulubionego zespołu Diany, opowiadania krótkich historii sprzed paru dni. Tematy wyczerpały się w chwili dojścia do dużego budynku.

Weszłam po schodach do szkoły, wytarłam buty w małym przedsionku, a następnie przeszłam przez duży hall, aż do szatni. Przebrałam buty, zdjęłam przesiąkniętą od deszczu kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku.
Obrzuciłam moją przyjaciółkę wzrokiem, mówiącym Nie chcę mi się na Ciebie czekać, wybacz, a następnie opuściłam szatnię i powędrowałam na ławkę znajdującą się obok sklepiku szkolnego, w małym zagłębieniu ściany. W międzyczasie zdążyłam złapać kontakt wzrokowy z nauczycielką od historii i jednocześnie języka Polskiego, mającą ranny dyżur na głównym korytarzu.

Po chwili do uszu dostał się odgłos głośnych chłopięcych śmiechów, a na myśl przyszło to, że moja klasa znów coś nawyczyniała. Dla nich zabawnego, dla nauczycieli niezbyt. Ciężkie westchnięcie zsynchornizowało się z pojawieniem blondynki. Ta z sapnięciem siadła na ławce, opierając głowę o ścianę.
Zaśmiałam się cicho na fakt, że była zmęczona już samym zmienieniem butów.

Ile razy upadłeś, tyle razy wstań |D.K|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz