Brunet w płaszczu zamknął za sobą drzwi. Nie były to tylko fizyczne drzwi. Czuł on, że zamyka w tym momencie okres jedenastu lat przepełnionych śmiechem, łzami, huśtawką różnorakich emocji, poświęceń, doświadczeń i zmiany siebie. Gdyby ktoś zapytał go "Co teraz?" nie odpowiedział by. Dlaczego? Bo sam tego nie wiedział. Został sam. Nie wierzył, że tak się stanie, że będzie musiał odejść, że będzie tu niechciany. Chciał wykrzyczeć Deanowi prosto w twarz jak bardzo boli go ta sytuacja, jak bardzo ciężko mu jest, jak bardzo go potrzebuje. Czemu tego nie zrobił? Przecież miał okazję, może nawet coś by to dało... Ale Castiel nie był taki, nie potrafił podejść i po prostu wykrzyczeć w twarz tego co się z nim teraz działo, co czuł. Było tego za dużo i za bardzo bolało. Tym bardziej bolała go myśl, że jeżeli Dean już wcześniej nie chciał słuchać to najprawdopodobniej spotkałby się z podobną reakcja zielonookiego.
Jak bardzo chciał zobaczyć w jego oczach zrozumienie, współczucie, chęć walki razem z nim, jak bardzo chciał w tych oczach odnaleźć miejsce dla siebie... Zamiast tego zobaczył wściekłość, pogardę, frustrację. Był zdziwiony, nigdy nie spodziewał się zobaczyć aż tak mocnych negatywnych emocji w oczach Deana Winchestera, w których tak często gościły miłość, zrozumienie i otucha. Czemu nie było tak tym razem?
Castiel zaczął iść przed siebie, co miał zrobić innego? Obejrzał się na bunkier dwa razy oczekując, że jednak ktoś po niego wyjdzie, zatrzyma go, przytuli. Co on by dał za proste przytulenie, powiedzenie, że to przecież nie jego wina, że wszystko będzie jeszcze dobrze, że nigdzie nie musi iść, wręcz przeciwnie - nie może nigdzie iść. Dałby wiele za takie słowa i możliwość pozostania w bunkrze. Gdy obejrzał się trzeci raz i ponownie nie zobaczył nikogo, jedynie wejście do miejsca, które tak dobrze znał, popłynęła mu łza. Nie płakał często ale teraz... Teraz pozwolił sobie na okazanie ludzkich emocji, na chwilę słabości.
Anioł nie rozumiał dlaczego Dean aż tak bardzo go obwiniał, dlaczego żaden z nich nie chciał go wysłuchać, pomóc? Przecież on zawsze był obok, słuchał, pomagał jak tylko mógł a przynajmniej się starał. Naprawdę nie mógł otrzymać tego wszystkiego od nich w tym momencie? Co się stało, że zasada braci straciła na wartości? Co ze stwierdzeniem, że jest rodziną, że rodzina nie kończy się na krwii? Przeminęło bo zrobił się niewygodny? Przestał być rodziną przez błędy? Kto nie popełnia błędów?!
Idąc rozmyślał o przyszłości, o tym co teraz może robić, gdzie się udać. Fakt, że słabł coraz bardziej mu nie pomagał. Zaczynał żałować, że ugoda z Pustką nie miała innego końca. Gdyby zabrała go od razu Mary nadal by żyła, Dean nie wyżywał by się na nim, Chuck może nie sprowadziłby końca świata? A Jack by żył.
***
Do Deana nie do końca docierało to co się właśnie stało. Anioł wyszedł i miał już nie wracać? Przynajmniej nie będzie za każdym razem patrząc na niego widział braku mamy. Nie mógł mu tego wybaczyć, sam nie do końca wiedział dlaczego. Gdzieś głęboko słyszał głos mówiący mu, że źle postępuje, że nie powinien tak, że przecież Cas nie jest tu winny. Głos ten był często zduszony przez resztę, która niemal krzyczała w nim o tym jak bardzo anioł był winny odejścia matki.
Chwycił butelkę whisky i ruszył do pokoju. Zamknął się w środku i obrzucił pokój wzrokiem. Czemu nawet jego własny pokój kojarzył mu się ze skrzydlatym dupkiem?! Wyszedł tak szybko jak wszedł i poszedł do jedynego miejsca, które wiedział, że da mu wytchnienie. Zapalił światło w garażu i powolnym krokiem upijając sporo z butelki podszedł do Chevroleta Impali, jedynego i niezastąpionego. To auto nie było zwykłe, miało duszę, czuło i pomagało uspokoić się dzięki rykowi silnika, który działał jak kołysanka. Blondyn oparł dłonie o kierownicę i zadudnił palcami. Był pewien jak niczego innego, że Dziecinka jest jedynym pewnym w jego życiu. Jeżeli tylko nic nie zepsuje jej w tak znacznym stopniu, że nie zdoła jej naprawić, będzie przy nim cały czas, nie zdradzi, nie wystawi, wysłucha. Ruszył przed siebie w kierunku najbliższego baru, o którym wiedział. Gdy dojechał na miejsce wszedł do środka i zaczął od zamówienia podwójnego whisky. Zerknął na stół bilardowy zastanawiając się jak bardzo pijani są mężczyźni przy nim. Obserwował ich i ustalał taktykę. Może to pozwoli mu się choć trochę zrelaksować, później wyrwie jakąś laskę jak za starych dobrych czasów i wróci do bunkra żeby znaleźć kolejną robotę.
CZYTASZ
Sounds of the past [Supernatural fanfiction]
Fanfiction„- Gdzie idziesz? - Jack nie żyje. Chuck odszedł. Ty i Sam macie siebie na wzajem... Myślę, że nadszedł na mnie czas... Żeby odejść." Anioł nawet po kilku latach pamiętał każde wypowiedziane wtedy słowo. Wszystko było nadal żywe a rana, która powsta...