03:𝐰𝐢𝐞𝐦, 𝐳𝐞 𝐧𝐢𝐞 𝐣𝐞𝐬𝐭𝐞𝐦 𝐰 𝐬𝐭𝐚𝐧𝐢𝐞 𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐝𝐥𝐮𝐳𝐞𝐣 𝐳𝐧𝐨𝐬𝐢𝐜

233 30 41
                                    

Ich pierwsza dłuższa rozmowa miała miejsce tamtego wiosennego, deszczowego dnia. Minghao siedział skulony na ławce przy uniwersyteckiej bibliotece, z głęboko naciągniętym na głowę kapturem. Opierał łokcie na udach, a twarz schowaną miał w dłoniach. Nie zważał na to, że padał dość mocny, kwietniowy deszcz. Przemoknięte ubrania nie były teraz dla niego największym problemem. 

Niemal podskoczył, gdy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Natychmiast podniósł głowę i spojrzał na osobę, która postanowiła dotrzymać mu towarzystwa. Nawet nie był szczególnie zdziwiony. To było do przewidzenia. Nie mógł odeprzeć od siebie myśli, że ten facet jest jakimś fatum, które na nim ciąży.

- Nie powinieneś zostawać na deszczu bez parasola - powiedział młodszy, ponownie odwracając wzrok.

- I kto to mówi - prychnął Junhui, nie ruszając się z miejsca . Akurat przyszedł wypożyczyć książki, w końcu zbliżała się sesja. Szukając podręczników, znalazł coś o wiele bardziej ciekawego. Trudno, nauka nie zając, nie ucieknie. - Coś się stało? - gdy nie otrzymywał odpowiedzi przez dłuższą chwilę, wstał i wyciągnął rękę w stronę bordowowłosego. - Chodź, pójdziesz ze mną. Nie zostawię cię takiego samego, jeszcze coś sobie zrobisz i będę mieć cię na sumieniu - znowu cisza. Wyższy przewrócił oczami i z ciężkim westchnięciem sam pociągnął za sobą zdezorientowanego Minghao.

- Co ty robisz?! - krzyknął dwudziestolatek, zaczynając szarpać niewzruszonego Wena. Ten ciągle go za sobą prowadził. 

- Nie wyrywaj się, mieszkam niedaleko - poinformował go spokojnym tonem Jun, uśmiechając się pod nosem niemal niezauważalnie. Słodki.

Prawidłowo powinien go wtedy tam zostawić. Powinien uszanować jego wolę - co z tego, że Xu podświadomie pragnął tego, by ktoś go wreszcie przygarnął, zabrał z deszczu jego smutków. Junhui powinien poskromić swoje zainteresowanie młodszym kolegą. Wtedy do niczego by nie doszło, nawet by się nie poznali. Jednak, jak widać, los chciał inaczej. 

Starszy student zaprowadził Hao do swojego mieszkania, które znajdowało się dosłownie pięć minut dalej. Posadził go na krześle w niewielkiej kuchni, wstawił wodę, wyjął dwa kubki - jeden z kotkiem, drugi w żabki - i do każdej z nich wrzucił torebkę herbaty, po czym odwrócił się w stronę gościa i oparł o blat, zakładając ręce.

- Coś się stało? - zapytał, unosząc jedną brew. Minghao siedział tutaj jak na tureckim kazaniu: ze spuszczoną głową, ciasno ściśniętymi kolanami i splecionymi dłońmi. Z jego ubrań skapywała woda, co już całkowicie ukazywało obraz nędzy i rozpaczy. Szarowłosy bez słowa przeszedł do pokoju, również niewielkiego, skąd po chwili przyniósł koszulkę i jakieś jeansy. - Proszę, powinny na ciebie pasować - powiedział, kładąc ubrania na stole przy Xu. Ten jedynie zerknął na nie i spojrzał niezrozumiale na gospodarza. - Pójdź się przebierz, ja w tym czasie zrobię nam herbatę i porozmawiamy.

O dziwo, Minghao nie protestował. Wziął ciuchy, cicho podziękował starszemu, po czym, za jego wskazówkami, poszedł do łazienki, by zmienić przemoczoną odzież. Jak mu później Jun wytłumaczył, wszystkie dresy miał akurat w praniu. Na szczęście, zarówno spodnie jak i T-shirt niemal idealnie na niego pasowały - nie ma się co dziwić, dzieliły ich zaledwie trzy centymetry wzrostu. Co prawda, koszulka nieco na nim wisiała, ale to szczegół. 

Gdy wrócił do kuchni, dwudziestojednolatek już czekał na niego z gorącym naparem, który powoli popijał, sprawdzając coś w telefonie. "Pewnie pisze z jakąś dziewczyną" - to pierwsze, co przemknęło zmęczonemu Xu przez myśl, za co zaraz się zbeształ. Nie ma co się wtrącać w jego życie.

- A więc, dlaczego tam byłeś? Coś się dzieje, masz jakieś problemy? - Junhui zalał go falą pytań, tak, jak pół godziny później swoją koszulkę już zimną herbatą. Początkowo Hao myślał nad milczeniem, ale czy nie tego właśnie chciał? Czekał, aż wreszcie ktoś taki pojawi się w jego życiu; ktoś, kto sam go wyciągnie na spytki; ktoś, kto się o niego zatroszczy. Dlatego po prostu poddał się temu ciepłemu uczuciu, które nie było jedynie naparem, który przygotował mu ktoś inny niż on sam.

- Wiem, że nie jestem w stanie tego dłużej znosić - westchnął w pewnej chwili. 

Teraz zapewne powinien wypowiedzieć te same słowa. Nie powinien minuty dłużej zastanawiać się i po prostu pozwolić Junhuiowi odejść. Nie mógł ciągle udawać, że wszystko jest okej; że wcale nie chce mu się płakać, gdy jego chłopak robi mu wyrzuty, nie pozwala nigdzie bez niego wychodzić; że wcale go nie boli, gdy ma wybuchy złości. Przecież zawsze przeprasza, okazuje skruchę. 

Dlatego nic nie mówił.

_____________________________________

Widzę, że ten fanfik tak średnio się przyjął. :// Szkoda, bo starałam się, by był inny niż większość typowych opowiadań, no ale trudno. Nie wszystko musi iść po mojej myśli.

Już się do świąt nie spotkamy, dlatego teraz życzę Wam wszystkiego najlepszego, uśmiechu na twarzy, samych radosnych dni, rozwiązania wszelkich problemów, miłości i wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

ғᴇᴀʀ − junhaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz